"Myślę, że zrobiłem coś wielkiego..." Łukasz Sagan, triumfator Authentic Phidippides Run

 

"Myślę, że zrobiłem coś wielkiego..." Łukasz Sagan, triumfator Authentic Phidippides Run


Opublikowane w czw., 29/11/2018 - 21:07

– Jak wyglądał punkt w Sparcie, półmetek i nawrót były jakoś specjalnie zorganizowane, zawodników witano hucznie?

–  Nie, to miał być punkt jak każdy inny, byłem i tak zaskoczony, że Grecy zorganizowali tam muzykę, wbiegałem na półmetek przy dźwiękach „Greka Zorby”, a jakaś dziennikarka ze Sparty robiła telewizyjne wywiady. Powiedzieliśmy do kamery po kilka zdań, ja to potem wrzuciłem na mój profil fejsbukowy. I tyle. Żadnej wielkiej pompy.

– A meta w Atenach jak wyglądała? Bardziej było spektakularnie?

– Bardzo skromnie. Ktoś nawet w komentarzu do filmiku z mojego finiszu napisał, że „taki wyczyn, a tak bardzo skromnie na mecie”. No, ale tak było. Powiem nawet, że organizacyjnie te zawody były mocno amatorskie. Ale muszę przyznać, że wolontariusze i obsługa wkładali ogromnie dużo serca i zaangażowania, albo sędzia, który sam, jednoosobowo, przez całą trasę (!) jechał przy pierwszym zawodniku, czyli od półmetka już cały czas ze mną. Ponad 70 godzin w wolniutko jadącym samochodzie! Raz tylko, drugiej nocy, na krótko nas opuścił, bo w końcu musiał choć chwilę się zdrzemnąć, a nie miał żadnego zmiennika…

– Czy dla tamtejszego środowiska biegowego Authentic Phidippides Run jest imprezą ważną, towarzyszy mu duże zainteresowanie, a Grecy zauważają i doceniają wyczyn ludzi, którzy kończą szalenie długi i trudny bieg?

– Grecy uważają to za wielki wyczyn, ale… znacznie bardziej rozpoznawalny jest Spartathlon, to jest ich najważniejszy i najbardziej prestiżowy bieg ultra. „Phidippides” jest imprezą młodą, odbył się dopiero po raz czwarty. Ale ma przyszłość i potencjał, bo to właśnie on nawiązuje do prawdziwej, pełnej drogi starożytnego posłańca Filippidesa, który – wbrew kultywowanej podczas Spartathlonu legendzie, że miał nieść wieści o triumfie Ateńczyków nad Persami pod Maratonem – biegł właśnie z Aten do Sparty i z powrotem, prosił Spartan o pomoc, a gdy ci jej odmówili, wrócił do swoich tą samą drogą. Stąd też nazwa: Authentic Phidippides Run - „prawdziwy bieg Filippidesa”.

Impreza jest na razie skromna, dość amatorska. Mam nadzieję, że w przyszłości sporo poprawią, bo organizacyjnie wiele rzeczy „kuleje”. Pewnie to trochę wynika też z greckiej mentalności, ich podejścia do wszystkiego, nie przejmują się, nie spinają za bardzo, wiele rzeczy traktują „na luzie”.

Ot, choćby taka sytuacja, że gdy mój suport dojechał troszkę przede mną na metę, tam nie było jeszcze gotowe kompletnie nic! Nie było nawet bramy! Gdybym więc pobiegł nieco szybciej i skończył wcześniej niż te 75 godzin, finiszowałbym w kompletnej pustce, w środku niczego, nikt by mnie nawet nie przywitał! Na szczęście organizatorzy zdążyli, ale byli bardzo chaotyczni, z niczym się nie spieszyli.

– Jak Ty się w ogóle, Łukaszu, znalazłeś na trasie „Phidippidesa”? Skąd ten pomysł, żeby pobiec 490 kilometrów? Mało Ci było Spartathlonu, w którym startowałeś aż 3 razy?

– Kiedy jeszcze ta impreza nie była organizowana, było kilku zawodników, którzy po ukończeniu Spartathlonu, z własnej inicjatywy, „na dziko”, na własną rękę, wrócili biegiem ze Sparty do Aten. Są nawet gdzieś zapisane ich wyniki, najlepszy to 54 godziny z minutami Greka Yiannisa Kourosa (triumfatora Spartathlonu w 1983, 84, 86 i 90 r. – red.). Aż wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby zorganizować oficjalnie taki „podwójny Spartathlon”.

Ja o tym biegu usłyszałem po jego inauguracji w 2015 roku. Przeczytałem o nim przypadkowo w internecie, ale od razu pomyślałem: „To bieg dla mnie. Muszę to zrobić!”. Miałem nawet pomysł, żeby w tym samym roku przebiec Spartathlon, a półtora miesiąca później – zrobić „Phidippidesa”. Rok temu zapisałem się, zakwalifikowałem, ale nie zdołałem opłacić startu. W tym roku nie wyszło mi ze Spartathlonem, więc uznałem, że to jest ten moment. Udało się. I to jak udało!

Nie myślałem, że mogę ten bieg wygrać, ale od samego początku ten bieg tkwił w mojej głowie, bardzo chciałem w nim wystartować i go ukończyć.

– Niesamowite jest też to, że Ty wygrałeś, ale drugie miejsce zajął także  Polak, Andrzej Wereszczak!

– Śmialiśmy się na mecie, że gdyby przyjechało nas więcej to może nawet całe podium byśmy zajęli.

– Kilka miesięcy temu o planie startu w Authentic Phidippides Run mówił mi Andrzej Radzikowski, zwycięzca Spartathlonu w 2016 roku. W końcu jednak do Grecji nie pojechał…

– Andrzej Radzikowski miał rzeczywiście tam biec, ale ostatecznie nie pojawił się na starcie, coś mu widocznie wypadło. Ale w miejsce tego Andrzeja pojawił się inny Andrzej (Wereszczak – red.) i spisał się doskonale!


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce