„Nic, co łatwe, nie cieszy tak bardzo”. Przed Zamiecią rozmawiamy z Anną i Michałem Kołodziejczykami

 

„Nic, co łatwe, nie cieszy tak bardzo”. Przed Zamiecią rozmawiamy z Anną i Michałem Kołodziejczykami


Opublikowane w pt., 25/01/2019 - 10:07

Już w ten weekend szósta edycja Zamieci, czyli 24-godzinnego ultramaratonu ze Szczyrku na Skrzyczne, po 14-kilometrowej pętli z ok. 900 metrów sumy podejść. Warunki zapowiadają się ciężkie jak nigdy dotąd, a my po raz kolejny będziemy na trasie. Tymczasem rozmawiamy z Anną i Michałem Kołodziejczykami – organizatorami Zamieci, ale także kilku innych górskich biegów, które zdobywają sobie coraz liczniejsze grono miłośników.

O organizowanych przez Was biegach, o ich trudnych początkach, wszystko już powiedziano i napisano, więc zacznę od przewrotnego pytania. Który z nich jest Wasz ulubiony, z którym czujecie się najbardziej zżyci?

Michał: Ja osobiście najbardziej lubię Stumilaka, bo wciąż jest kameralny. No i co najważniejsze dla nas, to też podróż, czyli przygoda. Ruszamy z zawodnikami z Zawoi, a potem staramy się być na prawie każdym punkcie. Taki trochę trzydniowy ultra tabor. I fajne to jest, bo nie siedzi się na miejscu i nie czeka aż przybiegną.

Ania: A ja kocham Leśnika! To nasze najmłodsze dziecko, ja wymyśliłam jego nazwę, tak jak Leśne Dziadki (śmiech). Każda jego odsłona to przede wszystkim zjazd Przyjaciół z wszystkich innych naszych zawodów. Dużo fajnych ludzi, ciepła atmosfera, bez napinki, bez gwiazd – swojsko i rodzinnie.

W Waszym chyba najbardziej znanym biegu, czyli Beskidy Ultra Trail – a dokładnie najdłuższym dystansie BUT Challenge – co roku coś zmieniacie. Poprzednio, oprócz wydłużenia dystansu do 305 km, wprowadziliście zakaz jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Czym to motywujecie?

M: Ma to być prawdziwe wyzwanie, ale z równymi szansami dla każdego z zawodników. Ktoś, kto przyjeżdża z zagranicy, nie może sobie pozwolić na support, więc wyrównaliśmy szanse. W zeszłym roku po wprowadzeniu tej zmiany daliśmy możliwość zrezygnowania z zawodów przy całkowitym zwrocie kosztów. Paradoksalnie, po tej zmianie ilość chętnych nagle wzrosła.

Największego BUT-a na ten rok znowu wydłużyliście do 320 km i dołożyliście jeszcze więcej przewyższeń. Czy będziecie jeszcze coś w przyszłości zmieniać? Czy to ciągłe utrudnianie i tak już ekstremalnego wyzwania wynika z Waszej osobistej potrzeby, czy również odpowiadacie na oczekiwania pewnej grupy ultrasów?

A: Nie potwierdzam i nie zaprzeczam...

M: Mamy już plany, ale wciąż zastanawiamy się, którą z opcji (dużo dłużej, czy dużo dużo trudniej) wybrać. A te zmiany to dlatego, że powtarzanie cały czas tego samego jest nudne. Na pewno nie będzie łatwo. Zresztą hasło BUT-a o tym mówi: nic, co łatwe, nie cieszy tak bardzo.

Teraz o czymś najbliższym. Najcięższa zimowa próba, czyli Zamieć. To się rozrosło do czegoś więcej, niż zaczerpnięcie pomysłu z Lysej Hory (czeski bieg 24-godzinny w dwuosobowych sztafetach – red.). Macie do Zamieci jakiś szczególny sentyment?

M: Ja nie wiem. Mnie się Zamieć kojarzy z zimnem, bo tam, w Amfiteatrze jest cały czas zimno... więc to zimno mocno ogranicza mój sentyment! (śmiech)

A: A ja lubię Zamieć. To taka Dama wśród wszystkich naszych imprez. Kapryśna i zmienna jak Kobieta. Bywa łaskawa, ale jak się wkurzy…to daje popalić błyskawicami, wiatrem, gradem…

Normalnie cała ja! (śmiech)

Ubiegłoroczna nowość zwana Pozor. Czy to miała być letnia Zamieć, czy coś więcej? Czym się ten bieg wyróżnia? Będzie Pozor w kolejnych latach?

M: Pozor to nie letnia Zamieć. Idea była podobna tylko w kwestii czasu i podziału na teamy/indywidualnych zawodników, ale trasa jest naprawdę znacznie trudniejsza. To 1500 m przewyższenia na niespełna 18 km i to w dużej mierze po bardzo trudnych ścieżkach. Bardziej to przypomina słynny amerykański Barkley Marathons (chociaż z oznaczoną trasą), niż Zamieć. Na pewno planujemy Szybkiego Pozora, a z długą trasą zobaczymy. Na razie może się okazać, że nasi rodzimi ultrasi nie są jeszcze gotowi na tak trudną trasę, ale kto wie.

W każdej porze roku organizujecie Leśnika. W porywach bywa do czterech dystansów, dla każdego coś miłego. Dla każdego lubiącego potężne przewyższenia i trudny teren, znaczy się. Czy Leśniki to taka krótka kwintesencja Waszego stylu układania tras?

M: Leśniki to coś, co ja bardzo lubię. Jest za każdym razem inaczej, za każdym razem trudno i za każdym razem pięknie. Więc pewnie tak, to kwintesencja naszego podejścia do biegania górskiego, ale w nieco skromniejszym wydaniu.

A: Ale Leśniki to też taka impreza, na którą może przyjechać każdy, na swoje pierwsze górskie 10 km, na swój pierwszy start w maratonie górskim. A ja uwielbiam obserwować te często zadziorne miny przed startem (taaa Leśnik, Beskidy, co tu może być trudnego?) i na mecie już w zupełnie innym wydaniu, z pokorą i szczęściem na twarzy (śmiech).

Aniu, sama nie biegasz tyle, co Twój małżonek. Skąd u Ciebie taka matczyna miłość i zrozumienie dla uczestniczących w Waszych biegach napieraczy?

A: Michał jest surowym Ojcem trzymającym krótko swoje dziatki. On dyktuje warunki i wszystko z góry ma poukładane, co i jak ma wyglądać. Nie znosi negocjacji i podważania jego racji. Więc ja, jak każda mama, staram się tylko nieco ocieplić jego wizerunek, często nawet bez jego wiedzy...

Nie od dziś wiadomo przecież, że głową rodziny rządzi szyja, którą nią kręci, prawda? (śmiech)

Michał – wracasz w tym roku po raz trzeci na Euforię? (nieznakowany bieg 230km/20000m+ w Pirenejach w ramach Andorra Ultra Trail – red.)

M: Nie wiemy jeszcze. Termin się zmienił i słabo nam to pasuje. Ale zobaczymy...

Na koniec spytam, czy w tym roku i następnych latach możemy się jeszcze czegoś nowego po Was spodziewać?

M: W tym roku planujemy to, co zapowiedzieliśmy. Będzie bardzo trudny BUT Challenge, będą bardziej dostępne dystanse dla tych, co dopiero zaczynają bieganie w górach, będą też trudne i pełne wyzwań górskie ultra. Skupiamy się na Leśnikach, gdzie jak co roku zaprezentujemy nowe trasy, niektóre szybkie, niektóre wymagające, ale na pewno wszystkie przepiękne. No i zaserwujemy znanego już, majestatycznego i przepięknego Stumilaka z dodatkowymi dystansami 100 km i 50 mil. Natomiast w roku przyszłym planujemy przebranżowienie na hodowlę Krewetek Domowych! (śmiech)

A: Amen! (śmiech)

Rozmawiał Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce