Krzysztof Gosiewski zainwestował w medal Mistrzostw Polski. Ma tylko medal

 

Krzysztof Gosiewski zainwestował w medal Mistrzostw Polski. Ma tylko medal


Opublikowane w śr., 03/12/2014 - 10:50

Brak najlepszego zawodnika w Polsce w składzie reprezentacji na nadchodzące ME w Biegach Przełajowych w Bułgarii oraz interpretacja zasad kwalifikacji na tę imprezę to kolejne gorące tematy, którymi żyje aktualnie środowisko biegowe.

Z Krzysztofem Gosiewskim, seniorskim Mistrzem Polski w Biegach Przełajowych A.D. 2014 oraz jego trenerem Błażejem Stankiewiczem, rozmawiał Robert Zakrzewski.

Złoty medal Mistrzostw Polski ma dla pana chyba słodko-gorzki smak. Radość ze zwycięstwa w Krakowie przeplata się z brakiem powołania na Mistrzostwa Europy, mimo wypełnienia podstawowego wymogu złotego medalu. Zdaniem trenera blokowego odpowiedzialnego za biegi długodystansowe, nie wykazał się pan „dyspozycją startową”, która również była wymagana przez PZLA. Co pan na to?

Krzysztof Gosiewski: Wydaje mi się, że poziom mistrzostw był dobry, bo biegliśmy w granicach 3 minut na kilometr. Trasa była nierówna, ciężka, wystawały z niej małe „wulkany”, ale cross taki jest. Jest trudno.

Jechałem do Krakowa z nastawieniem, że uda się wywalczyć kwalifikacje, po cichu wierzyliśmy w to z trenerem. Wcześniej pojechaliśmy na obóz w Jakuszycach. Trenowaliśmy tam z Marcinem i Tomkiem Lewandowskimi. Zainwestowałem w przygotowania swoje ostatnie pieniądze, bo w sporcie trzeba inwestować. Inaczej nic się nie uda. Wierzyłem, że Mistrzostwa Polski otworzą nowe drzwi, pojawią się nowe perspektywy. Z jednej strony udało się, bo złotego medalu nikt mi nie zabierze, z drugiej zaś nie zostałem powołany do kadry.

Błażej Stankiewicz: Jeśli PZLA chce wszystko zabezpieczyć, to regulamin powinien być lepiej skonstruowany. Nie zatrudnia się przecież sędziego od „wrażeń artystycznych”, który opowie o tym co i jak wyglądało i czy się podobało. Jasno zaznaczamy, że na zawody pojedzie zawodnik, który np. jest sklasyfikowany w międzynarodowym rankingu na długim dystansie, w biegu na 10 km plasuje się w pierwszej „30”, a w półmaratonie w pierwszej „20”, oraz że zdobywa złoty medal Mistrzostw Polski. Wtedy sprawa jest jasna i na zawody pojadą ci, którzy potwierdzą swoją wysoką dyspozycję.

Z drugiej strony zamyka to jednak drogę młodym zawodnikom, którzy mogliby się wybić. Tak jak Krzysiek. On w Krakowie pobił rekord życiowy na 10 km, mimo że to był przełaj. Wcześniej najszybciej pobiegł 30:20 na trasie nieatestowanej. Teraz trzeba znaleźć złoty środek i ubrać go w słowa. Słowa przelać na papier, dokument upublicznić i respektować.

Obserwowałem rywalizację w Krakowie z podwójnym zainteresowaniem, bo w kategorii młodzieżowej startował mój drugi podopieczny Bartosz Kotłowski. Niestety wystartował w Krakowie z podwyższoną temperaturą nie mówiąc mi o tym. I nie ukończył rywalizacji. Mówię o tym, bo wyjeżdżając na zawody powiedziałem, że „za dwa tygodnie obaj wystartujecie w Bułgarii”. I tak by pewnie było, ponieważ Bartek również był super przygotowany, w końcu trenują razem i mieli wspólny cel. Po zejściu Bartka z trasy został tylko „Łysy” (Krzysztof Gosiewski – red), który biegł spokojnie za czołową grupą. W zwycięstwo uwierzyłem po 6. kilometrze, kiedy Krzysiek rozpoczął swój występ.

Tu dotykamy jednej z najciekawszych kwestii, czyli dyspozycji zawodnika na trasie. Trener kadry uważa, że był gorszy od najlepszych młodzieżowców, więc nie ma po co go powoływać...

Błażej Stankiewicz: Krzysiek szedł bardzo równo i biegł w okolicach dobrze znanego wszystkim Tomka Szymkowiaka (olimpijczyk z Pekinu na 3000m z przeszkodami – red.). Gdzieś na 5. kilometrze wyprzedził Tomka. Był to pierwszy sygnał, że jest dobrze. Grupa się porwała, bo młodzieżowcy zaczęli swój finisz. Jest to naturalne, skoro do mety zostało im 1,5 km. Krzyknąłem do Krzyśka „idź za grupą” i wtedy on zaczął mocniej pracować. Po zawodach trener Zbigniew Rolbiecki powiedział, że mój zawodnik na ósmym kilometrze był 25 sekund za pierwszym młodzieżowcem i to świadczy o jego niskim poziomie. Tak nie było i są na to dowody w postaci zdjęć. Mało tego wersja dla zarządu PZLA to już 40 sekund. Myślę, że dziś będzie to minuta lub półtorej.

Proszę zadać sobie trochę trudu i policzyć czasy i obejrzeć zdjęcia z rywalizacji zgodnie z nieprawdziwą wersją, czyli straty 40 sekund do pierwszego młodzieżowca, „Łysy” ostatnie 2 km przebiegł w czasie nieco ponad 5 minut. I prawie pobił rekord Polski na tym dystansie! Tym bardziej go trzeba zabrać na Mistrzostwa Europy, bo wygra i zdąży się przebrać zanim przybiegnie drugi zawodnik! Ktoś kto w takim tempie biega 9. i 10. kilometr, jest naprawdę mocny.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce