"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?" Dziady Kabackie na biegowo już po raz 14

 

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?" Dziady Kabackie na biegowo już po raz 14


Opublikowane w ndz., 03/11/2019 - 15:41

Noc przed Świętem Zmarłych. Zimno, wręcz leciutko mroźno, temperatura około zera, a może nawet minusowa. Mimo to, na parkingu przy końcowej stacji linii metra M1 na warszawskich Kabatach zbiera się ponad sto osób w strojach biegowych. Współkoordynator zgromadzenia Michał Łubian naliczy później 110 uczestników Dziadów Kabackich.

Bieg Dziadów odbywa się już po raz 14. Od zawsze uczestnicy, których przez pierwsze lata było kilkoro, a dopiero po nastaniu ery mediów społecznościowych ich liczba zaczęła lawinowo przyrastać, ruszają z czołówkami na głowach w Las Kabacki, by na biegowo uczcić pamięć zmarłych.

W rezerwacie przyrody na terenie południowowarszawskiej dzielnicy Ursynów jest miejsc pamięci kilka, poświęconych zarówno partyzantom i ludności cywilnej rozstrzelanym przez Niemców w czasie II wojny światowej, jak i ofiarom katastrofy samolotu LOT z Nowego Jorku w 1987 r.

Trasa liczy zwyczajowo około 10-11 kilometrów, w tym roku wyszło nawet 12, bo organizatorka „zamieszania” Barbara Muzyka (zwana „Mel”) wyraźnie nie miała najlepszego dnia (nocy?) i dwukrotnie, nie wiedzieć czemu, pomyliła w „swoim” lesie trasę.

Nikomu to, oczywiście, nie przeszkadzało, dla biegacza każdy dodatkowy kilometr jest cenny. Było jedynie więcej śmiechu i komentarzy, z którymi zresztą biegowa wataha pokonywała cały szlak pamięci. Jedynie na czterech „pit stopach” przy miejscach poświęconych zmarłym wszyscy milkli jak jeden mąż, dumali, zapalali lampki i znicze oraz wsłuchiwali się w głosy Basi i Michała, recytujących kolejne fragmenty „Dziadów” Adama Mickiewicza.

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?
Zamknijcie drzwi od kaplicy i stańcie dokoła truny.
Żadnej lampy, żadnej świécy, w oknach zawieście całuny.
Niech księżyca jasność blada szczelinami tu nie wpada.
Tylko żwawo, tylko śmiało. Jak kazałeś, tak się stało.

Czyscowe duszeczki! W jakiejkolwiek świata stronie:
Każda spieszcie do gromady! Gromada niech się tu zbierze!
Oto obchodzimy Dziady! Zstępujcie w święty przybytek;
Jest jałmużna, są pacierze, i jedzenie, i napitek”.

– Bardzo fajna inicjatywa. Biegamy, spotykamy się ze znajomymi, wspominamy i czcimy pamięć zmarłych – mówi Artur, który w Biegu Dziadów uczestniczy pierwszy raz, a przyjechał na Kabaty aż z Rembertowa. – Czy biegnę na początku, czy na końcu, zawsze jestem w czołówce - na głowie – dodaje żartem.

– Z dziesięć lat nie byłam na Kabackich Dziadach – stwierdza z kolei Ewa. – I konstatuję, że to teraz całkiem inne wydarzenie. Dawne Dziady były imprezą bardzo kameralną, wszyscy się doskonale znali. Teraz jest cała masa ludzi, a łączy ich jedynie bieganie. Gdy przyjechałam i zobaczyłam ten tłum, zaniemówiłam. Czasy się zmieniły!

Ewa dodaje też, że Dziady Kabackie wcale nie były pierwszymi biegowymi „dziadami” w Warszawie. – Impreza tego typu odbywała się wcześniej na Łosiowych Błotach na Bemowie. Tam jest cmentarz wojenny i opodal cmentarz w Babicach. Biegaliśmy trasą „dychy”, którą normalnie pokonywaliśmy co tydzień w ramach SBBP: Sobotniego Bielańskiego Biegania Porannego, jednej z pierwszych towarzyskich grup biegowych w stolicy. Były czasem jakieś gusła, straszenie, zdarzały się łosie na drodze – śmieje się Ewa.

Teraz pozostały Dziady Kabackie. – Za rok spotykamy się znowu, już po raz piętnasty! – zapowiada Barbara Muzyka.

Piotr Falkowski


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce