"Nie pokłóciłem się z żadną zawodniczką czy trenerem" - Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m. "W Tokio medal i życiówki"

 

"Nie pokłóciłem się z żadną zawodniczką czy trenerem" - Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m. "W Tokio medal i życiówki"


Opublikowane w wt., 15/10/2019 - 15:21

– Często musiał pan ingerować w indywidualne plany treningowe zawodniczek, coś w nich zmieniać?

– Nie. Ja mogę tylko rozmawiać i ewentualnie coś sugerować. Co kto z tym zrobi jest jego sprawą. Każdy trener odpowiada za wyniki swojej zawodniczki i każdy przecież chce dobrze. Im Patrycja czy Ania będą lepsze, tym większa korzyść dla sztafety.

– Skoro jesteśmy przy tych dwóch zawodniczkach... Czy trudne są dla pana decyzje takie jak ta w Dosze, gdy w biegu finałowym w miejsce Kiełbasińskiej, pewniaczki w ostatnich miesiącach, wystawił pan Wyciszkiewicz?

– Taki moment zawsze jest trudny. Ale żadna z zawodniczek nie została „na lodzie”, wszystkie profity i zaszczyty spadły na obie zawodniczki, bo każda z nich biegała w mistrzostwach. Mają zapewnione szkolenie centralne i wszystkie przywileje związane z medalem. Ja natomiast nie mogę kierować się czymś, co było 2 miesiące wcześniej, liczy się tylko tu i teraz, to co dzieje się na imprezie.

Ja już nie raz podejmowałem takie decyzje, chociażby 2 lata temu Patrycja pobiegła w eliminacjach, ale nie została wystawiona w finale MŚ w Londynie. Postawiłem wtedy na Olę Gaworską, która była nowa, młoda, nieopierzona i wszyscy stukali się w głowę na to, co robi Matusiński. Ale w tamtym momencie uważałem, że z Patrycji nic już więcej nie wycisnę, za to Gaworska pobiegła bardzo dobrze i dziewczyny zdobyły brązowy medal MŚ.

To jest rolą trenera kadry: nie kierować się nazwiskami i przyzwyczajeniami, a wykorzystywać maksymalnie potencjał zawodniczek, którymi dysponuje. Mnie interesuje forma na imprezie docelowej. Myślę, że w Dosze Ania Kielbasińska to zrozumiała i ani przez chwilę nie poczuła się odrzucona.

– Co jest pana największym atutem, główną zaletą jako trenera sztafety?

– Nie wiem, trzeba by zapytać zawodniczki. Ale jeśli muszę coś wskazać, to chyba to, że nie jestem pokłócony z żadną zawodniczką czy trenerem.

– Podobno umie pan świetnie zmotywować dziewczyny?

– Chyba nie najgorzej, ale znowu – proszę zadać to pytanie zawodniczkom. Ja zawsze bardzo przygotowuję się do rozmów z nimi, mobilizacji, ostatnich wskazówek. Staram się też słuchać, co one do mnie mówią i czego oczekują, a gdy mamy rozbieżne zdania - przekonać je do mojego. Ale nic na siłę, chcę, żeby zrozumiały i przyjęły moje pomysły. Tak jak choćby ostatnio, że Iga Baumgart pobiegnie na pierwszej zmianie, czego prawie nigdy nie robiła i co jej nie pasuje, że Patrycja Wyciszkiewicz, która miała słaby sezon, dostała bardzo odpowiedzialną drugą zmianę.

Z perspektywy czasu widzę, że nie ma z tym problemu, a dziewczyny, jeśli nawet wolałyby inaczej, akceptują moje pomysły na zasadzie „jeśli trener tak mówi, to spróbujmy i zobaczmy, co z tego wyjdzie”. A ja zawsze z nimi rozmawiam. Mam własny pomysł, który często przychodzi w nocy przed startem, po obserwacji biegów eliminacyjnych. Rozmawiam o tym z zawodniczkmi, choć nie powiem, że podejmujemy decyzje wspólnie, bo to ja jestem za nie odpowiedzialny i ponoszę konsekwencje.

– A czy zawodniczkom często udaje się przekonać pana do ich wizji?

– Raczej to ja przekonuję zawodniczki i one to akceptują.

– Trzeba być hazardzistą w roli selekcjonera sztafety?

– Myślę, że nie, trzeba raczej kalkulować, obliczać swoje szanse i podejmować decyzje na chłodno. To są poważne sprawy, kariery sportowe, osiągnięcia, pieniądze... Nie można się tym bawić. Trzeba to zoptymalizować, szukać jak największej szansy i starać się ją wykorzystać.

– Ale przecież pan lubi podejmowac zaskakujące decyzje. Niejeden raz pan to pokazał.

– Może to i tak wygląda, ale tylko dla ludzi z boku, kibiców, także dziennikarzy, którzy nie wiedzą co się dzieje w grupie, nie mają informacji, które posiadam ja. Dla mnie nic w tym zwykle zaskakującego nie ma. Nawet taka decyzja jak z Igą Baumgart w finale w Dosze. Od dawna mówiłem, że potrzebuję na pierwszą zmianę którąś z najlepszych zawodniczek: czy to będzie Iga, czy Justyna Święty, żeby mi mocno otworzyła bieg. Przyzwyczajałem je do tej myśli i teraz właśnie Iga pierwszy raz zrobiła to na ważnej imprezie. (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce