I Bieg Niezłomnych: „Tego nie dało się zepsuć... A jednak” [ZDJĘCIA[

 

I Bieg Niezłomnych: „Tego nie dało się zepsuć... A jednak” [ZDJĘCIA[


Opublikowane w pon., 03/03/2014 - 15:47

W sobotę 1 marca z okazji Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych w Białych Błotach pod Bydgoszczą odbył się I Bieg Niezłomnych. Debiut pewnie wypadłby i udanie, gdyby nie pomyłki sędziowskie, przez które biegacze pokonali więcej kilometrów niż planowano. Oto jak ci, którzy mieli być rozjemcami, stali się zarzewiem problemu.

Patriotyczne Białe Błota

Pamięć o Żołnierzach Wyklętych jest tu bardzo pielęgnowana. W pobliskiej Zielonce kilka godzin przed biegiem otwarto alejkę nazwaną imieniem porucznika Józefa Trojana ps. „Kruk”, odbyła się także uroczysta msza święta. Ponadto otwarto wystawę poświęconą bohaterom polskiego podziemia antykomnistycznego.

Potem przyszła pora na zawody sportowe. Premierowe. Oprócz biegu głównego na dystansie 10 km, zaplanowano też osiem biegów dla dzieci.

Dobra statystyka

Jak na debiut i liczbę biegów rozgrywanych tego dnia, frekwencja dopisała. Na starcie stanęło około 180 zawodników oraz 150 dzieci.

– Uważam, że są to bardzo dobre liczby. Zwłaszcza, że to pierwszy bieg i nie ustrzegliśmy się błędów promocyjnych. Teraz uważam, że za długo wybieraliśmy medal pamiątkowy i niepotrzebnie zastanawialiśmy się, czy każdy z uczestników ma go otrzymać. Gdy go zaprezentowaliśmy, dotarły do nas sygnały, że wielu biegaczy się nie zgłosiło, ponieważ nie wiedziało czy i jaki medal będzie. Dużo zgłoszeń zanotowaliśmy w ostatnim momencie  opowiada w rozmowie z naszym portalem Zbigniew Karnas, organizator zawodów.

– Staraliśmy się zapewnić wysoki standard biegu. W biurze zawodów pracowało 25 osób. Osobno mieliśmy depozyt, osobno wydawanie numerów startowych, wydzielone miejsce dla zgłaszających się w ostatnich chwili. Numery startowe nie były na agrafkę, tylko przyklejane „na przód” i na plecy. Do dyspozycji uczestników były szatnie z szafkami i natryskami. Nasz pakiet startowy może i nie był bogaty, ale nie zawierał wyłącznie reklam sponsorów, tylko bidon i znaczki związane z biegiem. Na wszystkich czekały pączki w dowolnej liczbie – wylicza organizator.  

– Własnoręcznie przygotowaliśmy też biało-czerwone szarfy, takie jak nosili żołnierze AK. Szyli je rodzice i zawodnicy. Była na nich pieczątka Polski Walczącej. Wszyscy uczestnicy założyli te szarfy, choć miałem duże obawy, bo była ona zapinana na agrafkę. Zrobiliśmy to wszystko za naprawdę niewielki budżet. W sumie przy biegu pracowało 70 wolontariuszy. Wynagrodzenie otrzymali tylko sędziowie – wskazuje organizator zawodów uśmiechając się na moment, choć tak naprawdę do śmiechu mu nie jest.

Problematyczny zaciąg

Mimo szeroko zakrojonych przygotowań, zawodów nie można uznać za udane. W dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik pominięta została jedna rzecz – czynnik ludzki i możliwość popełnienia błędu. O godzinie 11:30 zawodnicy ruszyli na leśną trasę. W pewnym momencie zaczęli jednak nadkładać kilometrów.

– Ja już niejedne zawody organizowałem. Jestem działaczem w Kujawsko-Pomorskim Związku Lekkiej Atletyki. Byłem w komitecie organizacyjnym Mistrzostw Świata w Biegach Przełajowych w Bydgoszczy. Przerobiłem setki imprez i to nie takich. Do pewnego momentu byłem przekonany, że nic mnie nie zaskoczy. Chciałem poinformować na stronie, że nie mamy chipów i zawody będą obsługiwali sędziowie z Wojewódzkiego Kolegium Sędziów, I to oni będą odpowiedzialni za trasę i pomiar czasu. Jednak z powodu dużej liczby spraw, nie zamieściliśmy tej informacji. Chociaż uczestnicy zdawali sobie sprawę, że nie ma chipów, bo nie było takiego zapisu w regulaminie – wskazuje Zbigniew Karnas. – Zaznaczam, że ja tych sędziów nie zatrudniałem indywidualnie, tylko zwróciłem się do Kolegium z prośbą o wytypowanie osób, które by sędziowały te zawody – podkreśla.

Przegapili... biegaczy

Jak to możliwe, że, na wydawało by się prostej trasie, na której trzeba zrobić dwie pętle i wrócić na metę, zawodnicy zaczęli robić trzy okrążenia lub biec pod prąd? Mimo, że na agrafce stali dwaj sędziowie?

– Wydawało mi się, że wszystko jest pod kontrolą, bardziej się bałem o biegi młodzieżowe, które rozgrywane były w tym samym czasie. Osobiście ich pilnowałem. Bieg główny był dobrze oznaczony szarfami, co 300m stał wolontariusz. Po kilometrowym wybiegu spod gimnazjum, zawodnicy trafiali na 4-kilometrową pętlę, którą trzeba było pokonać 2 razy i wrócić na metę. Przy nawrocie stali wolontariusze, którzy nalewali wodę dla zawodników i tam też stali dwaj sędziowie. Mieli pilnować właściwej liczby okrążeń. Dodatkowo była osoba z dzwonkiem, która miała sygnalizować ostatnią rundę – opisuje szczegółowo Zbigniew Karnas.

„To dopiero rozgrzewka”

– Później, z różnych relacji, dowiedziałem się od zawodników i kibiców, że panowie zajęli się rozmową. Jedna z mam, która nalewała wodę, powiedziała do nich, że chyba "biegną", to sędziowie stwierdzili, że „to jeszcze rozgrzewka”. Dopiero po przekonaniu ich, że mają numery startowe, sędziowie raczyli zabezpieczyć trasę. Zawodnicy zaczęli robić drugie okrążenie, powinni usłyszeć dzwonek. Ale go zabrakło. Ruszyli na trzecie okrążenie. Dopiero biegacze, którzy są moimi zawodnikami, mijając sędziów i nie słysząc dzwonka, krzyknęli „Panowie, ale my ostatnie okrążenie robimy - czemu nie dajecie znać?” To byli biegacze w granicach 20. miejsca. Wtedy arbitrzy zwątpili, czy faktycznie taka sytuacja ma miejsce.

– W tamtym momencie czołówka, która zrobiła już dwa okrążenia po 4 km, powinna biec do mety. Tymczasem była już na trzecim okrążeniu. Dopiero ludzie na trasie związani z klubem, krzyknęli do nich – „Co wy tu robicie, czemu nie biegniecie do mety?” Wtedy oni zaczęli biec około kilometra pod prąd! – opowiada nie kryjąc emocji organizator. Dodaje, że niestety nie był to koniec fatalnych decyzji sędziów.

„Dodali dystansu”

– Gdyby sędziowie widząc swój błąd, puścili resztę biegaczy zgodnie z regulaminem, byłoby dobrze. Co jednak postanowili zrobić? Na szybko wymyślili, że zawodnicy mają pobiec prosto do pierwszego wolontariusza, a tam zawrócić na wyznaczoną trasę. Czyli zrobić dwa okrążenia, zacząć trzecie i wrócić, w dodatku pod prąd – opisuje serię fatalnych pomyłek Zbigniew Karnas.

Do dziś organizatorzy nie wiedzą, jaki dystans pokonali poszczególni biegacze. Szacują, że część pokonała około 12 km. Na szczęście organizatora niektórzy z biegaczy nie posłuchali sędziów i pobiegli tak, jak wskazywała trasa. I zrobili założone 10 km.

– Dwa dni przed biegiem wysłaliśmy do uczestników filmik z trasą zawodów. Naprawdę staraliśmy się przygotować dobrze. Wiem, że cała wina spada na organizatora, bo to ja nie dopilnowałem sędziów. Byli na tyle leniwi, że nawet nie udawali, że zapisują numery zawodników, którzy kończą okrążenia. Oni byli tam po to, żeby kierować ludźmi, ale także sędziować. Po prostu. Wiadomo, że „wyłapanie” większej grupy biegaczy mogło być problematyczne, ale po to zawodnicy mieli numery z tyłu i z przodu, by ułatwić sędziom to zadanie – żali się nasz rozmówca.

Przyznaje, że nie taki finał zaplanował dla tej bardzo ważnej dla całego miasteczka imprezy. 

– Zawodnicy z czołówki kończyli bieg już w grupie 13 osób, nie ścigając się już o zwycięstwo. Byli zdenerwowani na sędziów i pewnie na mnie. Co to miało być za ściganie, gdy nie wiadomo kto ile przebiegł. Zresztą do dziś nie otrzymałem protokołów z czasami od sędziów, wątpię czy to nastąpi. Po to zrobiliśmy na mecie lej, żeby sędziowie każdemu spisywali czas, a VIP-y mogły zawieszać medale na szyjach biegaczy – smuci się organizator.

– Na mecie było sześciu sędziów. Wiem tylko, że czas zwycięzcy to 42:50. Na szczęście dla bezpieczeństwa na finiszu był też „mój człowiek”, który nagrywał wszystkich zawodników wbiegających na metę. Na podstawie tego zapisu wyłoniliśmy zwycięzców – Zbigniew Karnas.

Czy po takich perypetiach odbędzie się druga edycja biegu?

– Mimo całej tej historii klimat zawodów był miły. W imprezę zaangażowało się wielu wspaniałych ludzi, wolontariuszy i chcę im za to serdecznie podziękować.

– Druga edycja na pewno się odbędzie, chociaż na dziś nie wiem jeszcze gdzie. Może będą to Białe Błota, może Bydgoszcz. Na pewno jednak nie skorzystam z sędziów z Wojewódzkiego Kolegium, tylko chipów. Zrobię to wszystko ze znajomymi osobami, którzy zajmują się biegami profesjonalnie, odpowiedzialnie. Sam mam licencję sędziowską, więc nie powinno być problemu - już teraz nie musiałem korzystać z pomocy Kolegium, ale nie chciałem usłyszeć zarzutu, że wszystko robię sam. Miałem w tym roku wszystkie pozwolenia, nie dało się tego zepsuć... A jednak  kończy ze smutkiem Zbigniew Karnas.

Wyniki biegu głównego:

Kobiety

1.SZENIK Marta
2.POPŁAWSKA Oliwia
3.NAGÓRSKA Elżbieta

Mężczyźni

1.URBANOWSKI Mikołaj
2.KRYSKE Bartosz
3.RADWAŃSKI Patryk

RZ

fot. Nicola Nowak

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce