"Maraton raz poproszę!" 36. NN Marathon Rotterdam

 

"Maraton raz poproszę!" 36. NN Marathon Rotterdam


Opublikowane w śr., 27/04/2016 - 09:29

Rotterdam. Miasto w delcie Renu i Mozy. Największy port Europy. Słynny z nieco dziwacznej, nowatorskiej architektury, filozofa Erazma i… jednego z dziesięciu najlepszych w rankingu Runners World Magazine biegów na dystansie maratońskim na świecie. Jak wygląda bieg w Rotterdamie? I czym sobie zasłużył na miejsce w tym rankingu? Byłam, zobaczyłam, zdobyłam! A teraz, opowiem o tym trochę

Relacja Katarzyny Melcer

Voilà! Maraton! Raz poproszę!

Tegoroczny start NN Maratonu Rotterdam był jego 36. edycją. Ponad 17,5 tys. uczestników samego startu maratońskiego, a w sumie około 40 tys. biegających w ramach wszystkich biegów imprezy. Już sama liczba uczestników robi wrażenie. Popularność maratonu w Rotterdamie potwierdza również statystyka dotycząca krajów pochodzenia startujących. W tej edycji na starcie biegu pojawili się reprezentanci, aż 86 krajów!

Nieprzypadkowo NN Rotterdam Maraton uznawany jest też za najpiękniejsze wydarzenie biegowe w Holandii. Obok maratonów w Amsterdamie i Eidhoven to jeden z trzech najbardziej popularny organizowanych w kraju wiatraków. W zmaganiach na pętli trasy rozpoczynającej się i kończącej na głównej ulicy miasta Coolsingel, w boju o najlepszy rezultat stawia się rok do roku reprezentacja czołowych zawodników z całego świata.

W tym roku nie obyło się bez niespodzianek na mecie. Wielkim wygranym tegorocznej edycji został zawodnik nieobstawiany nawet w roli faworyta przed startem. Meldując się na mecie z pierwszym wynikiem 2:06:11 Kenijczyk Marius Kipserem, pokonał swój własny rekord życiowy łamiąc go o 3 minuty i 10 sekund! Chłopak na mecie podobno zaniemówił z wrażenia i jak piszą organizatorzy w relacji podsumowującej event spośród wszystkich zaskoczonych, sam zdawał się być tym największym!

Mnie Rotterdam kojarzyć będzie się przede wszystkim z gościnnością jego mieszkańców, nadzwyczajną życzliwością spotkanych tam ludzi i doskonałą, słoneczną pogodą. Na długo zapamiętam też atmosferę maratońskiego zgiełku jaką stworzyli organizatorzy, mieszkańcy miasta, a przede wszystkim uczestnicy tej imprezy.

„Druga zwrotka… Bo zawsze chciałem zacząć… od środka”

Otwieram oczy, rozglądam się i szybko przypominam sobie gdzie jestem. Szósta? To jest jakaś pomyłka? Mam wrażenie, że dopiero przed chwilą usnęłam. Niestety mój budzik nie ma litości. To ten dzień i podobnie jak ja właśnie się obudził. Szarówka za oknem. Zaraz zacznie wschodzić słońce. Otwieram okno i łapie w płuca świeże powietrze wpadające z hukiem do środka. Pachnie wiosną. Zapowiada się genialna pogoda. Odwracam się i kieruję kroki do drzwi łazienki kiedy w połowie drogi mój wzrok ląduje na spakowany w kącie pokoju plecak, który zrzuciłam po przyjeździe do hotelu wczoraj wieczorem.

Aha. Nie zamówiłam depozytu. Coś będziemy musieli z Tobą zrobić – myślę, nurkując w nim w poszukiwaniu pasty do zębów. Zbieram się dość szybko i ruszam na przystanek metra, z którego do hotelu dzień wcześniej odwiozła mnie sympatyczna biegaczka wracająca z biegów towarzyszących imprezie maratońskiej.

Mój start w biegu jak i podróż należeć miały do tych z cyklu ekspres. Pojechać, pobiec, wrócić. I tak w piątek po pracy wyruszyłam w drogę do Warszawy, skąd rano w sobotę LOT-em docieram do Amsterdamu. Tam przesiadka z pociąg Intercity i już przed południem docieram do celu podróży. Dalsza część dnia to czas na odbiór pakietu, spacer po mieście, krótkie spotkanie z Łukaszem, znajomym z poznańskiej grupy Night Runners, który również jako jeden z Polaków zmagać będzie się z trasą niedzielnego biegu.

Meta, start biegu, namioty z depozytem, biuro zawodów, wszystkie ważne logistycznie miejsca dla biegających znajdują się w niewielkich odległościach od siebie. Wolontariusze przy odbiorze pakietu dodatkowo wręczają mi mapę miasta z dobrze oznaczonymi punktami ulic na, których znajdę wszystkie te miejsca. Zwiedzam Expo i jestem nieco zaskoczona, że jest tak… małe.

Nie umniejsza to jednak organizacji pracy biura zawodów. Mimo tłumów, odbiór pakietu poszedł sprawnie, a ja po 10 minutach mam wszystko czego potrzebuję do niedzielnego startu. Jeszcze chwilę kręcę się po targach i rozmawiam z ludźmi.

Po odbiorze pakietu idę zobaczyć jak wygląda organizacja startów dla dzieci i biegu na 5 km. Kibicuję nieznajomym biegaczom i robię zdjęcia. Gdy wieczorem docieram na przystanek metra w miejscowości Pernis, jest już ciemno. Niestety nie udało mi się zarezerwować w przyzwoitej cenie noclegu w centrum, dlatego rano również będę musiała wstać dość prędko.

Mój hotel oddalony jest od miasta około 16 km. Kiedy stoję na przystanku i sprawdzam na mapie jak daleko mam do miejsca noclegu zaczepia mnie sympatyczna blondynka, która chwilę wcześniej wysiadła ze mną na stacji. Uśmiecha się i pyta czy może gdzieś mnie podrzucić. Załadowana jak żółw, z ciężkim plecakiem nie zastanawiam się nawet i z radością przyjmuję propozycję pomocy. Podaję adres.

Okazuję się, że to bardzo blisko jej domu. W drodze na miejsce rozmawiamy o maratonie. Dziewczyna ma na imię Nancy. Zawozi mnie pod hotel i na pożegnanie zbija szczęśliwą piątkę, życząc mi powodzenia przed startem. Po powrocie do Polski oglądając zdjęcia okazało się, że zupełnie przypadkiem również jej strzeliłam zdjęcie, kiedy kibicowałam biegającym podczas sobotniego „Mini maratonu”, biegu w centrum miasta na 5 km. Miło wśród tylu sfotografowanych, nieznanych mi twarzy wypatrzeć kogoś „znajomego”.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce