"Forma jeszcze nie taka, jak bym chciał..." Ale i tak najlepszy! Łukasz Sagan wygrał Euchidios Hyper-Athlos 215 km

 

"Forma jeszcze nie taka, jak bym chciał..." Ale i tak najlepszy! Łukasz Sagan wygrał Euchidios Hyper-Athlos 215 km


Opublikowane w sob., 11/05/2019 - 20:49

Na kolejnych punktach kontrolnych przewaga Sagana nad Polimeropoulosem wynosiła 34 minuty (127 km), 1:11 godz. (156 km), a gdy skończył się ostatni podbieg wzrosła jeszcze bardziej, do 1:38 na 188 kilometrze.

Na metę w Delfach, dokąd w 479 roku pne patron imprezy Euchidas udał się pieszo po święty ogień ze świątyni Apollina dla mieszkańców Platei, Łukasz Sagan przybiegł w czasie 25:10:30.

WYNIKI

Na faworyta Greków, Vasileiosa Polimeropoulosa, czekał godzinę i 44 minuty (26:54:34), a trzeci na mecie Węgier Tibor Szekeres pojawił się po kolejnej godzinie (27:54:37). Po Madziarze finiszowali trzej kolejni Grecy i Francuz Sylvain Ethore. Tylko ta siódemka biegaczy złamała barierę 30 godzin.

Piotr Falkowski

zdj. archiwum zawodnika


AKTUALIZACJA:

Kilkanaście godzin po zwycięstwie w 20 Euchidios Hyper-Athlos rozmawialiśmy z Łukaszem Saganem. Oto, co powiedział nam triumfator jubileuszowego biegu ultra w Delfach:

– Od początku założyłem sobie, że biegnę swoje, nie będę wdawał się w żadne ściganie z kimkolwiek. To nie ten etap przygotowań, dopiero początek sezonu. Dlatego też nie przejmowałem się tym, że Grek Polimeropoulos wyprzedził mnie po 30 kilku kilometrach. On nie miał żadnego doświadczenia w bieganiu tak długich dystansów, z tego co wiem, raz ukończył zawody na sto kilka kilometrów. Pobiegł 107 km w czasie 9:47 i tutaj przez jakiś czas leciał bardzo szybko, być może myśląc, że równie mocno pobiegnie drugą część trasy. Ja się tym nie przejmowałem, bo wiedziałem, że prędzej czy później musi pęknąć, nie ma prawa utrzymać tego tempa. No i rzeczywiście, rychło się "wypstrykał".

– Jak się przyjeżdża z chłodnej ciągle jeszcze Polski po treningu w większości w warunkach zimowych lub wczesnowiosennych, to start w takim upale nie jest komfortowy. Najlepiej mi się biegło przez 3-4 godziny, zanim słońce zaczęło grzać. Potem temperatura mnie trochę spowolniła. Mam spieczone, wręcz spalone kark, ramiona, nogi...

– Cieszę się, że wygrałem, ale z wyniku jestem mega niezadowolony. Nie sądziłem, że tak długo mi się zejdzie na trasie. Niestety, długie ponad 10-kilometrowe zbiegi zniszczyły mi „czwórki” (mięśnie czworogłowe ud - red.). Już nie pamiętam, kiedy miałem je tak zmasakrowane. Porównując ten bieg i Spartathlon 246 km uważam, że Euchidios Hyper-Athlos jest zdecydowanie trudniejszy. Tu, choć krócej (215 km vs. 246 km) jest więcej przewyższenia (ok. 4000 m+ wobec 3 tys. metrów w Spartathlonie) i znacznie bardziej wymagający jest profil trasy. Są dwa podbiegi 10-kilometrowe, a nawet dłuższe, a później, co gorsza, tak samo długie zbiegi, wszystko po asfalcie, więc „czwórki” bardzo dostają w kość. Od pewnego momentu marzyłem o tym, żeby ten bieg się skończył, tak już miałem go dość!

– Na trasie nie miałem żadnego supportu, podczas gdy Grek Polimeropoulos miał swego serwisanta, który służył mu na każdym punkcie. Przydałby się bardzo ktoś do pomocy, bo przebiegłem zawody praktycznie na samych żelach (zjadłem ponad 10) i wafelkach, co się bardzo rzadko zdarza na tak długich zawodach. Na punktach, jak to zwykle w Grecji, szału nie było, zaopatrzenie bardzo skromne. A support by w tej sytuacji bardzo pomógł, wtedy masz swoje jedzenie, picie, wszystko co chcesz i sobie wcześniej przygotujesz. Trochę normalnego żarcia mi brakowało!

– Trasa biegu jest bardzo piękna, tak jak organizatorzy zachwalają na stronie internetowej. Duża jej część, choć idzie asfaltem, prowadzi przez tereny górskie i widoki, otoczenie są bardzo atrakcyjne. Podoba mi się znacznie bardziej niż trasa Spartathlonu. Delfy, gdzie zlokalizowano start i metę, są pięknie położone, a po drodze jest wiele urokliwych, malowniczych greckich miasteczek położonych na zboczach gór. To całkiem inna Grecja niż ta, którą do tej pory znałem z Aten lub trasy Ateny-Sparta.

– Piękny był też aspekt historyczny i nawiązanie do starożytnej historii Euchidasa (posłańca, który po bitwie Greków z Persami w 479 r. pne pokonał pieszo trasę z Platejów do Delf i z powrotem, by przynieść mieszkańcom Platejów oczyszczający ogień ze świątyni Apolla - red.). Przed półmetkiem, już w Platejach, otrzymałem do ręki zapaloną pochodnię symbolizującą święty ogień. Przebiegłem z nią kilometr i jako ten „posłaniec” przyniosłem ogień mieszkańcom miasta. Mała parada i sesja fotograficzna, po czym ruszyłem w drugą część trasy, do Delf.

Na mecie w Delfach też jest ceremoniał, przez który doszło do małego nieporozumienia, bo trudno było mi się dogadać z Grekami. Po przekroczeniu linii mety znów dostałem pochodnię i musiałem pobiec z nią do góry, tam gdzie być może kiedyś była ta świątynia Apolla, a potem wrócić na metę biegu i po raz drugi przekroczyć matę. Na liście wyników są zatem podane dwa rezultaty każdego zawodnika: na mecie 215 km (czas końcowy zawodów) oraz wynik po 217,5 km, czyli po zrobieniu odcinka z pochodnią. Oficjalny czas biegu to oczywiście ten z 215 km, a odcinek dodatkowy to taki bonus „honorowy”. Łatwe to podejście i zbieg z pochodnią nie było, dołożyli facetowi ze zniszczonymi „czwórkami” jeszcze wspinaczkę w bonusie (śmiech).

Z Łukaszem Saganem rozmawiał Piotr Falkowski


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce