Mój las od innej strony – BnO podczas Rajdu Łódź

 

Mój las od innej strony – BnO podczas Rajdu Łódź


Opublikowane w ndz., 12/03/2017 - 09:05

Jakoś tak się uchowałem, że nie brałem jeszcze udziału w biegu na orientację. Mapa i kompas nie są mi obce, bo dużo się włóczyłem po dzikich i nieznanych górach. Jednak biegać w ten sposób jeszcze mi się nie zdarzyło. Okazja nadarzyła się w sobotę 11 marca, kiedy AR Team Polska wraz z łódzkim Orientusiem zorganizowały Rajd Łódź i towarzyszący bieg na orientację. Zawody były w Lesie Łagiewnickim, podobno największym w Europie miejskim kompleksie leśnym. Tak się składa, że to jeden z moich mateczników treningowych. Z takiej możliwości musiałem skorzystać – pisze Kamil Weinberg.

W rajdzie przygodowym, składającym się z odcinków rowerowych, biegowych na orientację oraz na rolkach, jak również zadań specjalnych, wystartowało osiem dwuosobowych zespołów. Oprócz Lasu Łagiewnickiego odbywa się on także na wschód od niego na Wzniesieniach Łódzkich, a także w Zgierzu i bliżej centrum Łodzi, m.in. w Parku Julianowskim. W chwili pisania relacji rajd jeszcze trwa.

Formuła naszego biegu to scorelauf, czyli podbijanie punktów w dowolnej kolejności. O miejscu w klasyfikacji decyduje ilość zdobytych punktów, a następnie czas. Zawodnicy sami decydują, jaką trasę wybiorą i które z punktów ewentualnie ominą (kliknij mapę by powiększyć). W niektórych scorelaufach punkty kontrolne (PK) mają różne wartości w zależności od odległości od bazy i czasem jest praktycznie niemożliwe podbić wszystkie w limicie czasu. Za spóźnienia naliczane są kary czasowe. Na niektórych zawodach zdarzają się punkty stowarzyszone, umieszczone na podpuchę w pobliżu tego właściwego. Potwierdzenie takiego PK ma odpowiednio niższą wartość.

Tutaj zasady są możliwie najprostsze. Wszystkie lampiony są warte tyle samo. Trasa w optymalnym wariancie podobno ma około 25 km. Do bycia sklasyfikowanym wystarczy potwierdzenie 16 z 31 punktów. Pięciogodzinny limit daje szansę złapania ich wszystkich nawet dla takiego żółtodzioba, jak ja. Z różnych przyczyn przez ostatnie trzy tygodnie praktycznie nie biegałem. Nastawiam się więc na spokojny bieg i naukę nowej dla mnie dyscypliny.

Rajdowcy wyruszyli godzinę temu. Kilka minut przed jedenastą stajemy na starcie przed Centrum Zarządzania Szlakiem Konnym przy ul. Wycieczkowej. Przed nami leżą na ziemi odwrócone mapy. Kiedy starter Łukasz Charuba z Orientusia odlicza do zera, dopiero możemy je podnieść, w krótkiej chwili zaplanować przelot i ruszyć na trasę.

Las Łagiewnicki można podzielić na trzy części, rozdzielone ułożonymi w literę T ulicami Wycieczkową i Okólną. Na zachód od Wycieczkowej leży Arturówek, gdzie odbywa się najwięcej łódzkich imprez biegowych. Tę część wbrew pozorom mam najmniej obieganą, częściej trenując w bardziej pagórkowatych pozostałych dwóch – dlatego zostawiam ją sobie na koniec. Bez wahania przekraczam więc Wycieczkową i pierwsze kroki kieruję na wschód.

Wybieram przelot, który dopiero potem stwierdzę, że nie był optymalny. „Główna” leśna droga na kierunek ESE. PK15 łapiemy wspólnie z zawodnikiem z Krakowa, zbaczając z niej na południe. Tak samo już samodzielnie podbijam kartę na szesnastce i siedemnastce, wykorzystując główną jako przelotówkę. Przy PK18 na północ od niej siedzi jeden z organizatorów z AR Team z rowerem. Chociaż jestem żółtodziobem w BnO, znajomość terenu jest moim atutem. No i jak wspomniałem, z mapą i kompasem też jestem za pan brat. Póki co punkty wchodzą zadziwiająco łatwo.

Lekki i przyjemny początek chyba uśpił moją czujność, bo tu robię największy błąd dzisiejszego dnia. Jakoś zupełnie zapominam o oddalonym PK14, który mógłbym prostym przelotem zaatakować od południa z osiemnastki. Podświadomie jak magnes ściąga mnie teren moich treningowych górek – Starej Żwirowni i Skoczni – gdzie są zaznaczone PK 13 i 12. Frunąc moją stałą treningową ścieżką przelatuję Żwirownię i ze skrzyżowania na azymut szybko łapię nieco schowaną trzynastkę.

Na Skocznię podbiegam pod prąd mojej treningowej trasy i długo rozglądam się za lampionem. Skurczybyki schowali go w dołku. Szybka lekcja BnO. Ta zabawa zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Dopiero teraz widzę, że na dole mapy przy numerach PK są znaczki określające rodzaj położenia punktu. Nie wszystkie od razu rozkminiam, ale chyba większość oznacza tego czy innego rodzaju dołek, czy też ukrycie. A więc to będzie raczej reguła, niż wyjątek...

Po drodze spotykam jedną rajdową załogę na rowerach i wielu uczestników naszego biegu. Na prostym przelocie na północ na PK10 przypominam sobie zapomnianą czternastkę i myślę, czy warto do niej mocno nadłożyć drogi, czy też ją pominąć. Jakbym ją wcześniej zaliczył, wszystko byłoby teraz proste. Dobra, pomyśli się później, na razie dziesiątka i jedenastka. W poszukiwaniu tej pierwszej niepotrzebnie przeskakuję smródkę. Znaczy Łagiewniczankę, czy też Brzozę, czy może źródłowy odcinek Bzury. Ciągle tu biegam, a nigdy nie wiem, taki ze mnie geograf za dychę. Dychę w końcu podbijam, znaczy PK10, wraz z dwoma współzawodnikami, którzy nabiegli z drugiej strony.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce