Anna Maria Szetela trzecia w maratonie na biegunie. "Najtrudniejsze było... zebranie funduszy"

 

Anna Maria Szetela trzecia w maratonie na biegunie. "Najtrudniejsze było... zebranie funduszy"


Opublikowane w czw., 05/05/2016 - 08:52

Krakowianka Anna Maria Szetela osiągnęła jeden z najlepszych wyników w historii startów Polaków w ekstremalnych biegach. Zajęła trzecie miejsce wśród kobiet a jedenaste ogólnie w maratonie na biegunie północnym (6:33:48). - Nawet nie myślałam o podium - mówi w rozmowie z naszym serwisem.

Zajęła pani trzecie miejsce w North Pole Marathon. Liczyła pani na taki rezultat? 

Anna Maria Szetela: Nie myślałam o tym. Jechałam z nastawieniem – trudno, mogę być ostatnia, ale chcę to przebiec. Wynik absolutnie mnie satysfakcjonuje. Na podstawie obserwacji mojego organizmu stwierdziłam, że będę zadowolona, jeżeli zejdę poniżej siedmiu godzin. To się udało, więc dobrze, więc jestem zadowolona.

Jak wyglądała trasa?

To płaski maraton. Zero podbiegów. Trasa była trochę zróżnicowana. Pierwsze 32 kilometry – osiem pętli po 4 kilometry – biegło się po ubitym śniegu. Ostatnie 10 km to była trasa dziewicza. Tam się zapadaliśmy w śnieg, może nie po kolana, ale dość mocno. Wtedy skończył się bieg, a zaczął marszobieg.

Jakie panowały warunki?

Temperatura to minus 20 stopni, organizatorzy mówili, że odczuwalna to minus 30. Wiatr był silny, ale tylko w niektórych miejscach. Ponieważ były pętle szybko nauczyłam się kiedy wieje bardziej. Nie było kłopotów z oddychaniem, niektórzy biegli nawet z odsłoniętą twarzą. Do tego niebieskie niebo i słońce nisko nad horyzontem, więc nie raziło. 

Kryzys był?

Na ostatnich kilometrach, w głębszym śniegu biegło się ciężko, ale nie było tak, że nagle chciałam się wycofać.

Mięśnie paliły, były skurcze?

Skurczy na szczęście nie miałam. Po jednej z wizyt w strefie bufetowej pojawiła się jednak nieprzyjemna kolka. I co zrobić? Postanowiłam ją rozbiegać. Nie wiem, czy to jest zgodne z podręcznikami, ale to zrobiłam. Nie był to na szczęście tak silny ból, który uniemożliwiłby mi dalsze bieganie. Kolka faktycznie przeszła. Z fizycznych dolegliwości to tylko tyle.

Odmrożenia? 

Nie, może u innych, a trzeba przyznać, że lekarze straszyli nas na odprawie odmrożeniami. Organizatorzy pokazywali nam zdjęcia osób, które startowały w poprzednich latach. wiedzieliśmy, że musimy mieć się na baczności. 

Co pani myślała biegnąc przy minus 20 po lodzie?

Różne myśli przychodziły do głowy – „jak tu pięknie”, „o rany, czy ja na pewno tu jestem”. Myślałam o zdobywcach Arktyki. Zastanawiałam się co by było gdyby ktoś kiedyś powiedział Roaldowi Amundsenowi, że niedługo ludzie będą biegli w maratonie na biegunie. Myślałam też o ludziach, którzy wiedzieli, że startuję i trzymali za mnie kciuki. 

Były niedźwiedzie polarne?

Niestety żadnych dzikich zwierząt nie zobaczyliśmy. Zresztą i tak strażnicy z bronią pilnowali trasy.

Co najbardziej przeszkadzało - zimno, wiatr, ruszający się i pękający lód?

Chyba głębszy śnieg. Nie byłam przyzwyczajona do biegania w takich warunkach. Zimą w Krakowie nie było aż tyle śniegu, żebym mogła się lepiej przygotować. Jeżeli chodzi o kombinację wiatru z mrozem to pod koniec nie mogłam już korzystać z gogli po tym jak mi zaparowały i zamarzły, a na nierównym śniegu dobra widoczność była potrzebna. To też było jakieś ograniczenie. Warunków aż tak się nie bałam. Rok temu ukończyłam maraton na Spitsbergenie - byłam nawet pierwsza w swojej kategorii, w czerwcu zresztą tam wracam. Wiedziałam, że zimno mi nie zaszkodzi. To była dobra zaprawa.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce