"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

 

"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128


Opublikowane w ndz., 24/02/2019 - 18:41

– Co w tych najtrudniejszych chwilach trzymało Cię „przy życiu”?

– Bardzo chciałabym podziękować chłopakom z Salco Garmin Teamu za mnóstwo pomocy na trasie. Nowy nabytek tej ekipy, sympatyczny młody chłopak, z którym w ogóle się nie znaliśmy, Kacper Kościelniak pobiegł ze mną kawałek, podbudował psychicznie, bardzo pomógł. Kamil Leśniak pomagał Patrycji w supporcie, kupował picie dla mnie, no i mocno kibicowali mi na trasie. Niesamowita była też ogromna liczba Polaków na mecie! Choć sami mieli swoje starty i byli bardzo zmęczeni, przyszli na metę i tak pięknie kibicowali! Uważam, że to są takie chwile, dla których warto nawet upodlić się, tak jak ja w sobotę.

Do tego jeszcze wszyscy ci, którzy kibicowali przy komputerach. Patrycja często mówiła mi na punktach, że mam ogromne wsparcie i doping kibiców w internecie, to samo pisał w smsach Paweł (Dybek, partner Magdy, biegacz Salomon Suunto Teamu, który tym razem nie mógł wyjechać i startować w Transgrancanarii – red.). To było bardzo wzruszające i ogromnie wszystkim za to dziękuję!

– A powiedz nam jeszcze, jak radziłaś sobie z ciągłą presją rywalek, które były za Tobą stosunkowo niedaleko. Chyba nieczęsto zdarza Ci się na zawodach taka sytuacja?

– Na tak bliskim kontakcie ścigałam się po raz pierwszy! Zdarza się, że koś jest blisko, ale jeśli z punktu na punkt choć trochę powiększasz różnicę, wiesz, że jest dobrze. A tym razem moja przewaga nie dość, że niewielka, to ciągle była taka sama! Potem nawet drastycznie nagle stopniała. Wiedziałam, że tak może być, bo na tym odcinku chciałam pobiec spokojnie i odpocząć, dziwiłam się jednak, że aż tak bardzo. Czułam się wciąż jak szczur, którego wszyscy chcą dopaść. Cały czas czułam presję, wciąż musiałam uciekać! W końcu jakoś zbudowałam te 10 minut przewagi i na nich dociągnęłam do mety, ale to było bardzo trudne. Nigdy jeszcze tak się nie ścigałam. Ciągła ucieczka była dla mnie horrorem.

– Gdy byłaś około 80 kilometra, rozmawiałem z Pawłem Dybkiem. Twój facet powiedział, że kazał Ci wyłączyć się mentalnie z otoczenia, nie zwracać uwagi na konkurentki i skupić się wyłącznie na sobie, patrzeć tylko pod nogi, a nie wokół siebie. „Wtedy będzie dobrze” – powiedział Paweł. Zrobiłaś tak i pomogło?

– Tak. Miałam zamknąć się w sobie i odciąć od bodźców zewnętrznych. Kiedy przewaga bardzo stopniała, a mnie siadła „psycha”, dostałam sms od Pawła, że „sztuką jest wytrzymać do końca” i bardzo fajną wiadomość od Piotrka Hercoga. Powiedziałam sobie wtedy: „koniec oglądania się, koniec myślenia, co będzie, kto jest lepszy. Muszę wykonać dobrze swoją robotę, żebym na mecie wiedziała, że nie spieprzyłam!” Zdarzyło mi się na zawodach narciarskich, że byłam zmęczona i gdy goniąca dziewczyna mnie dojechała, po prostu stanęłam i przepuściłam ją przed siebie. Tutaj nie mogłam tego powtórzyć!  Nikogo nie puszczam i robię swoje, a jeśli któraś z dziewczyn mnie przegoni w godnej walce, trudno! Będzie lepsza i trzeba schylić czoła.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce