„Halo, halo, Wojtku!" Kopeć nadaje z Kuby

 

„Halo, halo, Wojtku!" Kopeć nadaje z Kuby


Opublikowane w wt., 20/11/2018 - 14:07

Jeśli za oknem macie tylko 2,5 stopnia powyżej zera, to wiedzcie, że gdzieś na świecie ktoś ma ich aż 25 i wygrzewa właśnie kości na słońcu. Wojciech Kopeć swoim długim sezonem jak mało kto zasłużył na odpoczynek. Ale... ten biegacz nie potrafi się lenić! W ramach „urlopu” zajął 3. miejsce podczas maratonu na Kubie.

O udanym starcie Polaka pisaliśmy TUTAJ. Teraz oddajemy głos samemu biegaczowi. A więc... „Halo, halo, Wojtku..."

Wojciech Kopeć: Zacznę od tego, że bardzo lubię Karaiby i w ogóle hiszpańskie klimaty. Pojechałem na Kubę, bo chciałem jeszcze zobaczyć, jak wygląda klimat komunizmu. Przecież to już powoli zamiera.

Sam maraton biegłem z marszu, w bardzo trudnych warunkach pogodowych. Jak mówili inni zawodnicy, były to jedne z trudniejszych warunków, w jakich przyszło im biegać na Kubie.

Trasa w Hawanie jest bardzo trudna i górzysta, prowadzi dwiema pętlami. Pierwsza część jest płaska jak stół, ponieważ wiedzie główną drogą, tuż przy oceanie. Jednak dalsza część wyznaczona jest w środku miasta, po terenie bardzo pagórkowatym.

Jak wspomniałem, pogoda była niekorzystna. Startowaliśmy o 7 rano, przy ok. 25 stopniach Celsjusza. Ale było fajnie, bez słońca. Jednak już drugą pętlę pokonywaliśmy w pełnym słońcu, przy około 32-34 stopniach. A że w nocy padał deszcz, wilgotność była bardzo duża, wszystko parowało…

Trasa i przygotowanie biegu były bardzo solidne. Nie można się do niczego przyczepić. Drogi były zamknięte, wokół pełno policji i wojska. Tylko na jednej, głównej drodze wyjazdowej z Hawany, było niebezpiecznie i trzeba było uważać na samochody i normalny ruch.

Na mecie dla zawodników nie było medali. Były numery startowe i koszulki z bardzo fajnym logotypem biegu. Trzeba też wspomnieć, że każdy zawodnik z podium półmaratonu i maratonu był poddany kontroli antydopingowej. Ja również. Badaniu poddano 12 osób z czołówki plus jeszcze kilku Kubańczyków spoza podium - razem około 20 osób. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie!

Chaos widoczny był tylko na starcie. Nie można było dopchać się do przodu, bo każdy chciał stać na początku stawki. To duży, by nie napisać: masakryczny problem, ponieważ wszystkie biegi - 5 km, 10 km, półmaraton i maraton - ruszały razem! Swoją pozycję w stawce można było określić w przybliżeniu dopiero po pierwszej pętli.

Sam bieg mogę polecić, ale też podkreślam, że Kuba to specyficzny i dość dziwny kraj dla podróżujących tam białych ludzi. Również bardzo drogi, co mnie zaskoczyło. Bez znajomości języka hiszpańskiego raczej bym się tam nie wybierał. Kubańczycy bardzo słabo mówią po angielsku, wręcz wcale.

Maratończyk z Olsztynka na chwilę zawitał do Panamy, ale - jak nam powiedział - nie weźmie udziału w tamtejszym maratonie, który odbędzie się w niedzielę. Już go niesie dalej w świat. Podróż po Karaibach potrwa do 14 grudnia. Biegacz planuje wystartować jeszcze w jednym maratonie, póki co jednak nie chce zdradzić, w którym.

W tamtej części świata obędą się wkrótce m.in. Reggae Marathon na Jamajce, San Jose Marathon w Kostaryce i Placencia Marathon w Belize. W tym ostatnim mieście, Wojciech Kopeć wygrał już w 2015 roku. Pozostaje tylko czekać na dobre wieści.

RZ


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce