D. Nowakowska: „Marzenia na dalszy plan, ważne..."

 

D. Nowakowska: „Marzenia na dalszy plan, ważne..."


Opublikowane w czw., 16/06/2016 - 11:21

Do rozpoczęcia Mistrzostw Europy w Lekkiej Atletyce pozostało tylko 20 dni. Do inauguracji Igrzysk Olimpijskich - 50. Mimo upływającego czasu wśród zawodników posiadających minimum na którąś z imprez nie ma Dominiki Nowakowskiej – finalistki MŚ z 2013 roku w biegu na 5 000m. Zapytaliśmy zawodniczkę LKB im. Braci Petk Lębork o to jak układa się jej ten sezon. 

Pani Dominiko - co z tymi minimami? 

Dominika Nowakowska: Ten rok jest dla mnie trudny. Spotkało mnie wiele przygód ze zdrowiem. Wszystko zaczęło się od ugryzienia przez psa podczas przygotowań w Portugalii. Gdy wychodziłam już na prostą pod względem treningowym, złapałam infekcję górnych dróg oddechowych. Stało sieto na dwa tygodnie przed mityngiem, w którym chciałam walczyć o minimum na ME czu Igrzyska. Mimo problemów nie odpuszczałam tylko trenowałam. Ciężko było położyć się pod kołderkę i czekać na cud. Teraz widzę, że podjęłam niemądrą decyzję. 

Jaką?

Czasem lepiej wypocząć i być niedotrenowaniem niż wyrządzić sobie szkodę. Te treningi zaważyły na moim zdrowiu. Teraz przestrzegam wszystkich przed podobnym błędem. Do pewnego momentu biegnę i wszystko jest dobrze, ale przychodzi czas gdy czuje jakby ktoś odciął mi zasilanie. Nie jestem sobą. Zrobiłam szereg badań, niby wszystko jest dobrze. Mogę normalnie ćwiczyć, ale obawiam się, że nie zdążę już zrobić minimum. 

Wróćmy na chwilę do sytuacji z przygotowań w Monte Gordo. Musiało to wyglądać dramatycznie...

Teraz wspominam to jak anegdotę, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Bardzo boje się psów, bo w dzieciństwie zostałam już ugryziona. Zawsze podkreślałam, że obawiam psów wszędzie, tylko nie tych w Portugalii. One tak tam leżą spokojnie na słońcu, są anemiczne i ospałe. Nikomu nic nie robią. Tymczasem gdy rano, przed wylotem na zawody do Maroko robiłam trening, najwyraźniej miały więcej siły. Zleciało się ich aż siedem. Zostałam  ugryziona w nogę. Mam jeszcze bliznę. Musiałam ratować się skacząc na maskę samochodu. 

Następnego dnia przed sobą miałam start w Maroko. Wtedy zaczęły się komplikacje. Musiałam zmienić trochę plany, zrezygnowałam z półmaratonu w Lizbonie. Ale wciąż nie chciałam się poddawać, bo na mnie te prędkości nie robią żadnego wrażenia. 

Pech...

Niestety jak widać jeden incydent decyduje o całym sezonie. Czas ucieka. Z trenerem musimy podjąć decyzję co robić dalej. Czy budować wszystko od nowa na lipiec-sierpień, czy też wyłączyć się, odpoczywać i przygotować się do startów jesiennych. 

Jak wyglądała pani walka o minimum?

Po chorobie miałam dwa mityngi i nie wypadałam w nich dobrze (Watford z wynikiem 16:21 oraz Hengalo z czasem 16:15 - red). Ostatnio mało trenowałam, bardziej odpoczywałam. Robiłam tylko jakieś małe akcenty. Lekarze często mówią, że po infekcji górnych dróg oddechowych powikłania są większe niż po innych chorobach. Czasem po takich niewinnych chorobach dochodzi w organizmie do mikrouszkodzeń. Potrzeba nawet miesiąca, żeby dojść do siebie. Szybkość nie ucieknie przez ten czas, ale wytrzymałość jest na tyle niewdzięczna, że po tygodniu czy dwóch spada. Trochę jest smutno, bo wiem ile z trenem włożyliśmy pracy i własnych środków realnie wierząc, że jestem w stanie wywalczyć minimum. 

Zeszły sezon był dla Pani obiecujący...

Dokładnie. Rok temu w Watford w samotnym biegu na 5 000m uzyskałam czas 15:29. Podchodziłam więc do tego sezonu z dużymi nadziejami. Uważałam, że wystarczy złapać jakiś sensowny bieg  i spokojnie uda się wywalczyć minimum na Igrzyska nie mówiąc o mistrzostwach Europy. Gdy robiłam minimum na MŚ biegałam 15:16 (rekord życiowy z 2013 roku - red.). Wskaźnik wynosił 15:18. Teraz jest 15:24 na Igrzyska i 15:40 na ME, więc powinno być łatwiej. Jednak marzenia odchodzą na dalszy plan. Liczy się zdrowie. Nie powiem, że nie jest mi przykro, bo jest i to bardzo. Wiem ilu ludzi było zaangażowanych w walkę o mój wynik. Wspierała mnie rodzina, mąż Karol, mój klub, przyjaciele. Może za rok o coś powalczę. Igrzyska są też za 4 lata (śmiech).  

Jak ocenia Pani szanse naszych zawodników startujących podczas Mistrzostw Europy? 

W biegach długich cuda się się nie zdarzają, ale miłe niespodzianki tak. Jeśli zawodnicy jak Dominika Napieraj, Agnieszka Mierzejewska czy Szymon Kulka utrzymają formę i dobrze się przygotują, to powinno być dobrze. To są waleczne osoby i trzymam za nich kciuki. A to czy ktoś jest mniej doświadczony czy też bardziej, to nie ma znaczenia. Startując w zawodach trzeba się uczyć i robić swoje na danej imprezie.

Rozmawiał Robert Zakrzewski



  

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce