Franca: o bieganiu, dystansie do siebie i anoreksji. „Zaczęłam pokazywać normalność”

 

Franca: o bieganiu, dystansie do siebie i anoreksji. „Zaczęłam pokazywać normalność”


Opublikowane w wt., 10/07/2018 - 08:51

Marta Franckowska, znana powszechnie jako Franca, autorka fanpage’a „Franca klepie asfalt”. Zadziwia, zaskakuje. Na swojej stronie opowiada o bieganiu, wygranej walce z anoreksją, czasem pokaże odstający brzuch, cellulit i inne niedoskonałości.

Ma ogromny dystans do siebie i próbuje go przekazać swoim fanom (choć sama nie uważa się za sławną). Bawi się bieganiem i realizuje marzenia. Ma na koncie Bieg Rzeźnika i Koronę Maratonów Polski. A jeszcze 10 lat temu ważyła 32 kg i była cieniem samej siebie… Zgodziła się opowiedzieć o swojej przemianie, która polegała przede wszystkim na zmianie myślenia.

Podobno klepiesz asfalt. Po co?

Klepię asfalt, bo lubię to robić. Każda prawilna, biegająca Grażyna powie to samo, a i biegające Janusze też! (śmiech) A całkiem poważnie: bieganie, czy jak to nazwałaś, klepanie asfaltu, jest dobrym sposobem na odreagowanie bolączek dnia codziennego.

Tylko asfalt czy jakieś leśne ścieżki albo góry też się zdarzają?

Nie, nie tylko asfalt. Szczerze powiedziawszy, odkąd postawiłam pierwsze kroki w biegach trailowych, górskich to, niestety, asfalt już nie smakuje tak samo. Ale chyba taka jest kolej rzeczy, by nie zastać się w miejscu - trzeba próbować czegoś nowego.

Skąd się wzięło bieganie? Pomogło? Czy po problemach z anoreksją to nie był taki trochę „gwóźdź do trumny”?

Nie, nigdy bieganie nie było gwoździem do trumny. Kiedy zaczynałam biegać, anoreksję miałam dawno za sobą, miałam poukładane w głowie, nie było już we mnie tych myśli, które zawiodły mnie w kozi róg anoreksji, ogólnych zaburzeń odżywiania (ED).

Jak w ogóle zaczęła się ta choroba?

Szczerze? Od zakompleksienia i ciągłych porównań mnie samej do innych dziewcząt, a także „ideałów” pojawiających się w mass mediach. Generalnie większość zaburzeń odżywiania ma swoje podłoże psychologiczne. Cierpi na tym przede wszystkim duchowa natura człowieka a w przypadku głęboko zaawansowanej choroby fizyczność odzwierciedla to na zewnątrz, przez co ze zdrowo wyglądającej osoby człowiek przeobraża się w rachityczne, niedożywione chucherko.

Jak długo z nią walczyłaś? To zamknięta sprawa czy wciąż rzutuje na Twoją codzienność i bieganie?

Dobrych kilka lat mi zajęło, by ostatecznie zażegnać problemy, które miały wpływ na chorobę a tym samym na mnie. Jeśli chodzi o rzutowanie problemu na dzisiejszą codzienność, to niestety choroba pozostawiła po sobie skutki uboczne na szczeblu fizycznym, które po dziś dzień staram się eliminować. Niestety, z tym muszę się liczyć a i zdążyłam to zaakceptować, tym samym żyć z niedogodnościami normalnie.

A wiesz? Kiedy publicznie przyznałam się do swojej smutnej przeszłości, niejednokrotnie dostawałam wiadomości z pytaniem: „Jak się tobie udało? Ja chyba nie umiem...”. Dla mnie odpowiedź zawsze była oczywista: trzeba CHCIEĆ z tego wyjść. A wierz mi - to nie jest takie oczywiste. Wiele osób z zaburzeniami odżywiania chce zażegnać chorobę, lecz boi się całkowitego wyjścia z choroby. Wiem, dziwnie i na opak to brzmi, ale już tłumaczę dlaczego.

Generalnie odpowiedź jest bardzo prosta: wyjście z choroby wiąże się z utratą kontroli całkowitej. Do tej pory dana osoba z ED kontrolowała dzienną rację posiłków, kaloryczność tychże, w drobnym szczególe potrafiła recytować tabele kaloryczne, by później wcielić je w życie. Wiedziała ile katorżniczych ćwiczeń wykonać, by kalorie ze zjedzonego obiadu były całkowicie spalone. Taka kontrola absolutna nad wszystkim - nad ciałem. Wyjście z zaburzeń odżywiania jest równoznaczne z całkowitym zaprzestaniem tej chorej kontroli. Tym samym anoreksja, bulimia, binge eating i inne są tak trudne w ogólnym leczeniu. Jeśli nie porzucisz złego nawyku - nie wypracujesz nowego, zdrowego.

Nie boisz się, że trenując i pilnując diety możesz znowu wpaść w problemy? Że to wszystko wróci?

Z pełną dozą szczerości odpowiem, że absolutnie się nie boję powrotu choroby. Dziś jestem o 10 lat starsza od tej Marty, która walczyła z anoreksją. Nabrałam doświadczenia na wielu płaszczyznach w życiu a i niedoskonałości ciała (których mam pełną świadomość) nie spędzają mi snu z powiek, jak jeszcze dekadę temu. Ja się śmieję, że wszystkie kompleksy przyjmuję na swoją suchą klatę (śmiech). Ideałów nie ma, nie było, nie będzie. Więc czemu ja miałabym nim być?

Jesteś znana w mediach społecznościowy, ale nie boisz się pokazać swojej słabości, nie kreujesz się idealną. Niedawno na przykład pochwaliłaś się swoim cellulitem... Skąd tyle odwagi?

Nie przesadzajmy, aż tak znana nie jestem, to określenie zostawiam dla bardziej medialnych osób, także bez obaw - nikomu z lodówki nie wyjdę! (śmiech) A całkiem poważnie: nie jestem idealna, więc dlaczego miałabym się pokazywać tylko z najlepszej strony? Wiesz, mam osobisty przesyt tej całej otoczki „idealnych ludzi” ze społecznościówek. Tu nie ma smutku i mankamentów, jest tylko szczęście i perfekcja, często mocno naciągana, no bo przecież „to się lepiej ogląda”. Smutne czasy nastały, że człowiek przez człowieka prześciga się w byciu doskonałym. Stąd wyszłam temu naprzeciw i zaczęłam pokazywać normalność, tę którą widzimy przez większość dnia. Zaczęłam zestawiać „instagramowy ideał” z przeciętną postawą. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że dekadę temu bardzo mi tego brakowało. Widziałam tylko chodzące, wylaszczone ideały w gazetach, TV, w Internecie - nie widziałam, niestety, normalności. Tego, że kobieta ćwicząca może mieć cellulit, że posiadanie fałdek nie jest niczym zdrożnym. Tak, takiej pokazywanej normalności mi brakowało.

Treningi i bieganie traktujesz na poważnie czy to po prostu zabawa? Walczysz o życiówki czy bawisz się bieganiem w kolorowych strojach?

Pewnie masz na myśli kolorowe tiulowe spódniczki, w których miałam okazję biegać maratony? Wiesz, tu miałam na celu przebiegnięcie wszystkich pięciu maratonów do Korony Maratonów Polskich. Taki był zamiar, by zrobić to całkowicie po swojemu - szczęśliwie tego dokonałam, Koronę zdobyłam. Bieganie ma przede ma cieszyć, więc jeśli mogę sobie poświrować w przebraniu superbohatera na biegu i mnie to cieszy - to świetnie! Jeśli mogę wykręcić dobry czas na zawodach to też jest to w porządku. Nie kategoryzuję ani nie szufladkuję swojego biegania. Niemniej lubię przekraczać własną strefę komfortu, bo tym sposobem można się rozwijać nie tylko biegowo, ale także w każdej dziedzinie życia.

Gdybyś miała powiedzieć innym kobietom dwa zdania, takie najważniejsze, o kobiecości, bieganiu i dążeniu do idealnej sylwetki....

Przytoczę tu mój ulubiony cytat Jakuba Żulczyka: "Ładne nogi, płaski brzuch czy fajne cycki? - Przede wszystkim jędrny mózg." Kobiety nie definiuje waga, wzrost, rozmiar ubrań, czy długość włosów. Bądźmy dla siebie dobrym kompanem przez całe życie, nie tylko od święta. Bądźmy wyrozumiałe i akceptujmy własne niedoskonałości, nie zapominając o zaletach. Zaprzestańmy bycia dla siebie swoistym katem i wrogiem w czasach sztucznie kreowanego wizerunku kobiety. Szanujmy siebie przede wszystkim, bo siła jest kobietą.

Jakie masz marzenia i plany, zwłaszcza te biegowe?

Marzenie już spełniłam - przebiegłam szczęśliwie tegoroczny Bieg Rzeźnika, biegowo jestem spełnionym człowiekiem. Pokochałam Bieszczady, wracam tam w październiku na Ultramaraton Bieszczadzki. Mnie dużo do szczęścia nie jest potrzeba. Jeśli mam zdrowie - mogę wszystko.

Rozmawiała Katarzyna Marondel


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce