"Mogę być Zosią". Sofia Ennaoui: "Wyszłam na prostą i ze spokojną głową trenuję do Tokio"

 

"Mogę być Zosią". Sofia Ennaoui: "Wyszłam na prostą i ze spokojną głową trenuję do Tokio"


Opublikowane w śr., 11/12/2019 - 22:26

Sukces gonił sukces. Kariera rozwijała się książkowo. Filigranowa, maleńka posturą, za to wielka sercem i wolą walki Sofia Ennaoui po pasjonujących finiszach zdobywała kolejne medale imprez europejskich biegach przełajowych i średnich. Najpierw w juniorskich i młodzieżowych, a od 2017 roku - także w gronie najlepszych seniorek Starego Kontynentu.

24-letnia obecnie biegaczka ma w dorobku medale brązowy (2017) i srebrny (2019) Halowych ME oraz tytuł wicemistrzyni Europy na stadionie w Berlinie (2018).

Urodzona w północnej Afryce córka Polki i Marokańczyka, od dziecka mieszkająca jednak w naszym kraju, ostrzyła sobie zęby na trofeum jeszcze cenniejsze: medal jesiennych mistrzostw świata w Katarze. Ciężko na niego pracowała, ale... krótko przed mundialem musiała zrezygnować z wyjazdu do Dohy.

Podczas ćwiczeń wojskowych przeciążyła pasmo biodrowo-piszczelowe, pojawił się stan zapalny w kolanie i ścięgnach Achillesa. Bo Sofia Ennaoui jest, jak wielu polskich lekkoatletów, żołnierką polskiej armii.

Nasza biegaczka dostała już od lekarzy „zielone światło” i od tygodnia przebywa na obozie treningowym w Portugalii. Rozpoczęła przygotowania do swoich drugich igrzysk olimpijskich. W 2016 r. w Rio była dziesiąta w biegu na 1500 m, w Tokio chciałaby więcej...

W rozmowie przed wyjazdem do Monte Gordo, Sofia Ennaoui powiedziała nam, że z trudem, ale zdołała już zapomnieć o rozczarowaniu.

Sofia Ennaoui: - Byłam bardzo zawiedziona, długo to we mnie siedziało, rana w sercu goiła się z trudem. Pierwszy raz zdarzyło mi się cały rok przygotowywać i nie pojechać na najważniejszą imprezę. Nie umiałam sobie z tym radzić. Świetna hala z medalem ME, rekordy życiowe na dwóch dystansach (800 i 1500 m – red.) i... wtedy wszystko zaczęło się sypać. Jeszcze na chwilę udało mi się reaktywować i osiągnąć wskaźnik na Dohę, ale do Kataru jechać nie mogłem.

Całe szczęście, że zrobiłam też minimum na igrzyska w Tokio. To bardzo ważne, bo mam spokojną głowę. Wiem, że jeśli tylko będę zdrowa i osiągnę odpowiednią formę, pojadę na igrzyska olimpijskie.

Piotr Falkowski: Na stadionie olimpijskim w Tokio zobaczymy Sofię Ennaoui w biegu na...?

Standardowo stawiam na 1500 metrów. Ale w przyszłym roku będę biegała też na 800 metrów, a niewykluczone, że pojawią się starty nawet na 400 m. Ja się tak często szykowałam do imprez docelowych, wywodzę się z treningu szybkościowego. Trener, z którym pracuję całe życie, Wojciech Szymanik sam kiedyś biegał na 400 m, więc mój trening opiera się na dynamice, sile, szybkości i dalej na tym bazuję.

Cieszę się także, że tym razem nie startuję w hali. Dzięki temu będę mogła spokojnie i długo przygotowywać się do Tokio. Wyszłam na prostą ze zdrowiem i chcę się teraz skupić na treningu.

1500 metrów to dystans, na którym czuję się najlepiej, choć tegoroczny poziom w tej konkurencji to absolutne szaleństwo! Zawodniczki, z którymi rok temu w Diamentowej Lidze przegrywałam sekundę czy dwie, niesamowicie przyspieszyły. Teraz, biegnąc w finale Diamond League nawet w granicach rekordu życiowego, straciłabym do Holenderki Sifan Hassan około 10 sekund!

Dzieli nas w tej chwili przepaść, ale daje mi to kopa do jeszcze większej pracy, tym bardziej chce mi się trenować, by sprostać warunkom rywalizacji na świecie.

A jak patrzysz na fenomen wspomnianej Sifan Hassan, jej triumfy i rekordy świata po tym, czego ostatnio dowiedzieliśmy się o praktykach dopingowych w Oregon Project jej trenera Alberta Salazara?

Podchodzę do tego tak: jeżeli zawodniczki nie złapano na dopingu, to wszystko jest ok. Ja nie jestem od oceniania, kto się nieuczciwie wspomaga dopóki nie zostanie to udowodnione. Wciąż wierzę w czysty sport i możliwość uzyskiwania dobrych wyników bez dopingu.

Udowadnia to zresztą wielu polskich lekkoatletów. Może trwa to dłużej, zabiera więcej czasu, bo na przykład Marcin Lewandowski czekał na medal mistrzostw świata aż 12 lat. Ale warto być cierpliwym! Medal zdobyty dzięki tylko włąsnej pracy smakuje szczególnie, trudno do niego cokolwiek porównać. Ja na skróty chodzić nie zamierzam, ale też nie będę oceniała innych.

Twoją zabójczą bronią jest wspaniały długi finisz. Zamierasz go jeszcze dopracować?

O tak, jest ciągle mnóstwo do poprawy! Jestem mlodą zawodniczka i nie zdążyłam jeszcze wypracować wytrzymałości, jaką ma rewelacyjny pod tym względem Marcin Lewandowski. Dużo jeszcze przede mną pracy siłowej i wytrzymałościowej.

Kolejny raz w tej rozmowie odnosisz się do Marcina... Czyżbyś planowała dołączenie do jego grupy treningowej i przeniesienie się pod skrzydła trenera Tomasza Lewandowskiego, starszego brata naszego mistrza?

Nie, nie, nie! (śmiech). My się po prostu bardzo z Marcinem lubimy, a poza tym on mnie niezwykle inspiruje jako sportowiec. Pokazuje, że warto ciężko pracować, poświęcać wszystko dla lekkiej atletyki i czekać, nawet długo, na największe osiągnięcia! Jest przykładem na to, że jeśli się zapracuje, to dzień nagrody w końcu przyjdzie.

Trenera Tomka też bardzo szanuję i lubię, ale zmiany szkoleniowca nie planuję. Z moim trenerem Wojciechem Szymanikiem zdobywamy co roku medale mistrzostw Europy, więc nie ma powodu do roszad.

Wyjątkowo wierna jesteś trenerowi Szymanikowi!

Niezwykle szanuję i cenię mojego szkoleniowca, bardzo mu jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. Zawsze podkreślam, że trener Wojciech Szymanik wychował mnie nie tylko jako zawodniczkę, ale też jako człowieka.

Od lat spędzam z nim bardzo dużo czasu na treningach i obozach, doradza mi i pomaga jak tylko może, relacje między nami są niemal rodzinne. Lubi mnie jego rodzina, jestem u nich często, a trener nazywa mnie swoją „sportową córką”, zwłaszcza, że sam córki się nie dochował.

Ile już czasu razem pracujecie?

W lutym 2020 r. minie okrągłych 10 lat. Jest moim pierwszym i jedynym trenerem, przy nim stawiałam pierwsze sportowe kroki na stadionie w Barlinku w województwie zachodniopomorskim. Teraz tam wprawdzie nie trenuję, ale planuję przed Tokio wracać bardzo często, bo nie ukrywam, że igrzyska są dla mnie najważniejszą imprezą i chcę się startowi olimpijskiemu maksymalnie podporządkować.

Postaram się być w Barlinku jak najwięcej, bo gdy się jest z trenerem na co dzień, to i motywacja do pracy jest większa. Mnie wprawdzie motywacji nie brakuje, ale wiadomo, że treningi są czasami bardzo ciężkie i wtedy obecność trenera dopinguje dodatkowo.

A gdzie teraz trenujesz na co dzień?

Na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, tam też studiuję na kierunku „menedżer sportu”. Trenuję sama, jestem zresztą typem samotnika: lubię biegać w swoim tempie, na swoje samopoczucie. Każdego dnia biegam inaczej, trenuję tak jak się czuję. Czasami bardzo dużo i ciężko, a czasem przychodzi gorszy dzień. A ja uważam, że najważniejsze jest to, co podpowiada organizm.

Na koniec chciałbym odejść od sportu i zapytać Cię o imię. Powiedziałaś mi kiedyś, że bardzo nie lubisz, gdy mówi się na Ciebie „Zosia”. Jesteś Sofia i tyle! Minęło kilka lat, a ja wciąż słyszę, choćby w telewizji, „Zośka”, „nasza Zosia”... Przyzwyczaiłaś się w końcu?

Wszyscy tak do mnie mówią, tak więc... nie mam wyjścia! (śmiech) Jest ok, nie przeszkadza mi, nawet polubiłam to imię, zwłaszcza, że zawsze jest wypowiadane z sympatią. Jestem Polką, wychowałam się w Polsce, mieszkam w Polsce i godzę się z tym, że wszyscy moje imię spolszczają. Ale „Sofia” jest bardzo pięknym imieniem i w rodzinie wszyscy mówią do mnie właśnie tak.

Kwestię imienia wyjaśniliśmy, a kiedy zmieniasz nazwisko?

(śmiech) Pomidor! Na niedawnej gali 100-lecia PZLA nawet rozmawialiśmy, że ja już chyba jako jedyna nie mam żadnego męża (śmiech), bo wszystkie dziewczyny w naszej kadrze są po ślubie albo przynajmniej się zaręczyły.

Ale też masz na palcu piekny pierścionek...

To nic szczególnego, pierścionek nie jest zaręczynowy! Na wszystko przyjdzie czas. Tak jak przychodzi czas na medale, tak przyjdzie czas i na ślub. Na razie, przynajmniej do igrzysk olimpijskich, proszę kibiców, by dopingowali Sofię Ennaoui!

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Marek Biczyk PZLA


 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce