"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

 

"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128


Opublikowane w ndz., 24/02/2019 - 18:41

Co jeszcze gorsze, pogubiłam się na starcie. Stanie z przodu ma to do siebie, że jak chłopaki ruszają, to idą bardzo mocno i robi się ogromny tumult. I nagle... znalazłam się daleko z tyłu. Z plaży wybiegałam na jakiejś n-tej pozycji. Obok miałam zupełnie nieznane sobie dziewczyny, a główne rywalki straciłam z oczu. Ale potem jakoś powoli przesunęłam się do przodu. I zaczęło się ściąganie…

– Dlaczego ten bieg był dla Ciebie tak trudny?

– Bardzo trudny! Przede wszystkim było kosmicznie gorąco! Rok temu było bardzo ciepło, ale teraz mówiłam Patrycji (siostra Magdy, wspierająca ją na zawodach – red.), że czułam się jak garnek z wrzątkiem, który dymi. Wydawało mi się, że się zapalę z gorąca! (śmiech).  Ja lubię wysokie temperatury, ale tym razem upał trochę mnie przerósł. Patrycja mnie nawet napryskiwała olejkami, żebym nie spłonęła.

– Rozmawiałem telefonicznie z Patrycją, gdy minęłaś 110 kilometr. Twoja siostra powiedziała, że wyglądasz nie najlepiej, na bardzo mocno zmęczoną.

– Tak było. Na szczęście kilkanaście minut później zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ścigające dziewczyny, Gerbin i Brazylijka Fernanda Maciel, też nie wyglądają za dobrze (śmiech).

– Miałaś wtedy nad Amerykanką 9,5 minuty przewagi i 18 kilometrów do mety. To była komfortowa różnica, mogłaś już „spać spokojnie”?

– A gdzie tam! Wszystko mogło się zdarzyć! Zostawało jeszcze m. in 20 minut pod górę, gdzie mi się już bardzo nie chciało biec, ale gdy usłyszałam, jak mała jest przewaga, wiedziałam, że jednak muszę podbiegać. Nie było litości! A potem jeszcze niezwykle trudny, 10- kilometrowy zbieg po kamieniach, które masakrują zmęczone nogi i wbiegasz do kanionu czy wąwozu, w którym jest masakrycznie gorąco, słońce pali, a nogi non stop się wykrzywiają na kamieniach. Tam mi się po prostu chciało wyć! Kurczę, w tamtym roku w ogóle tego wszystkiego nie zauważyłam, a teraz ten odcinek dał mi się strasznie we znaki! Kilka razy przeszłam nawet do marszu i pomyślałam, że jeśli Amerykanka da rady tu biec, to niech biegnie, ja nie mogę, nie mam siły. W końcu jednak zebrałam się w sobie i potem trochę pobiegłam. Ale „psycha” mocno mi siadała, strasznie się tam upodliłam! Niby tylko 3 kilometry więcej niż rok temu, ale bardzo mi było ciężko.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce