"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

 

"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128


Opublikowane w ndz., 24/02/2019 - 18:41

Wywiad z Magdaleną Łączak po jej spektakularnym, drugim z rzędu triumfie w biegu Transgrancanaria-128 km (czas 16:22:56), udało nam się przeprowadzić dopiero nazajutrz po zawodach, należących do prestiżowego cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour).

W sobotni wieczór okazało się to niemożliwe: Magda napisała w smsie, że ma problemy z mówieniem i odezwie się w niedzielę, jak wróci „do żywych”.

Po raz drugi z rzędu! Magdalena Łączak mistrzynią Transgrancanarii!

Mistrzyni dotrzymała słowa. Następnego dnia zawodniczka Salomon Suunto Teamu sama zadzwoniła.

– Przepraszam, ale wczoraj nie byłam w stanie rozmawiać, bo miałam problem z artykułowaniem słów. Zajechałam się kompletnie, wyjechałam do zera, na mecie walczyłam o to, żeby nie stracić przytomności. To były dla mnie strasznie ciężkie zawody! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się tak skrajnie wymęczyła.

To dotknęło zresztą nie tylko mnie. Chinka Miao Yao, która długo prowadziła, ale zeszła z trasy około 80 km, moim zdaniem ruszyła za ostro, bo gdy ją mijałam na 40 którymś kilometrze, nic już nie miała „pod butem”. Wprawdzie jak mnie zobaczyła, to próbowała jeszcze uciekać, ale więcej się oglądała, niż biegła.

– Chinka zrezygnowała ze ścigania, ale mocnych i bardzo groźnych rywalek Ci nie brakowało.

– Najbardziej – i jak się okazało, słusznie – bałam się Amerykanki. Kaytlyn Gerbin była druga w Western States 100 i to jest najlepsza rekomendacja. Wiedziałam, że świetnie biega, a przede wszystkim świetnie biega w dół. Na trasie TGC jest dużo dłuższych zbiegów, gdzie się można zamordować.

– I rzeczywiście to z zawodniczką teamu La Sportiva ścigałaś się prawie do końca.

–  Ona też zaczęła bardzo szybko, ruszyła od startu za Miao Yao i jak ją mijałam około 20 kilometra, również wyglądała na trochę zmordowaną. No, ale potem się odbudowała, długi dystans ma ten urok, że jest czas się wykończyć i jest czas się podnieść jak Feniks z popiołów. Ona to zrobiła i super powalczyła. Bardzo fajna, nota bene, dziewczyna, szalenie sympatyczna.

– Magdo, ale zacznij wreszcie opowiadać nam o sobie na trasie. Jak Tobie się biegło, jak się czułaś od początku zawodów?

– Kompletnie nie spodziewałam się, że rywalizacja będzie taka ciasna. Spodziewałam się, szczerze mówiąc, że szybko zostanę odsadzona i będzie po sprawie, a ja będę mogła spokojnie „kulać się” do mety. Straszliwie bolały mnie łydki (śmiech). Już od pierwszych kilometrów dokuczały tak, że chwilami miałam ochotę odmawiać modlitwy! Kompletny horror! Ale powiedziałam sobie, że muszę się jakoś dotoczyć do mety.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce