"Organizator posprząta..." Czy ultrabiegacze to śmieciarze?

 

"Organizator posprząta..." Czy ultrabiegacze to śmieciarze?


Opublikowane w śr., 18/07/2018 - 09:04

Dlaczego biegamy ultra? Bo kochamy góry, proste. Ale czasami trudno uwierzyć w taką motywację. Zwłaszcza, kiedy przejdzie się lub przebiegnie trasę biegu po jego zakończeniu. Kolorowe tubki po żelach rażą oczy, buteleczki po wszelkiego rodzaju „dopalaczach” kryją się w krzakach. Do tego papierki, zakrętki, plastikowe kubeczki, skórki z bananów…

Biegi ultra stają się bardzo popularne, modne i ogólnodostępne. Jedni chcą spróbować czegoś nowego, inni sprawdzić swoje możliwości a niektórzy po prostu równać do kolegów, którzy od dawna biegają po górach. Niestety, coraz więcej biegaczy nie zauważa, że ultra to nie maraton po asfalcie, gdzie kubek po wodzie i tubkę po żelu możemy rzucić na pobocze, bo specjalna ekipa porządkowa zaraz je stamtąd zbierze.

- Już nieraz zamykałam trasę biegu górskiego, mając za zadanie posprzątanie po biegaczach. Oczywiście organizatorzy zawsze liczą na to, że będzie to tylko zbieranie taśm i innych oznakowań trasy. Niestety… - mówi Ania Witkowska, ultramaratonka i miłośniczka gór.

- Śmieci biegaczy łatwo rozpoznać: opakowania po żelach, shotach magnezowych, snickersach, kubeczki i skórki z pokrojonych bananów wyrzucone kilkaset metrów za punktem. Najgorsze są te końcówki z żeli, które się odrywa żeby dostać się do zawartości, ich jest najwięcej. Na ostatnim sprzątaniu na ok. 5 kilometrach trasy Supermaratonu Gór Stołowych zebrałam prawie 20 takich końcówek od żeli i 7 czy 8 opakowań po żelach. Innych kolorowych opakowań nie doliczam, bo folie po cukierkach czy kanapkach nie muszą być tam za sprawą biegaczy, ale też przy okazji je zbieram.

Skąd pomysł, żeby wyrzucić w lesie kawałek plastiku? Co ciekawe, wielu zawodników chodzi też po górach i podczas uprawiania takiej pieszej turystyki nie wyrzuciłoby w lesie niczego. Dlaczego więc robią to w czasie biegu? – To obowiązek organizatora, żeby posprzątać po zawodach – słyszymy podczas jednego z biegów od zawodnika zapytanego o to, dlaczego śmieci. – Nie będę tego niósł tyle kilometrów – pada wyjaśnienie.

Faktycznie, może 50, 80 czy 120 km ze śmieciami w kieszeniach to sporo, ale np. podczas 12h Night Castle Run na trasie mierzącej nieco ponad 4 km też leżą śmieci. Tubka po żelu, buteleczka po shocie... Czy naprawdę tak trudno było nieść to przez 15 minut do kosza na śmieci, których kilka ustawiono w strefie odżywczej? – Przecież organizator posprząta…

Jeden z organizatorów biegów mówi, że zrezygnował z podawania na punktach odżywczych wody w plastikowych kubeczkach. Zamiast tego daje półlitrowe butelki. – Wiadomo, że część wody się zmarnuje, ale butelki w lesie jesteśmy w stanie znaleźć i pozbierać. Widać je z daleka. A lekkie plastikowe kubki zwiewa wiatr, chowają się w krzakach i później tam zostają.

Prawda jest taka, że żaden organizator biegu ultra nie jest w stanie dokładnie posprzątać trasy, jeśli sami biegacze nie uszanują środowiska. Nawet cała armia wolontariuszy nie zajrzy pod każdy liść, za każde drzewo i kamień.

– Zauważyłam, że śmieci jest proporcjonalnie więcej na trasach krótszych, masowych, tam gdzie nie ma punktów kwalifikacyjnych – zwraca uwagę Ania Witkowska. – Wiem, że wielu zawodników nie czyta regulaminów i nie wie, że trzeba mieć swój kubeczek, a wyrzucanie śmieci w lesie jest złe, bo "ktoś posprząta”. Obawiam się, że wielu biegaczy nie ma pojęcia, co oznacza dla przyrody taki kawałek kolorowej folii oblepionej słodkim żelem. To nie tylko psuje efekt wizualny. Jest to ogromna szkoda dla naturalnych ekosystemów: niejedno zwierzątko, skuszone słodkim zapachem, skończy tragicznie od takiej dawki cukru, samej folii, a nawet od kawałka bułki.

Co roku organizowane są różne akcje, mające na celu sprzątanie po nieodpowiedzialnych turystach, także biegaczach. Jedną z największych są „Czyste Tatry”. Z kolei magazyn Kingrunner namawia: „Run ultra. No trash”. Sprzątanie ścieżek nadwiślańskich regularnie organizują warszawscy "Run Vegan". Niedawno głośno zrobiło się też o szwedzkim ploggingu, czyli joggingu połączonym ze zbieraniem śmieci. Jednak najskuteczniejsza metoda na czyste góry i las to… po prostu nie śmiecić. Jak poradzić sobie z niepotrzebnymi przedmiotami podczas biegu ultra? Ania Witkowska, która ma na swoim koncie starty na naprawdę długich dystansach (100 mil, 240 km), radzi:

– Używam plecaczka z dużą liczbą małych kieszonek z przodu i jedną z nich przeznaczam na śmieci. Jeśli już nie mam miejsca w kieszonce albo nie chcę pobrudzić plecaka, to mam zwykły mały woreczek, który przywiązuję do plecaczka, kamizelki lub pasa – wylicza. – Nigdy nie wkładam śmieci do kieszonki, w której mam jeszcze inne rzeczy np. następną przekąskę. Biorę w trasę jedzenie w sprawdzonych opakowaniach, takich jak zamykane woreczki strunowe, zakręcane tubki, które nie oblepią mi rąk. W miarę możliwości są to opakowania wielorazowego użytku. Wyrzucam śmieci na punktach po drodze, robiąc miejsce na następne. Zwykle proszę o banana bez skórki i spokojnie zjadam już lecąc dalej – zdradza swoje patenty zawodniczka.

Sposoby na radzenie sobie z odpadkami są różne, warto skorzystać z podpowiedzi lub poszukać swoich. A przede wszystkim śmiało upomnieć na trasie tych, którzy bezmyślnie śmiecą. Nie tylko po to, by określenie "ultrasi" nie zaczęło się kojarzyć ze śmieciarzami, ale przede wszystkim dlatego, by góry zostawić takimi, jakie były przed biegiem.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce