Horror Run 2018: Deszczowo, ale nadal strasznie... fajnie! "Ewenement!" [ZDJĘCIA]

 

Horror Run 2018: Deszczowo, ale nadal strasznie... fajnie! "Ewenement!" [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 28/10/2018 - 11:36

W sobotni wieczór w Bielsku-Białej odbyła się czwarta edycja biegu Horror Run. Jego uczestnicy, tradycyjnie już, zdobywali szczyt leżącej na terenie miasta Koziej Góry. Mieli do pokonania mierzącą około 5 km trasę, niemal sto metrów przewyższenia i… całe stado potworów czających się po drodze. Sytuacji nie ułatwiał padający przez cały czas deszcz. Nawet pogarszał sprawę – potwory, których straszne maski nie rozmazywały się w deszczu, wyglądały jeszcze bardziej realistycznie i przerażająco.

Kiepska pogoda nie odstraszyła uczestników nietypowego biegu. Do Bielska przyjechali z całego Śląska, Krakowa, Łodzi i kilku innych zakątków Polski. Były nawet dwie uczestniczki… z Francji. Ci, którzy mieli daleko, nie narzekali: - Było warto przyjechać, bo u nas nic takiego nie ma. Ten bieg to ewenement – zapewniały na mecie dwie czarownice.

Przebrania to kolejny ważny punkt tych zawodów: tutaj nie liczą się sprawność, szybkość i czas dotarcia na metę, ale dobra zabawa, strach… i inwencja. Co roku organizatorzy nagradzają najlepiej przebranych zawodników a decyzję podejmuje kilkuosobowe jury. Trudno się temu dziwić, bo z każdą kolejną edycją przybywa przebierańców i pomysłów a wybór jest coraz trudniejszy. Chociaż przeważają wszelkiego typu czarownice, zombie, duchy, postaci filmowe i ludzie z poodcinanymi kończynami, nie brakuje unikatów: jednorożców, farmerów, klaunów, biskupów… Wśród tegorocznych uczestników imprezy znalazł się nawet zawodnik, który zdobył Kozią Górę… z fotelem samochodowym. Jak udało się ustalić, przed rokiem był on człowiekiem-materacem.

Ania De Ula Struzikowska-Seremak pokonały trasę w pełnym makijażu: - Nie bałyśmy się, że makijaż się zmyje. Przygotowanie go zajęło jakąś godzinę, to był taki trochę spontan – mówiły zawodniczki z Krakowa. – Było warto przyjechać, bo zabawa przednia, świeże powietrze, piękne widoki… Jest strasznie, ale strasznie fajne. Organizacyjnie super. Bardzo nam się podoba ta impreza i na pewno przyjedziemy za rok – zapewniły.

Wśród potworów były też dwie młode pary. Eleganccy panowie i niewiasty w białych sukniach poplamionych krwią. Jedna lekko nadgnita… - Wzięliśmy ślub i mąż mnie doprowadził do grobu. Właściwie to już zgniłam. No życie… Ale przyjechałam, bo takiej imprezy nie można opuścić – mówiła Aga, która wystartowała z Maćkiem. Towarzyszyli im Beata i Dawid: - Impreza jest naprawdę świetna! Dostaliśmy piękne, ręcznie robione medale. Zaraz idziemy na pyszną zupę a potem na zdjęcie na ściance. Trasa jest super, płaska jak rok temu – śmieją się. – Stroje przygotowywaliśmy jakąś godzinę, chociaż projekt powstał już rok temu, podczas poprzedniej edycji Horror Run. Trzeba było tylko kupić sukienki i farbę. Już szykujemy pomysły na następny bieg za rok, bo przecież nie możemy go opuścić. Organizacja jest super a „człowiek-liść” w tym roku przebił wszystko!

Wśród przyczajonych na trasie potworów furorę robił człowiek przebrany za kupę liści, ukryty tuż przy trasie biegu. Nie było chyba zawodnika, który nie dałby się przestraszyć. Wyskakujące z rowów i zza drzew straszydła niewiele mu ustępowały. Chociaż po drodze emocje były gorące, na szczycie deszcz i wiatr skutecznie je ostudziły. By nikt nie zmarzł w oczekiwaniu na werdykt jury, organizatorzy poczęstowali wszystkich rozgrzewającą zupą dyniową.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce