Maciej Żyto przed debiutem w Yukon Arctic Ultra: Jestem amatorem i królem wyborów

 

Maciej Żyto przed debiutem w Yukon Arctic Ultra: Jestem amatorem i królem wyborów


Opublikowane w ndz., 22/12/2019 - 08:17

Maciej Żyto wystartuje na dystansie 300 mil. Do Kanady jedzie przede wszystkim po przygodę, a biegania nie traktuje śmiertelnie poważnie. Nazywa siebie amatorem i twierdzi, że to dla niego wymarzona rola. Amator ma luz, na który zawodowi sportowcy nie mogą sobie pozwolić. Może z biegania czerpać radość i na Jukonie zamierza to robić pełnymi garściami.

Yukon Arctic Ultra to bieg w ekstremalnych warunkach. Na najdłuższym dystansie śmiałkowie do pokonania mają prawie 500 km.

Od czego zaczęło się Twoje bieganie?

Biegam od 2001 roku. Zanim urodził się mój syn, wymyśliłem, że pokonam maraton. Zrobiłem to w Poznaniu i dwa tygodnie później urodził się Borys. On się rozwijał, stawiał pierwsze kroki, a ja kontynuowałem bieganie. Startowałem w maratonach, potem było ultra, po drodze rower górski i jeden sezon triathlonu. W 2012 r. ukończyłem m. in. Maraton Piasków. Na tym dystansie mam życiówkę poniżej trzech godzin, a jeśli chodzi o ultra, to lepiej sobie radzę na krótszych ultramaratonach.

Co spowodowało, że zdecydowałeś się na start w YAU?

Śledziłem ten bieg w sieci od 5 lat. Mam trochę doświadczenia warunkach zimowych i w ultra. YAU to dla mnie połączenie biegania i zimowej eksploracji, którą bardzo lubię. Z biegów, które znalazłem w sieci, ten wydawał mi się najciekawszy. To taka obietnica przygody, ale w takim rozumieniu, jak wtedy, gdy masz 15 lat i robisz głupie rzeczy. Dodatkową zachętą był fakt, że jeszcze żaden Polak nie ukończył tego biegu.

Odmrożenia, amputacje, wypadki, śmigłowce, szpitale. W tej imprezie dużo się dzieje. Nie masz żadnych obaw?

Nie jestem z tej szkoły, która mówi, że „ co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Mam w sobie dużą dawkę spokoju i rozumu. Nie będę próbował udowodnić wszystkim na świecie, że ja to zrobię. Jeśli zobaczę, że zaczęły się problemy, to jestem gotów się ratować. Problemy są wpisane w tą zabawę. Gdyby tego nie było, to ludzie, by tam nie jeździli. Nie mam już 20 lat i potrafię rozpoznać sytuacje, w których już nie daje sobie rady. Znam też te historie niepowodzeń i uważam, że w większości były efektem kardynalnych błędów. Była też edycja ekstremalna z wyjątkowo niskimi temperaturami. Chcę przeżyć przygodę, ale jak zobaczę, że to przypomina rzeźnię, to będę stamtąd uciekał.

To nie jest tania impreza, na którą można jeździć co roku. Zawodnicy wspominali, że kontynuowali, bo drugi raz nie zebraliby takich pieniędzy.

Nie jestem bogaty, ale też pieniądze nie są najważniejsze. To nie jest temat, który zajmuje moje myśli. Na Lavaredo Ultra Trail wycofałem się na 19 kilometrze, bo bieg przestał mi sprawiać radość. Nie kalkulowałem wtedy, ile na to wydałem. YAU jest oczywiście droższe, ale to tylko pieniądze. Trudno mi uwierzyć, że ludzie, nie jadą gdzieś startować z ich powodu. To tylko wymówka.

YAU będzie Twoim najdłuższym biegiem. Jak się do niego przygotowujesz?

Nigdy tyle nie przebiegłem. I powiem więcej, nie mam dobrej regeneracji. Jednak YAU to nie tylko impreza biegowa i chyba nie można tego porównywać do startu w ultra. Moja strategia zakłada, by być jak dłużej w ruchu. Policzyłem, że prawdopodobnie dojście do mety zajmie mi od 6 do 8 dni. Po przebudzeniu na trasie, muszę być gotowy do kolejnej dawki wysiłku. Założyłem, że w ramach treningu spędzę 12 do 14 godzin tygodniowo w ruchu. Nie mogłem tego po prostu wybiegać, bo nie udałoby mi się zregenerować. Z tego powodu, duży udział w przygotowaniach miał rower, który jest mniej obciążający. Biegania było od 65 do 90km tygodniowo.

O sukcesie w YAU decyduje nie tylko przygotowanie biegowe. Liczy się także umiejętność zimowego biwakowania. Czy masz takie doświadczenie?

Mam za sobą dwie wyprawy. Byłem w Norwegii na płaskowyżu Hardangervidda. Z kolegami robiliśmy 8-dniowy trawers. Ciągnąłem sanie, spałem pod namiotem, gotowałem wodę ze śniegu. Jakiś czas temu byłem w parku narodowym nad kołem podbiegunowym w Szwecji. Też 8 dni. Biwakowanie zimowe nie jest dla mnie nowością. Potrafię odpalić maszynkę, potrafię ją naprawić, rozbić namiot na śniegu. Zdaję sobie jednak sprawę, że na Jukonie może być inaczej. Dlatego mimo tych doświadczeń, tuż przed samą imprezą odbędę szkolenie, tam na miejscu. Organizator przyjął taką zasadę, że jeśli ktoś ma doświadczenia zimowe, ale nie w temperaturach co najmniej 20 stopni na minusie, to powinien wziąć udział w szkoleniu. Po to wylatuję już 20 stycznia. Liczę też na to, że skoro będę tam wcześniej, będę miał czas zareagować, gdy wyskoczą jakieś niespodzianki. Właśnie ten aspekt logistyczny, survivalowy najbardziej mnie w tej imprezie pociąga.

Korzystałeś z doświadczeń swoich poprzedników? Na trasie będzie biegł również Konrad Jędraszewski, który do Kanady jedzie po raz drugi. Macie ze sobą kontakt?

Z Konradem znaliśmy się wcześniej. Byliśmy razem na Maratonie Piasków i oczywiście rozmawiamy o starcie. Dodatkowo przeczytałem relacje z Jukonu innych biegaczy. Korzystam z informacji organizatora i z forum zawodników. Chętnie porozmawiam z innymi uczestnikami, jeśli tylko będę miał taką okazję. Na wiele pytań, próbuję znaleźć odpowiedzi samodzielnie.

Jak to robisz?

Na przykład zadaję sobie pytanie, ile czasu mój termos będzie trzymał ciepło w niskiej temperaturze. Trzymam go w zamrażalce, w której jest jakieś -19oC.

I jaki jest wynik?

Jestem mile zaskoczony. Termos kupiłem za 60 zł. Po 12 godzinach w zamrażalce, napój w środku nadal jest gorący. Jednak jak będzie w ruchu, gdy temperatura spadnie do - 30, to dla mnie niewiadoma. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie plany czy założenia powstają tutaj. To są opinie chłopaka, który był na trasach przy – 15 o C. Nie wiem, jak będzie tam na miejscu. Na przepakach zostawię sobie instrukcję, co i jak robić, żebym już nie musiał o tym myśleć. Mam nadzieję, że uda mi się wprowadzić automatyzm.

W jakich butach idziesz?

Chcę całą trasę zrobić w jednych butach. Myślę, że Hoka, takie półwysokie do speed hikingu. Zapas biorę, ale do użycia tylko w razie jakiegoś kryzysu. Zabieram kilka par skarpet. Głównie z wełny merynosa. Może pod spód wykorzystam takie mega leciutkie bambusowe. Mam nadzieję zestaw but plus dwie pary skarpet okaże się wystarczający. Sahara nauczyła mnie, że o stopy trzeba dbać i na pewno będę to robił.

Jak rodzina zareagowała na start w YAU?

Rodzina wie, że nie będę forsował. Agata nie była przeciwna, wie, że nie będę wchodził w absolutne ryzyko. Jestem amatorem i to jest mój przywilej. Gdy taki np. Kszczot nie zrobi minimum, to nie pojedzie na igrzyska, a może mieć w życiu 2 może 3 olimpiady. Ja jako amator, jeśli nie ukończę YAU w tym roku, mogę to zrobić za rok, dwa czy pięć, a nawet 10 lat. To przywilej amatora. Mogę zajmować się w życiu dziesiątkami rzeczy. Amator jest królem swoich wyborów. My amatorzy nie mamy karier sportowych, my mamy przygody sportowe.

Rozmawiała Ilona Berezowska


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce