"Niby mała górka, ale można się zmęczyć" - Trail Kamieńsk [ZDJĘCIA]

 

"Niby mała górka, ale można się zmęczyć" - Trail Kamieńsk [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 26/01/2020 - 23:27

Rozgrywany na najwyższym wzniesieniu środkowej Polski styczniowy Trail Kamieńsk we wszystkich dotychczasowych edycjach miał szczęście do prawdziwie zimowych warunków. Tegoroczny mały jubileusz odbył się bez śniegu. Jedyne, co przypominało o porze roku to temperatura około zera i lekko zmrożony grunt, kiedy w mglisty poranek zawodnicy startowali na 6 lub 30 km w górę stoku narciarskiego.

Stok ma 125 m wysokości, przy długości 750 metrów. Wszyscy musieli później pokonać go jeszcze raz tuż przed metą z tym, że uczestnicy „szóstki” po obiegnięciu krótszej trasy, a biegacze dłuższego dystansu po zatoczeniu dużej pętli wokół góry Kamieńsk, czyli zrekultywowanej hałdy bełchatowskiej odkrywki węgla brunatnego. Warto dodać, że jest prawdziwą mekką „nizinnych górali” z okolicy, którzy trenują tu przed swoimi wyzwaniami.

Po szalonym zbiegu ze wspomnianego stoku, pierwsza trójka zawodników krótszego dystansu wpadła na metę w niewielkich odstępach. Nomen omen „dzień konia” miał nasz świetny góral Piotr Koń, który wygrał z czasem 29:14 i wyprzedził Sebastiana Duszyńskiego (29:26) i stałego rywala z mistrzostwach Polski w biegach górskich weteranów Krzysztofa Pietrzyka (29:45). Zaledwie kilku sekund do podium zabrakło Adamowi Bednarzowi (29:54).

– Wygrałem tu drugi rok z rzędu – cieszył się zwycięzca. – Niby mała górka, ale można się zmęczyć. Trasa tak poprowadzona, że jest bardzo ciężko. A jeszcze jak jest mocna obsada i walka bark w bark, to robi się ciekawie. Było chłodno, co mi bardzo odpowiadało. Szkoda tylko, że nie ma śniegu, bo dla mnie im trudniej, tym lepiej.

– Biegłem tu już wcześniej 30 km, ale wtedy trasa mnie pokonała – wspominał drugi na mecie Sebastian. – Teraz przynajmniej częściowo się zrehabilitowałem. Dystans co prawda krótszy, ale na dziś to była dobra decyzja, żeby go wybrać.

– Mało zabrakło do drugiego miejsca, ale nie jest źle – stwierdził Pietrzyk. – Pod górę się świetnie czułem, jest moc. Na ostatnim podbiegu prawie doszedłem rywali, ale jednak zbiegi to nie moja specjalność, dlatego przed metą mi uciekli.

Pierwszą z pań była Katarzyna Czerwińska (17. open, 36:01), która o ponad trzy minuty pokonała Edytę Krasoń (39:23) i o kolejną minutę Annę Buresz (40:38).

– W Kamieńsku startuję już czwarty raz, z czego drugi zimą – opowiadała nam zwyciężczyni, bo biegałam też letnie edycje. Wcześniej też zdarzało mi się stawać na podium. Dzisiejsze bezśnieżne warunki mi odpowiadały, tylko słońca brakowało. Trudno stwierdzić, kiedy uciekłam pozostałym dziewczynom, bo nie mam w zwyczaju oglądać się za siebie – mówiła.

Walkę ze sobą na ostatnim podejściu toczyli nie tylko zawodnicy z czołówki. – Strasznie... – wykrztusiła Magda z Kamieńska. – Dobrze! Męcząco, ale w porządku! – dokończył Darek z Łodzi.

Była to odpowiedź na zapytanie o samopoczucie na górze narciarskiego stoku. Oboje lubią wracać na tę górę – był to dla nich odpowiednio czwarty i trzeci raz.

W biegu na 6 km udział wzięły 224 osoby. Pełne wyniki można zobaczyć tu.

Na 30 km klasą samą dla siebie był Tomasz Owczarek, który wygrał tu po raz drugi, tym razem z wynikiem 2:05:58. Ponad pięć minut za nim przybiegli Maciej Masiarek (2:11:36) i Jakub Kimmer (2:12:11).

– Tomek był bezkonkurencyjny – stwierdził Kimmer. – Wiedziałem, że pod górę ucieknie. Próbowałem go gonić na wypłaszczeniu, ale wciąż się oddalał. Później bardzo długo biegliśmy w grupce i jeszcze kilka kilometrów przed metą nie było wiadomo, jak to się rozstrzygnie. Dominika Stelmach mimo przeziębienia i złego samopoczucia długo nadawała nam tempo, wielki szacun dla niej! Dopiero teraz się dowiaduję, że nie ukończyła biegu...

Stelmach, znakomita maratonka i ultraska, była żelazną faworytką. Już przed startem jednak była przeziębiona. Jak nam później opowiedziała, mimo wszystko przez długi czas biegło jej się świetnie. Pod koniec trasy jednak mocno osłabła, a kłopoty żołądkowe dopełniły dzieła zniszczenia. Na 24. km zawodniczka musiała zejść z trasy i poczekać na pomoc medyczną. Kiedy z nią rozmawialiśmy po biegu, czuła się już znacznie lepiej.

W tej sytuacji pierwsza wśród pań była Angelika Szczepaniak (23. open, 2:29:45). Podium dopełniły Agnieszka Chylińska (2:43:43) i Dagmara Koziróg (2:44:19). Ta ostatnia zaledwie o sekundę wyprzedziła w sprinterskim finiszu Olgę Makowską.

– Faworytką była Dominika, ale dopiero w tej chwili się dowiedziałam, że zeszła z trasy – powiedziała nam zwyciężczyni. – Nawet nie liczyłam na podium, ale dzięki Maurycemu [Oleksiewiczowi – red.] udało się wygrać. Jestem zaskoczona, ale szczęśliwa. To było świetne przetarcie przed Rzeźnikiem. Nie lubię biegać zimą, więc z tych bezśnieżnych warunków się bardzo ucieszyłam.

Wspomniany Oleksiewicz, czołowy łódzki biegacz, będzie partnerem Angeliki w słynnym bieszczadzkim ultramaratonie. – Wspieraliśmy się i 30 km zleciało błyskawicznie – wspominał na mecie. – Dotarliśmy się trochę przed Rzeźnikiem, który nas czeka już za cztery miesiące. Wiemy, że wystartują tam mocne miksy, ale chcemy się zakręcić koło pudła.

Warto dodać, że piękną postawą wykazała się Marta Bednarz, warszawska koleżanka Dominiki. Poświęcając swoje ambicje walki o podium, czekała wraz z nią na dotarcie pomocy lekarskiej. Marta ostatecznie zajęła siódme miejsce.

Bieg na 30 km ukończyło 333 zawodników. Pełne wyniki można zobaczyć tu.

KW


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce