6. Powiatowy Bieg Niepodległości Zduńska Wola - Strońsko, czzyli “Kabhi kushi, kabhie gham”

 

6. Powiatowy Bieg Niepodległości Zduńska Wola - Strońsko, czzyli “Kabhi kushi, kabhie gham”


Opublikowane w pon., 13/11/2017 - 08:47

Musicie mi wybaczyć, że relację z Biegu Niepodległości zaczynam cytatem z hinduskiego filmu,  ale pewne skojarzenia nasuwają się same. Zresztą szaleństwa panny Linki nie powinny już Was dziwić.

A było tak...

„Na judaa honge hum, kabhi kushi, kabhie gham”
(kto oglądał - ten wie, kto nie zna- niech żałuje i nadrobi zaległości)

A teraz do rzeczy.

Jak najlepiej można uczcić Dzień Niepodległości, najważniejsze święto każdego POLAKA? Ano, tak jak to czujemy - prosto z serducha! Szczerze!

Historia pokazuje, że my Polacy jesteśmy niesamowitym narodem. Jedynym takim, który zwycięsko wychodzi z każdej opresji. Uginamy się jak trzcina na wietrze, by ostatecznie powstać i zostać „Mesjaszem Narodów”. Mocni w Bogu, w poczuciu własnej wartości, w biało-czerwonych barwach.

Tutaj mogłabym się rozpisać... wychowana na „Trylogii” wielbicielka pasowanych rycerzy oraz państwa pierwszych Piastów. Ciągle szperająca w pomroce dziejów samozwańcza „medievalistka”... wspomniałam, że próbuję nauczyć się łaciny?

No nie, dobra... nie o tym miałam pisać i nie zamierzam Was zanudzać. Strona jest o bieganiu - niech zatem tradycji stanie się zadość!

Zgadnijcie teraz od czego zacznę... no ba! Pewnie, że od pogody - to jasne, jak chińska czołówka! Czemu znów od tego? Ano...bo ja jestem biegaczem wykwintnym i wybrednym. Do życiówek potrzebny mi mróz, sucha szosa i płaski teren. Zduńska Wola natomiast, przywitała mnie słońcem, deszczem, gradem, wiatrem i podbiegami! Całe zło świata skumulowane w jednym biegu. Walka!

Zazwyczaj 11.11 stawałam na starcie Łódzkiego Biegu Niepodległości. Tego roku jednak, już zapoznana z biegami „pomarańczowych”, postawiłam właśnie na Rajsport Active i wylądowałam w Zduni - nie zawiodłam się!

Ogólnie, nie miałam tego dnia dyspozycji. Byłam zmęczona, śpiąca, bolały mnie nogi po leśnej piętnastce, bolały po stepie... marzyłam o roztrenowaniu i ogólnie ten bieg, miał być biegiem krajoznawczym. Takim na zakończenie sezonu.

Moje malkontenctwo sprawdziło się już na pierwszym kilometrze: czułam, że wystartowałam na 4:45, a zegarek pokazał 5:30! No myślałam, że się popsuł! Shit happens...trudno, biegnę dalej.

Z trudem udało mi się wejść na „swoje obroty” ale ciągle było ledwie poniżej 5:09...

Na trzecim kilometrze poczekałam nieco na Kamkę, której zegarek się ofochał i nie chciał współpracować, a potem „poszłam w trupa” by jak najszybciej dobiec do mety.Dobijały mnie podbiegi, dobijał wiatr ( Biegaczowi, to zawsze wiatr w oczy...) dobijało ostre słońce i deszcz. Przyznam jednak bez bicia, że sama trasa była piękna! Tereny jak w Gorcach!

Wiktor na horyzoncie, ale jakoś nie udało mi się go dogonić.

Mimo przeciwności, osiem kilometrów minęło mi nadspodziewanie szybko. Dopiero ostatni zdemotywował mnie srodze. Widzę zakręt. Myślę- o kurcze, teraz będzie z górki! 

I co? I kurde podbieg pod linię mety....aaaargh!

Już było mi wszystko obojętne. Krebsik - pabianajs runner natomiast bardzo „wspierał i motywował” na ostatnich metrach, dzięki czemu wymęczony uśmiech wpełzł na mą twarz... Wpadam na linię mety i z głośników słyszę „Nasza BiegaLinka”! No totalny czad! Michał Piotrowicz  - dodałeś mi skrzydeł!
Najlepszą jednak nagrodą był mój mąż czekający na mecie! Nie ma nic lepszego na świecie niż kochana mordka na mecie! ( no to mi się zrymowało)

Ukończyłam bieg z czasem 51:13. 

Chciałam lepiej, jednak ultra wrzesień, ultra październik i życiówka w Sieradzu, zebrały swój żołd.
Wygrzałam się przy ognisku (kurtka nadal śmierdzi grillem), pogadałam ze znajomymi, wypiłam ciepłą herbatkę- są wyniki!

Zerkam bez entuzjazmu. Szósta w swojej kategorii.

- „Nie jest tak źle” myślę sobie. W ogóle nie walczyłam o podium, nie liczyłam na podium, w najśmielszych marzeniach nie spodziewałam się... MIEJSCA TRZECIEGO W KATEGORII! No i jak tu nie myśleć, że jestem „Królową trzecich miejsc”? Sigridą Storradą najniższego stopnia ?

Kiedy Michał Piotrowicz wyczytał moje nazwisko poczułam się jak Buholtz! 

- „Ich bin Buholtz - ja mogę robić, co podoba mnie się”! 

Podium w takim dniu, to jak Olimpiada!

Miałam jednak mały niedosyt, bo znając możliwości Kamila- powinna być miejscu drugim. Bieg jednak to suma wszystkich strachów- nigdy nie wiadomo co się wydarzy.

Rajsport Active - jesteście niesamowici! Wasze biegi przynoszą mi szczęście. Szczęściu jednak należy dopomagać, a najlepszym pomagierem mojego jest Trener Adam! Rok pracy z tym sympatycznym gościem dał mi poprawę życiówki na 10 km o dobre 6 minut i 5 pudeł w roku!

Dziękuje też serdecznie Catering dietetyczny - Schudnij ze smakiem, bo dzięki Wam udało mi się schudnąć i dzięki temu, musiałam mniej dźwigać podczas biegu.

#Team-sc, zawsze dla Was!

Jednak najbardziej dziękuję mojemu mężowi, którego poznałam przez sport, który zaraził mnie miłością do sportu  i który ciągle mnie motywuje! Kocham Cię bardzo Paweł Szyktanc!

Wiem, było słodko, więc już Wam daję spokój! 

Pamiętajcie... Keep it Real! 

Linka Szyktanc, Biegalinka


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce