35. Maraton Treh Src w Radenci: Słoweńcy znają się na biegach! Widoczni Polacy [ZDJĘCIA]

 

35. Maraton Treh Src w Radenci: Słoweńcy znają się na biegach! Widoczni Polacy [ZDJĘCIA]


Opublikowane w czw., 21/05/2015 - 08:45

Słowenia okazała się krajem bardzo gościnnym dla sportowców i zdumiała nas świetną organizacją sportowych wydarzeń. Tutaj perfekcyjne przygotowanie dużej imprezy nie stanowi problemu. Nawet, jeśli liczba jej uczestników… przekracza liczbę mieszkańców miejscowości, w której się odbywa!

Relacja Kasi Marondel

Radenci to niewielkie miasteczko w północno-wschodniej części Słowenii, słynące z term, uzdrowisk i wód mineralnych. Do austriackiej granicy jest tutaj rzut beretem, wszyscy mówią po niemiecku a w przydomowych ogródkach mają… winnice. Dojazd samochodem z Polski jest prosty i szybki – poczynając od A1, autostradami można dojechać nieomal do słoweńskiej granicy. Tutaj już nie ma autostrady, bo najbliższa zaczyna się kilka kilometrów za Radenci i prowadzi do malowniczego Mariboru.

5 000 mieszkańców to niewiele. I o kilka tysięcy mniej niż biegaczy i ich rodzin, którzy w tym roku przyjechali na 35. Maraton Treh Src do Radenci. Mimo tego obyło się bez kataklizmów komunikacyjnych i noclegowych. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i odbyło się zgodnie z planem. Ani sekundy opóźnienia przy żadnym ze startów. A trochę ich było: maraton, połówka, biegi na 10 km i 5,5 km, nordic walking i marsz rodzinny, do tego biegi dzieci.

Do Radenci wybraliśmy się na pierwszy etap Pucharu Europy w Nordic Walking (rozgrywany w ramach imprezy maratońskiej) i już od pierwszych chwil była to podróż zaskakująca. Po pierwsze południowy kraj powitał nas deszczem, podczas gdy nasi znajomi opalali się w Polsce. To skłoniło nas do zmiany planów noclegowych i porzucenia namiotów na rzecz ciepłych, a przede wszystkim, suchych łóżek. Ale jak znaleźć pokój w miasteczku, w którym w większości hoteli kompletu rezerwacji na maratoński weekend dokonano przed rokiem?

Okazało się, że w Słowenii całkiem prosto – wystarczyło zapytać w jednym hotelu a jego właściciel, przepraszając, że nic dla nas nie ma, obdzwonił placówki w sąsiednich miastach, znajdując bardzo elegancki apartament w świetnej cenie. I to zupełnie bezinteresownie!

Odebraliśmy pakiety startowe, otrzymując w nich między innymi ładne koszulki bez rękawów. Damskie albo męskie, w pełnej rozmiarówce, ale „proszę przymierzyć czy na pewno pasuje”… Kolejne zaskoczenie, zwłaszcza po niedawnej dużej polskiej imprezie, gdzie większość kobiet dostała męskie koszulki w rozmiarze L…

Rano, dla odmiany, to my zaskoczyliśmy Słoweńców. Już ustawiając się na starcie marszu nordic walking wzbudzaliśmy spore zainteresowanie miejscowych zawodników, ale prawdziwym szokiem okazał się zwycięzca rywalizacji Bogdan Cyrus, który zdeklasował konkurencję a nawet… wyprzedził pilota wyścigu. Ten ostatni miał nas prowadzić przez mocno terenową trasę, ale nie wytrzymał tempa lidera. Bogdan, docierając do mety w tak szybkim tempie, zaskoczył organizatorów imprezy, którzy zareagowali ekspresowo, odgradzając dla niego część dojścia do mety tak, by nie zderzył się z biegaczami.

Polacy w Pucharze Europy zaprezentowali się bardzo dobrze. Na podium znalazł się także drugi Polak – Adam Niedbał, reprezentujący, podobnie jak zwycięzca, drużynę Silesia Nordic Team. Wśród kobiet triumfowały Słowenki, ale na trzecim miejscu podium stanęła Małgorzata Jarzyńska a tuż za nim znalazła się autorka tego tekstu.

Również wśród biegaczy nie zabrakło biało-czerwonych. Do Radenci wraz z przyjaciółmi z klubu Energetyk-Rybnik przyjechała Maria Rogacka z Gliwic, która wystartowała w półmaratonie. – Na pewno intrygująca nazwa. Genealogia być może wywodzi się z położenia Radenci na styku trzech państw: Słowenii, Austrii i Węgier – mówiła później o imprezie. – Moje subiektywne odczucia są… bardzo poprawne. Trasa bardzo dobra, sto procent asfaltu bez dziur, płasko z leciuteńkimi podbiegami i zbiegami. Droga dobrze oznaczona, zabezpieczona, całkowicie wyłączona z ruchu miejskiego aż do ostatniego maratończyka. Choć widoki nie były porywające… Za to ładny szklany medal.

Bardzo entuzjastycznie o słoweńskiej imprezie wypowiada się Robert Zostawa, którego poznałam… poprzez zdjęcie. Wracając z linii mety do samochodu sfotografowałam kilku finiszujących biegaczy. Dopiero w domu zorientowałam się, że na jednym z nich był Polak. Zdradziła go koszulka znajomego klubu Forma Wodzisław. Tak dotarłam do Roberta, który tak opowiedział nam o swoim starcie:

– Wybrałem dystans 10 km i dla mnie to była najlepsza dyszka, jaką biegłem. W dodatku pierwszy raz na zagranicznych zawodach. Było sporo znanych nazwisk, między innymi skoczków narciarskich (m.in. Peter Prevc – red.)i świadomość, że razem z nimi biegnę dodawała motywacji. Do tego pogoda była idealna a trasa dobrze przygotowana – zachwalał Robert Zastawa.

– Spotkałem dużo fajnych reakcji, przyjęcie było bardzo pozytywne. Na trasie ludzie pytali mnie skąd jestem. W dodatku biegłem z takim małym chłopcem. Zastanawiałem się, skąd on się tam wziął, ale całą drogę świetnie trzymał tempo i biegł obok mnie. Nawet kibice pytali czy to mój syn! Na metę wbiegałem prawie równocześnie z czołówką półmaratonu. Na pewno ten bieg na długo pozostanie w mojej pamięci. Fantastyczna impreza!

Całości dopełniły bardzo uroczyste dekoracje zwycięzców poszczególnych dyscyplin i kategorii, podczas których nagrody wręczali słoweńscy skoczkowie narciarscy. Wszystkiemu towarzyszyła piknikowa atmosfera, w której można było posiedzieć przy piwie, zjeść coś albo zrobić zakupy na maratońskim expo, które tutaj, dla odmiany, działało po maratonie i cieszyło się ogromnym zainteresowaniem. Tak odbyło się wielkie biegowe święto, ze słoweńską precyzją i gościnnością. Z pewnością warto się tam wybrać za rok!

KM

 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce