Kolonia gotowa do maratońskich zmagań. Ja... niekoniecznie

 

Kolonia gotowa do maratońskich zmagań. Ja... niekoniecznie


Opublikowane w ndz., 14/09/2014 - 12:33

Zapisując tytuł tego tekstu, pomyślałam, że Kolonia jest gotowa do maratońskich zmagań… tylko ja nie. Miał być wymarzony jesienny maraton i czas lepszy niż poprzednio. I nagle gdzieś zniknęły letnie miesiące, w które miałam wypracować formę… Cóż. Było marzenie, pora je spełnić. Będzie szansa nacieszyć się drogą, atmosferą i maratonem. W drogę!

Na dzień przed maratonem, w Kolonii nie widać wielkiego zamieszania. W porównaniu z Wiedniem, w którym dwa dni wcześniej stała już meta, trybuny i samochody prowadzące liderów, Kolonia wygląda zwyczajnie. Jedynie szeregi przenośnych toalet stoją już w pełnej gotowości. W okolicach stacji Deutz pojawiają się pierwsze samochody z barierkami i znacznikami kilometrów. Tabliczki z kolejnymi cyframi zgromadzone w jednym miejscu wyglądają niecodziennie. I trochę przerażająco – naprawdę jutro będę każdy z nich mijać, przez całe 42 km?

Gdzieniegdzie na ulicach widać biegaczy z charakterystycznymi ogromnymi foliowymi torbami z pakietem startowym. Za to w budynku targów wrze jak w ulu. Ponad setka wystawców prezentuje różnobarwną odzież sportową, odżywki i witaminy, batoniki muesli i izotoniki. Można sobie zrobić zdjęcie na tle panoramy Kolonii albo kupić koszulkę techniczną z nadrukiem sławnej katedry. Są też t-shirty zachęcające „odkryj w sobie Kenijczyka” (dlaczego różowe?!) albo ze Strusiem Pędziwiatrem.

Przy wejściu spotykam Ewelinę i Mateusza, moich znajomych ze Śląska. Jednak świat jest mały, zwłaszcza dla maratończyków. Rozmawiamy chwilę, o kolejnych maratońskich planach, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i każdy rusza w swoją stronę. Zwiedzam maratońskie expo i ostatecznie nie potrafię sobie odmówić tegorocznej koszulki Köln Marathon (naprawdę ładny projekt).

W niedzielę ulicami (i mostami!) Kolonii pobiegnie około 5 tysięcy biegaczy. Spora grupa pokona półmaraton, kolejna zmierzy się z dystansem maratońskim. W sztafetach pobiegną drużyny, również złożone z młodzieży szkolnej. Dzieci w swoich biegach wystartowały już w sobotnie przedpołudnie. Jutro pójdą kibicować rodzicom.

Co mnie zaintrygowało wśród niemieckich maratończyków? Normalność. Chociaż ulicami miasta chodziły dziesiątki biegaczy, próżno było szukać wypasionych ubrań i butów, opasek kompresyjnych i obnoszenia się ze swoim „biegactwem”. Całkiem sporo za to zwyczajnie ubranych ludzi, często starszych, spacerujących ze znajomymi… i pakietami startowymi na plecach. Wyglądają, jakby w przerwie między kawą ze znajomymi a domowymi porządkami wyskoczyli przebiec maraton.

Najpierw mnie to dziwi… potem zaczyna się podobać. Taka normalność jest dobra. Bo, owszem, każdy z nas jest bohaterem, bo pokonuje takie czy inne ograniczenia, walczy ze swoją słabością, czasem czy chorobą. Ale tutaj nie ma presji, porównawczego spoglądania na innych i stresu. Może po prostu Niemcy potrafią się cieszyć różnymi formami spędzania wolnego czasu? Na przykład na maratońskiej trasie. I taki mam plan. Po prostu cieszyć się drogą…

KM

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce