[FOTO] Rekordowy Półmaraton Tradycji. „Las, dzik, historia.."

 

[FOTO] Rekordowy Półmaraton Tradycji. „Las, dzik, historia.."


Opublikowane w ndz., 05/07/2015 - 11:59

W ostatnią sobotę klub biegacza V-Max Adamów z Adamowa, niewielkiej miejscowości w powiecie łukowskim już po raz czwarty zorganizował swój półmaraton.

Relacja Pawła Pakuły

Bieg odbył się na terenie Lasu Gułowskiego, w pobliżu Adamowa. Miejsce to wybrane zostało nieprzypadkowo. Duży kompleks leśny, po którym przyszło ścigać się biegaczom był świadkiem wielu głośnych wydarzeń historycznych. Toczyli w nim bitwy powstańcy styczniowi a kilkadziesiąt lat później także żołnierze generała Kleberga podczas sławnej bitwy pod Kockiem. Stanowił świetną kryjówkę dla oddziałów partyzanckich; po jego ścieżkach pielgrzymowali unici. Stąd adamowski półmaraton otrzymał nazwę „Półmaratonu Tradycji”.

Frekwencja tegorocznej edycji biegu mile zaskoczyła organizatorów. Zgłaszać można się było także w dniu zawodów i wielu biegaczy postanowiło z tej możliwości skorzystać. Niedługo przed startem obok biura, gdzie przyjmowano zgłoszenia ustawiła się długa kolejka. Organizatorzy przesunęli start o pół godziny tak, aby wszyscy chętni mogli się zapisać.

Nikt chyba nie narzekał gdyż dzień był upalny a im bliżej wieczora, tym chłodniej. Ostatecznie w samym półmaratonie wystartowało ponad 200 zawodników. Jeszcze w poprzednim roku bieg ukończyło 100 osób. Frekwencja wzrosła ponad dwukrotnie!

Tuż przed startem biegu głównego – półmaratonu - ruszył wyścig na 5 km oraz nordic walking. Gospodarze zbudowali trasę umiejętnie i uczestnicy poszczególnych biegów oraz marszu w żaden sposób ze sobą nie kolidowali.

Półmaraton poprowadzony w całości po leśnej drodze gruntowej atestu oczywiście mieć nie mógł. Jedna pętla o długości 21 km po szerokiej, trochę piaszczystej, ale w miarę równej i płaskiej nawierzchni kojarzyła się z popularnymi wśród Warszawiaków „dyszkami” w Lesie Kabackim. Tyle, że na dwa razy dłuższym dystansie.

W dniu startu panował trzydziestostopniowy upał, ale godzina startu ustalona ostatecznie na 18:00 oraz cień drzew sprawiły, że nie był on tak dokuczliwy. Rozstawione gęsto, co trzy kilometry punkty z napojami zaopatrzone w izotonik i wodę pomagały przetrwać wyścig.

Na zziajanych, zapoconych i brudnych od leśnego pyłu biegaczy czekały na mecie wspaniałe nagrody. Drewniany medal i w tymże samym stylu wykonana statuetka dla najlepszych; powerade, dla chętnych tradycyjny izotonik ważony na naszych ziemiach od wieków a dla najlepszych specyficzny „izotonik” klubu V-Max, bardziej procentowy. Strażacy zabezpieczający trasę zmontowali prowizoryczny prysznic, z którego wielu skorzystało.

Gwoździem programu była swojska biesiada z wędlinami, kiszonymi ogórkami, chlebem ze smalcem i pieczonym dzikiem. Były rożna i płonące ognisko; były stoły i ławy, za którymi można było zasiąść; było dużo jedzenia i picia. Wszystko „full wypas”. Piszącemu te słowa owo swojskie zakończenie kojarzy się z kultowym w niektórych kręgach Półmaratonem Hajnowskim. Organizatorzy wyjaśnili na zakończeniu, że zrezygnowali z nagród finansowych i w zamian postanowili przygotować dla wszystkich biesiadę. Świetnie!

Od strony wyników sportowych półmaraton wysokiego poziomu nie prezentuje. gdyż ani w tym roku ani w poprzednim nikt tu nie zszedł poniżej czasu 1h20'. Trzeba jednak pamiętać, że bieg był crossowy, a pogoda upalna. W tegorocznej edycji zwycięzcą okazał się Sebastian Lipiec, młody biegacz pochodzący z Ryk a reprezentujący klub Biegusiem.pl. Uzyskał czas 1:22:41. Dzieląc się wrażeniami na mecie mówił:

– Startowałem tu dwa lata temu i wtedy nie udało mi się wygrać. Przybiegłem gdzieś około 7 miejsca. W tym roku wygrałem i jestem bardzo zadowolony. Pogoda? Trochę za gorąco, ale OK, biegło mi się dobrze. Od 5. kilometra wyszedłem na prowadzenie. Z tego względu, że w czwartek miałem mocny trening czułem zmęczenie w nogach. Około 17. kilometra przycisnął mnie kolega, który przybiegł na drugim miejscu. Wtedy poczułem, że moja pozycja może być zagrożona. Ale udało się szczęśliwie. Wygrałem. Impreza jest świetna, jest godzina 22 a jest jeszcze mnóstwo ludzi. Zapraszam!

Kolejnych pięciu pięciu biegaczy należało do kategorii wiekowej M40. Drugi był Andrzej Okiński (1:23:05), trzeci Mirosław Ożóg (1:23:57). Wśród pań pierwsza przybiegła Magdalena Kłoda (1:30:17) Wyprzedziła o blisko 4 minuty drugą na mecie Ewę Furmanik (1:34:02).

W biegu na 5 km zwyciężył Arkadiusz Wąsik (18:05), przed Sylwestrem Wojdą (18:20) i Marcinem Węgrzynem (18:22).

"Szeregowi" uczestnicy biegu pomimo trudnych warunków wyglądali na bardzo zadowolonych i zachwalali imprezę w Adamowie. Szczęśliwy Mirosław Laskowski zapytany o wrażenia z biegu i o organizację odpowiadał:

– Startuję tu już drugi raz. Trasa przyjemna, ekologiczna, po lesie, daleko od spalin. Sama natura. Punkty z napojami były rozstawione co 3 kilometry. Przy tej temperaturze to rewelacja. Oznaczenie trasy w porządku, nie było niebezpieczeństwa pogubienia się. Podłoże nie było łatwe, było trochę wymagające. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do szybszego biegania po szosie to stwarzało to problemy. Było sporo kurzu i to trochę utrudniało, ale ogólnie było bardzo fajnie i impreza godna jest polecenia. Zresztą widać po przyroście frekwencji, że rozwija się dynamicznie. Jest fajne zakończenie a na to zawodnicy też zwracają uwagę i pojadą tam, gdzie za niewielką opłatą jest sporo atrakcji. Tutaj wszystko to mamy. Nie widzę żadnej słabej strony tej imprezy. Każdemu bym ją chętnie zareklamował.

Cóż – nic tylko przyjechać do Adamowa za rok!

Paweł Pakuła

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce