Jaro z paczką gonił duchy po Warszawie

 

Jaro z paczką gonił duchy po Warszawie


Opublikowane w pon., 04/11/2013 - 15:29

„Raczej sobie odpuszczę" – tak skwitował Kuba (kolega z pracy i biegacz), gdy w niedzielę zapytałem się go, czy weźmie udział w Nike Flashrun (30 października br. – red.). Ja już byłem zdecydowany wcześniej, Kinga również, przekonana też była żona Kuby - Sylwia. Formuła tego biegu (tak naprawę nie wiem, czy to jeszcze był bieg) była przez organizatorów skutecznie ukrywana.

Wiadomo było jedynie, że mamy określony czas na łapanie duchów – nic więcej. Można było zwiększyć swoje szanse, robiąc fotkę w kurtce z najnowszej kolekcji Nike w Złotych Tarasach i wrzucając na fejsa – zyskiwaliśmy 10 minut. Kolejne 5 minut można było dostać za trening z użyciem aplikacji Nike na telefon bądź opaski Sport Band. Ja jeszcze do końca nie wyleczyłem się po kontuzji więc i tak podstawowa godzina to było dla mnie sporo biegania a tutaj dysponowaliśmy 75 minutami.

Zaraz po pracy podjechałem więc do klubu 1500m2, gdzie mieściło się biuro zawodów i strefa dla zawodników. Wszystko w fajnej, jarzeniowej tonacji podkreślało klimat zawodów. Szybka rejestracja i dostałem swoją kartę oraz dwie odblaskowe opaski oraz mapkę. Do startu była jeszcze godzina, więc wyszedłem na przystanek po Kingę. W międzyczasie spotkałem sporo ludzi blogosfery i znajomych biegaczy.

Przed samym biegiem Monika z Nike i Kuba Wiśniewski zrobili briefing dla uczestników. Wyjaśnili zasady gry oraz przedstawili „Duchy". A wśród nich była sama plejada gwiazd: sportowcy – Yared Shegumo, Iwona Lewandowska, blogerzy – Zwierzu, Panna Anna, Arvind, DJ-e – DJ Green Rose, dziennikarze – Przemek Iwańczyk, Tomasz Smokowski i inni. Zasady były proste – 10 stref, w każdej 3 duchy. Trzeba było telefonem zrobić zdjęcie numerka na plecach – było to jeden punkt. Trzy osoby z największą liczbą punktów, które zmieściły się w regulaminowym czasie, wygrywały wyjazd zagraniczny na wybrany przez siebie bieg Nike. Niestety już z początku wiedziałem, że raczej nie mam szans na nagrody ale postanowiłem się dobrze bawić i złapać kilka duchów.

Punktualnie o 18:30 ruszyliśmy w kierunku 1 strefy. Każdy mógł zaliczać strefy po swojemu. Pierwszy duch Dominik – ganiał po płycie desantu po drugiej stronie Wisłostrady. Po pierwsze nie ułatwiał zadania, bo ganiał dookoła swojego terenu jak dziki, a po drugie okazało się, że aparat wbudowany w telefon słabo sobie radził ze zdjęciami w nocy i w ruchu. Musiałem więc dokładnie przymierzyć i biec przez parę sekund za plecami ducha aby go złapać, a przy częstej zmianie kierunków to nie było takie proste. W końcu się udało!

Wiedziałem, że łapanie duchów to nie będzie taka prosta sprawa, jak się zapowiadało. Drugi duch to znajomy bloger Zwierzu, który też nie chciał mi ułatwić zadania. Ale jakoś po lekkiej pogoni udało się go ustrzelić. Emocje były niesamowite i z każdy duch to było inne wyzwanie i strategia ucieczki przed „łowcami". A to, jak Magda, wbieg pod górę, a to bieganie dookoła pomnika (Arvind, to do Ciebie :), a to sprinty – można było się zmęczyć.

Nam z Kingą też się udało przechytrzyć jednego ducha w Al. Ujazdowskich. Wypadł na nas z za zakrętu, a my ściemniliśmy, że sobie spacerujemy. Ten przemknął obok nas, a my za nim. Przy rondzie de Gaulle'a udało nam się dorwać udzielającego wywiadu Przemkowi Iwańczykowi z Polsatu Sport - Tomasza Smokowskiego z Canal+.

Potem powoli zaczęliśmy udawać się w kierunku mety, bo moje kolano jednak nie jest jeszcze gotowe na tyle interwałów. Niestety w strefie 5 nie wpadliśmy na ani jednego ducha, choć się rozglądaliśmy. Po 65 minutach oddaliśmy nasze karty startowe i ja skończyłem z wynikiem 11 duchów, a Kinga 8. Niezbyt dobrze, ale za to Sylwia uzbierała 14 a Kuba aż 22 duchy.

Wszyscy skorzystali z zapewnionego przez organizatorów poczęstunku i napojów. Rozpoczęły się kalkulacje, kto ile zebrał duchów i jakie ma szanse na wygraną. Przy mnie gość chwalił się, że ma 23, ktoś tam mówił, że ma 24. Plotka poszła, że rekordzista zrobił 29 albo nawet 30 fotek! Atmosfera była fajna, duchy powróciły z terenu i mogliśmy wszyscy się zrelaksować.

Na scenę weszła Monika z Kubą Wiśniewskim i na wstępie zaznaczyli, że czas był tutaj jednym z wymogów regulaminowych i niestety sporo zawodników z dobrymi wynikami przekroczyło limit i zostali zdyskwalifikowani. Nadchodzi ogłoszenie 3. miejsca i tutaj niespodzianka – nasz Kuba! Świetny wynik! A jeszcze kilka dni temu chciał odpuścić. Na koniec pamiątkowa fotka trójki wygranych i powoli rozchodzimy się do domów.

Impreza bardzo mi się podobała. Nie dość, że darmowa, to Nike przygotowało dla nas sporo atrakcji. Samo łapanie duchów było mega emocjonujące – wypatrzenie tam gdzieś przemykającego się między krzakami w parku cienia i pogoń, żeby zrobić fotkę. Uczestników było około 200 i cała impreza miała fajny, kameralny charakter. Spotkałem sporo znajomych, był czas na rozmowę. Biegając po mieście czuliśmy się trochę wyjątkowo bawiąc się w łapanie duchów – trzeba było zobaczyć miny przechodniów. Jedyne co, to mogłoby być kilka gadżetów dla rozlosowania dla wszystkich uczestników, aby i ci mogli liczyć na jakąś skromną wygraną, ale mimo to było warto przyjechać. Mam nadzieję, że za rok znowu będziemy mogli uganiać się za duchami!

Jarosław Rupiewicz, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój

www.runjarorun.com

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce