Moja droga do Badwater - cz. 6. Patrycji Bereznowskiej rekonesans w Dolinie Śmierci

 

Moja droga do Badwater - cz. 6. Patrycji Bereznowskiej rekonesans w Dolinie Śmierci


Opublikowane w śr., 10/07/2019 - 23:48

Za kilka dni, w poniedziałek 15 lipca (w Polsce będzie wtorkowy świt), w Dolinie Śmierci w amerykańskim stanie Arizona setka śmiałków stanie na starcie ultramaratonu Badwater 135, określonego przez National Geographic jako najtrudniejszy bieg świata.

Mimo bardzo trudnej procedury akcesyjnej, w gronie szczęśliwców znalazło się troje Polaków: Krystian Ogły, Damian Kaczmarek i Patrycja Bereznowska. Naszej mistrzyni biegów wielogodzinnych i ultra towarzyszymy od kilku miesięcy w jej "Drodze do Badwater".

Patrycja od prawie 3 tygodni przebywa w bardzo gorącym i niezwykle suchym klimacie Arizony, trenując i adaptując się do warunków, z którymi zmierzy się na trasie Badwater 135. Jest już po rekonesansie trasy ultra biegu, którego dokonała w towarzystwie i pod opieką Petera Podbielskiego, goszczącego ją w Goodyear kolo Phoenix na czas przygotowań i samego startu.

– Rano polecieliśmy samolotem z Phoenix do Las Vegas, gdzie wynajęliśmy samochód i pojechali na miejsce startu zawodów. Ruszyłam biegiem, ale wiał tak silny wiatr, że gdy Piotr robił mi zdjęcie przy znaku w najniżej położonym miejscu, musiałam się go trzymać - inaczej by mnie zwiało! – śmieje się Patrycja Bereznowska.

Wiało, na szczęście, w kierunku biegu, a zatem w plecy naszej zawodniczki. – To był wiatr bardzo gorący, a ponieważ temperatura powietrza wynosiła 40 kilka stopni Celsjusza, miałam wrażenie, że jeszcze bardziej parzy – opowiada o swoich odczuciach. – Przebiegłam tak 7 kilometrów, wtedy przechwycił mnie Piotr Podbielski i samochodem przejechaliśmy kawałek do stojącego przy drodze hotelu-resortu. Stamtąd znów pobiegłam kolejne 7 km, obejrzeliśmy miejsce, gdzie będziemy nocowali przed i po zawodach, po czym wsiadłam do auta i resztę trasy ultramaratonu zlustrowaliśmy już z perspektywy okien samochodu – relacjonuje Bereznowska i opisuje trasę zawodów:

– Prowadzi wąską, w stu procentach asfaltową drogą, cały czas góra-dół. Koło 80 km jest gigantyczny podbieg, kilkanaście kilometrów nieustannego biegu mocno pod górę. A potem dla odmiany kilkanaście kilometrów zbiegu. Droga jest non stop pofałdowana. To takie śmieszne hopki, po których jadąc samochodem masz wrażenie, jakbyś siedział w rollercoasterze. Wciąż musisz hamować, bo jadąc zbyt szybko poleciałbyś kawałek jak skoczek narciarski – opowiada.

– Na długich odcinkach trasy nie ma szans serwisowania zawodnika. Pobocze ma podłoże żwirowo-kamieniste, albo też na serpentynach jest tak wysoko i stromo, że przy drodze stoją barierki zabezpieczające, które uniemożliwiają zatrzymanie auta. Organizator pisze w regulaminie, że wszędzie tam, gdzie da się zatrzymać samochód, można serwisować biegacza, tyle że takie miejsca nie są wcale zbyt częste – śmieje się Patrycja.

– Dopiero na samiusieńskiej końcówce, kilometr-półtora przed metą, wbiega się w las i nad piękny górski strumień. Ta przyjemność następuje po 20 kilometrach biegu ostro pod górę, a właściwie marszu, bo na tym etapie zawodów, na zmęczeniu i takiej stromiźnie, nie ma raczej szans na bieg – kończy opis trasy Patrycja Bereznowska.

Co biegaczka najlepiej zapamiętała z rekonesansu? – Najbardziej przerażające były szalenie silny wiatr i ogromne gorąco. Krajobraz zmienia się dość często, jest ciekawy i różnorodny, na 60 kilometrze są piaszczyste wyspy. Gdy robiliśmy rekonesans wszędzie unosił się pył i brutalnie wpychał w oczy. Jeśli podczas zawodów wiatr zawieje tak samo mocno i uniesie piasek, będzie to dodatkowe, poważne utrudnienie – mówi i podsumowuje: – Daleko, pusto, bardzo długie proste i caly czas, bez przerwy góra-dół, góra-dół... Praktycznie nie ma odcinków płaskich, naprawdę!

Patrycja Bereznowska i Peter Podbielski zrobili rekonesans trasy w normalnym ruchu drogowym, czyli... w warunkach rozgrywania ultramaratonu Badwater 135. – Podczas zawodów drogą, stanowiącą trasę biegu, odbywa się zwykły ruch samochodowy. To jest jedyna droga prowadząca przez Dolinę Śmierci, więc na wyłączenie ruchu nie ma żadnych szans!

– Miejscami jest więc, moim zdaniem, średnio bezpiecznie: wąska droga, ostre zakręty i wysokie skały, widoczność często bardzo ograniczona. Nadjeżdżający samochód może nie widzieć biegnącego zawodnika. Mają być, oczywiście, porozstawiane tablice ostrzegawcze informujące o zawodach i biegaczach na drodze, mam nadzieję, że kierowcy zachowają szczególną ostrożność.

Zawodnicy muszą poruszać się lewą stroną, natomiast ich samochody jadą prawą i po tejże stronie mogą się zatrzymywać na serwis. Jeśli biegacz potrzebuje czegoś z auta, musi zejść na prawą stronę, natomiast jeśli kontynuuje bieg, to osoby z jego ekipy muszą dołączyć do niego po lewej stronie drogi.

Ponieważ bieg odbywa się w normalnym ruchu drogowym, samochody serwisowe nie mogą jechać caly czas przy swoich zawodnikach, bo momentalnie spowodowałoby to całkowite zakorkowanie drogi. – Auto musi poruszać się z normalną prędkością drogową i co jakiś czas, tam gdzie jest to dozwolone przepisami, może się zatrzymać i poczekać na biegacza, by udzielić mu pomocy – opowiada biegaczka.

– Otrzymaliśmy bardzo obszerny roadbook, w ktorym zostało opisane, gdzie wolno się zatrzymać, a gdzie nie można, gdzie jest to najkorzystniejsze i najwygodniejsze. Bywają odcinki, na przykład wspomniane bardzo długie podbiegi, gdzie przez kilka, a nawet kilkanaście kilometrów nie wolno się zatrzymywać. Wtedy będziemy musieli radzić sobie sami – przyznaje nasza ultramaratonka.

Rekonesans trasy dał Bereznowskiej bardzo dużo. – Mam już obraz trasy i miejsc, w których mogę liczyć na wsparcie mojej ekipy. Wiem, że są ogromne otwarte przestrzenie, na których może wiać bardzo silny, gorący wiatr. Zdecydowanie warto było zapoznać się z trasą!

Przyznaje jednocześnie, że wcześniejszy wyjazd do Doliny Śmierci zasiał w jej sercu nieco obaw. – Trochę się przestraszyłam, ten gorący wiatr daje mocno do myślenia. Ale cóż... Nic to już nie zmieni teraz. Klamka zapadła. Po prostu wiem, co mnie czeka, ale kroku wstecz nie ma – śmieje się zawodniczka.

Teraz już tylko odpoczynek. Start do wyzwania życia, najtrudniejszego ultramaratonu świata – już w poniedziałek wieczorem!

Piotr Falkowski

zdj. archiwum zawodniczki


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce