FSZP: Przegrał z La Ultra, ale wciąż nie powiedział ostatniego słowa

 

FSZP: Przegrał z La Ultra, ale wciąż nie powiedział ostatniego słowa


Opublikowane w pon., 09/09/2019 - 14:25

Przeciętnemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić dystans 555 kilometrów. Na mapie to mniej więcej droga z Warszawy do Koszalina. Samochodem można się zmęczyć, bo to ponad 6 godzin jazdy. Są jednak śmiałkowie, którzy taki dystans pokonują na nogach i to w limicie 132 godzin, czyli pięciu i pół dnia. Wśród nich był w tym roku Łukasz Sagan.  

Dla przeważającej liczby osób, które pracują od 8 do 16, a popołudnia i wieczory spędzają przed telewizorem, może się wydawać, że to samobójstwo. Nawet wielu wytrwałych biegaczy ultra-maratońskich nigdy się nie odważyło i nie odważy na osiągnięcie celu, który założył sobie Łukasz Sagan. 555 kilometrów po górach na wysokości ponad pięciu kilometrów nad ziemią to wyzwanie dla nie lada śmiałków. Jeśli wygrywa się „Bieg Filipidesa” o długości 490 kilometrów w Grecji, można spróbować.

- Pewnie gdyby nie ta trasa 555 kilometrów długo, a może nigdy, bym do Indii nie pojechał. Pomyślałem, że skoro się pojawiła, to dlaczego nie. Dobrze byłoby się z nią zmierzyć. Miałem oczywiście wyobrażenie jak może być ciężko, ale na miejscu okazało się, że będzie znacznie trudniej niż zakładałem – mówił uczestnikom Festiwalu Biegowego w Krynicy Łukasz Sagan.

Dystans to jedno. Bieganie w takich warunkach ma jeszcze drugą, znacznie trudniejszą, przeszkodę. W porównaniu z „normalnymi” wysokościami jest tam nawet 50% mniej tlenu! Dla organizmu to wysiłek nadzwyczajny. Nieporównywalny z niczym innym.

- Na starcie miało być nas siedmiu. Ostatecznie na 555 kilometrów pobiegło pięciu. Ja, Jason Reardon, który ostatecznie wygrał, podobnie jak rok wcześniej La Ultra na dystansie 222 kilometrów, Metthew Maday, który był drugi, a dwa lata wcześniej najszybciej przebiegł 333 kilometry i jeszcze dwóch Hindusów. Odpadłem najwcześniej, bo na 73 kilometrze, ale do limitu zabrakło zaledwie trzech minut – podkreślił polski ultra-maratończyk.

Warunki zaskoczyły Polaka a pogoda na pewno nie należała do jego sprzymierzeńców. Temperatura do pewnego momentu nie była jeszcze problemem. Początek końca biegu Sagana nastał kiedy pojawiły się opady śniegu. Krakowian wycieńczony dotarł do miejsca gdzie mógł liczyć na pomoc lekarzy. Okazało się, że wpadł w hipotermię z powodu wyziębienia organizmu. Skórę uratowało mu ogrzanie organizmu i drzemka. Ostatecznie na jako takie przywrócenie się do używalności stracił ponad półtorej godziny. 99,9% osób w takim stanie by zrezygnowało, ale nie on. Wreszcie suchy i po odpoczynku postanowił ruszyć ponownie na trasę! Kres jego walki na trasie to Przełęcz Khardungla. Niech namiastką tego jak mogła wyglądać ta rywalizacja będzie to, że Łukasz Sagan swoją rywalizację skończył na wysokości 5359 metrów nad poziomem morza. Do finiszu zgodnie z limitem sędziowskim na tym odcinku zabrakło bardzo niewiele. Strata była tym większa, że niedługo potem do akcji mogła wkroczyć ekipa pomagająca każdemu z biegaczy. Być może na kolejnych kilometrach sytuacja jeszcze mogła się odwrócić. Tego się już nie dowiemy.

- Żadna porażka nie bolała mnie chyba tak bardzo jak to, co stało się w Indiach. Jednak wyobrażenia w Polsce zupełnie nie przystawały do tego, jak sytuacja wyglądała na miejscu. Nie udało mi się zrobić wszystkich treningów jak chciałem. Aklimatyzacja, która była dobrze wyliczona ostatecznie nie wystarczyła. To na pewno duża nauka na przyszłość jeżeli jeszcze zdecyduję wystartować w tym biegu. Jak by na to nie patrzeć, to jednak potrzebny jest spory budżet, żeby wziąć w nich udział. Zaraz po biegu myślałem, że już nigdy tam nie pojadę. Teraz nie wykluczam takiej możliwości, ale będzie to zależało od kilku czynników – zaznaczył Sagan.

La Ultra – The High to najtrudniejsze zawody dla ultra-maratończyków na świecie. Biegacze na najdłuższym dystansie startują dokładnie 111 kilometrów przed miejscowością Leh, która oddalona jest mniej więcej 1000 kilometrów na północ od stolicy Indii – Delhi. Za Leh biegną do mety rywalizacji na 333 kilometry, po czym wracają do tej miejscowości kolejne 222 kilometry. W tym roku w rywalizacji właśnie na 222 kilometry wziął udział drugi Polak – Zbigniew Gucwa. Ostatecznie zakończył zmagania dokładnie w tym samym miejscu co Sagan, po 73 kilometrach.

PT


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce