Karkonoskie tańce Ambasadora przed obliczem Śnieżki

 

Karkonoskie tańce Ambasadora przed obliczem Śnieżki


Opublikowane w wt., 05/07/2016 - 08:46

Atrakcji nie brakuje, humor dopisuje. Spotykam biegacza, który ewidentnie liczył na rozmowę podczas niebezpiecznego zbiegu ze Śnieżnych Kotłów. Zaryzykowałem i zacząłem dialog: Przyjacielu powiedz czy życie nie jest piękne? Usłyszałem – w takich momentach jak te, jest zaj... ! Nie spodziewałem się innej odpowiedzi. Widoki w tym miejscu ucieszyły by każdego, a poziom adrenaliny na zbiegu był naprawdę wysoki.

Dobiegam do przełęczy, gdzie zlokalizowano kolejny punkt serwisowy. Wlewam wodę na głowę, płuczę usta i atakuje dalej, nie marnując czasu. Teraz dość sporo odsłoniętego terenu który daje mocno popalić. Co raz częściej zaciągam „izo” z bukłaka. Pojawiają się pierwsze okrzyki, nie tylko radości ale i zmęczenia. Trasa się dłuży, ale Śnieżka jest już w zasięgu mojego wzroku.

Na trasie co raz to więcej turystów. Nagle zauważam biegnącego z naprzeciwka człowieka. To mogła być tylko jedna osoba - Bartosz Gorczyca. Spojrzałem na zegarek – 2h02'. No ładnie śmiga! Przybiłem piątkę gratulując i życząc powodzenia na powrocie do mety. Bartosz tylko się uśmiechnął i pognał dalej.

Przed samą Śnieżką punkt z wodą, jeszcze przy Domie Śląskim. A na punkcie mega pozytywni wolontariusze rwący się do pomocy, za co serdecznie dziękuje. Nie wiem ile litrów wody wylali na moją głowę, ale na pewno tyle, ile było mi potrzeba. Podziękowałem im serdecznie, a oni rzucili jeszcze - do zobaczenia za chwilę. No tak przecież muszę wbiec tylko na Śnieżkę i zbiec tutaj ponownie.

Walka o Snieżkę byłą głośna i bezlitosna. Wspierałem się na poręczach i na kolanach na zmianę, o biegu raczej nie było mowy. Przeciskałem się między turystami zdobywając w końcu królową tej trasy. Tę, która podmuchem wiatru pozwala poczuć „ducha gór”. Zaciągnąłem się głęboko czując niesamowite uczucie spełnienia – mimo, że to dopiero połowa biegu!

Przeleciałem wzrokiem przez wszystkich turystów na Śnieżce i przypomniałem im głośno - „Życie jest piękne”. Zszokowany poruszeniem turystów obróciłem się na chwilę – rozległy się, a 2 turystów przybiło piątkę i pożyczyło wytrwałości.

Zbieg ze Śnieżki był jednym z piękniejszych momentów tego biegu. To była moja chwila. To tutaj przypomniałem sobie swoje „małe” i „wielkie” sukcesy. Gęsia skórka. Tak, to ten moment…

W euforii dobiegam do Domu Śląskiego, gdzie wita mnie grupa znanych już wolontariuszy. Uzupełniam bukłak wodą, schładzam całe ciało. Ruszam dalej spotykając po drodze wielu znajomych, którzy dopiero biegną na Snieżkę. Fajnie jest się powspierać w takich momentach.

Robi się znów ciężko. Było mi tak sodko, że nawet czysta woda była za słodka. Walczyłem z ciepłem. Trasa się dłużyła.

Nareszcie dobiegam do Przełęczy Karkonoskiej - szybkie schłodzenie, płukanie ust i atak na Śnieżne Kotły. Atakuje powoli gdyż wiem, że nie będzie łatwo. Doskwiera mi samotność. Postanawiam dogonić człowieka przede mną i nawiązać dialog.

Towarzysz okazał się idealnym kompanem do rozmowy. Był zakochany w Karkonoszach, opowiadał o swoich podbojach tutaj oraz o historii gór. Bieg stał się nagle przyjemny. Dzięki zwykłej rozmowie. Znam doskonale tę potrzebę, wiem jakie to pomocne, dlatego wytrzymuję tempo towarzysza tak długo, jak tylko się da. Dobiegamy razem prawie do Śnieżnych Kotłów, ponowne ich zdobycie było naprawdę męczące.

Na szczycie nagle zrobiło się ciemno. Chwilę później usłyszałem uderzenie pioruna. Zarzuciłem do burzy - chcesz się pościągać? Kto pierwszy na mecie! Nie ma problemu, czas start!

Burza od razu zagrała nie fair, bo rzuciła mocnym wiatrem w oczy. Rzuciłem się na zbieg, co nie było do końca dobrym pomysłem. Uślizg nogi szybko przypomniał mi o kontuzji ze stycznia (chcesz znów mieć przerwę od biegania?). Zwolniłem zatem. Burza od razu wykorzystała moment i rzuciła ostrym deszczem. Ale ja byłem już przy ostatnim punkcie kontrolnym!

Mimo deszczu oblałem się wodą. W biegu, nie zatrzymując się. Gnałem w dół. Od mety dzieliło mnie jakieś 6 km. To już była ulewa. Kamyki obsuwały się pod butami, ale znam swoje buty i wiem, że są pewne. I takie błoto im nie straszne. Przyśpieszyłem i gnałem w dół co sił bo wiedziałem, że kolejna historia spisana nogami dobiega końca. Wiedziałem, co i kto czeka na mecie.

Z nartostrady dostrzegałem już wszystko to, co dopełnić miało zwycięstwa. Mimo deszczu Zenek krzyczał do mikrofonu. Na mecie była też ważna dla mnie osoba. Przywitała mnie bardzo ciepło, choć sama jest mega zmarzluchem!

Karkonoska brama ultra zdobyta!

Na mecie skorzystałem z basenu z lodowatą wodą. Poczułem łydki, które miały jeszcze jutro zatańczyć na półmaratonie. I zatańczyły w najlepszy możliwy sposób, bo nie odmówiły posłuszeństwa. Pozwoliły ukończyć podwójna Karkonoska zabawę.

Marek Grund

Ultra 46,7km
Czas 5:46:02h
Open - miejsce 69.
M20 - miejsce 13

Półmaraton 20 km
Czas 2:22:17h
Open - miejsce 55.
M20 – miejsce 8.

fot. Gabriela Kucharska / MaratonyPolskie.pl, arch. prywatne Marka Grunda


 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce