"Lodowyna". Doświadczona ultraska podjęta z trasy przez LPR. Czeka na operację

 

"Lodowyna". Doświadczona ultraska podjęta z trasy przez LPR. Czeka na operację


Opublikowane w pon., 25/02/2019 - 09:21

W sobotę 23 lutego odbyła się pierwsza zimowa edycja ŁUT. Choć jeszcze kilka dni przed zawodami prognozy przewidywały kilka lub kilkanaście stopni na plusie i spodziewano się, że nawet zimowa edycja okaże się tradycyjną „Błotowyną”, ostatecznie aura zaskoczyła biegaczy nagłym ochłodzeniem.

W efekcie trasa zamieniła się w „Lodowynę”, jak ochrzcili ją uczestnicy biegu. Pokonanie oblodzonych zbiegów wymagało sporej uwagi i ostrożności. Wielu uczestników zaliczyło mniej lub bardziej bolesne upadki. Niestety, nie w każdym przypadku zakończyło się tylko na śmiechu i siniakach…

Pierwsza niespodzianka czekała już kilometr za startem, w miejscu, gdzie trasę przecinała asfaltowa droga pokryta lodem. Wolontariusze ostrzegali biegaczy, ale nie wszyscy zdołali w porę usłyszeć. Nie obyło się bez bolesnych upadków. Podobnie w dalszej części trasy to jej asfaltowe fragmenty były najbardziej zdradzieckie. Na zbiegach ukrytych w cieniu spływały lodem i stanowiły prawdziwą pułapkę.

Ślisko było tez na zamarzniętych polach i łąkach na zboczach gór i w miejscach, gdzie błoto przechodziło nagle w oblodzone kałuże. Te chowały się też pod śniegiem. Dla wielu osób kolce i nakładki na buty okazały się zbawienne.

– Nawierzchnia była zróżnicowana, troszkę za dużo asfaltu ale do przeżycia. Duże oblodzenie, ale na to nie mamy wpływu, taka pora roku. Trzeba było być jedynie bardziej ostrożnym na zbiegach – mówiła Barbara Olschimke-Marmurowicz. – Za to pogoda marzenie! Choć na starcie temperatura wynosiła -10 stopni Celsjusza, słońce sprawiło, że nie była tak odczuwalna. Ich połączenie zagwarantowało też piękne widoki – dodaje nasza rozmówczyni.

Ze względu na kiepskie warunki na trasie, organizatorzy na kilka dni przed startem podjęli decyzję o jej skróceniu z 41 do 35 km. Zawodnicy przyjęli ją ze zrozumieniem. Nie zmienił się za to limit czasu, który pozostał na poziomie 9 godzin. Nie wykorzystał go żaden z zawodników. Ostatni dobiegli do mety tuż przed upływem 7,5 godzin. Nad ich bezpieczeństwem czuwał zamykający trasę jako wolontariusz Marcin Michalec.

– Trasa byłą malownicza, ale niełatwa. Odcinkami z pokrywą śniegu i lodu, jak to w zimie bywa. Stopień trudności oceniam na średni, w porównaniu do innych biegów tej zimy. Niektórzy zawodnicy mieli raczki i kije, więc spokojnie podążali do przodu.

Wyjątkowego pecha miała jedna z zawodniczek, która pośliznęła się na zbiegu za pierwszym punktem odżywczym (Przymiarki, 11 km trasy). Obrażenia okazały się na tyle poważne, że z trasy zabrał ją śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Obecnie w szpitalu oczekuje na operację.

– Właściwie to ciężko powiedzieć, co poszło nie tak. Nawet nie wiem jak to się stało. Biegłam i nagle znalazłam się na ziemi, wyjąc z bólu – opowiada Celestyna, doświadczona zawodniczka ultra. – Pomoc nadeszła szybko i sprawnie. Najpierw pomogli mi biegacze, którym chciałam bardzo podziękować. Okryli mnie foliami NRC i kurtkami, dali ogrzewacze. Pan z domu, obok którego to się stało, przyniósł kołdrę i koce. Organizator przyjechał kilka minut później, karetka chyba po 15-20 minutach.

Chociaż do zdarzenia doszło w miejscu trasy z dobrym dojazdem, podjęto decyzję o transporcie lotniczym, ponieważ przewiezienie poszkodowanej karetką było zbyt bolesne. – Czekam na operację. A co do perspektyw… mam zamiar wrócić do biegania, ale nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu – mówi biegaczka.

– Byłam świadoma tego, jakie mogą być warunki na trasie. W końcu jest zima, było kilka ciepłych dni, trochę popłynęło, potem to zamarzło. Każdy biegł na własne ryzyko. Nie widzę tu niedopatrzeń organizatora… – dodaje kontuzjowana biegaczka.

„Było dobrze”. Zimowy ŁUT Ambasadorki [ZDJĘCIA]

Zwycięzcą pierwszej edycji Łemkowyna Winter Trail został Marcin Świerc, który jako jedyny złamał trzy godziny i ukończył bieg z czasem 2:51:39. Podium dopełnili Maciej Dombrowski (3:01:40) oraz Krzysztof Wiernusz (3:02:10).

Najszybszą kobietą "Lodowyny" okazała się Kinga Kwiatkowska (3:48:56). Jako druga do mety dobiegła Beata Boruszewska (3:58:30) a jako trzecia, zaledwie 10 sekund za rywalką, Małgorzata Rutkowska (3:58:40).

W towarzyszącym biegu na dystansie 15 km triumfowali Damian Kozioł (1:13:38) oraz Kinga Gomołysek (1:29:57).

Pełne wyniki: TUTAJ

KM

fot. Krzysztof Bubicz


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce