Rekordzista świata w maratonie NW marzy o Iron Run. „Do dystansu podchodzę z pokorą”

 

Rekordzista świata w maratonie NW marzy o Iron Run. „Do dystansu podchodzę z pokorą”


Opublikowane w pon., 31/12/2018 - 08:53

Marcin Michalec, postać niezwykła. Zawodnik wszechstronny i utalentowany. Ma na swoim koncie dziesiątki zwycięstw w zawodach nordic walking, miejsca na podium w biegach, rekord świata w maratonie nordic walking, całkiem efektowną życiówkę w biegowym maratonie i pokaźną kolekcję biegów ultra w dorobku. Podczas 9. TAURON Festiwalu Biegowego wszedł na szczyt Jaworzyny szybciej niż większość biegaczy. Ukończył najtrudniejsze technicznie ultra w kraju. W listopadzie został najszybszym Polakiem podczas maratonu w Ravennie. Jak to wszystko możliwe? Zgodził się zdradzić tę tajemnicę. Opowiada również o swoim podejściu do aktywności, planach startowych na kolejny rok i marzeniu o powrocie do Krynicy.

Jesteś biegaczem czy kijkarzem?

Marcin Michalec: Osobą, która się rusza…

Jesteś fenomenem. Wiele osób łączy nordic walking i bieganie, ale nie znam takich, które na obu polach osiągają tak wysoki poziom, w dodatku biegając zarówno ultra, jak i szybko po asfalcie. Jak to robisz?

Szybko? Nie powiedziałbym, że to szybko, bo do czołówki wiele mi brakuje…

To jaką masz życiówkę w maratonie?

2:45:45 w debiucie…

To jednak czas, o którym większość biegaczy amatorów może tylko pomarzyć. Więc jak to możliwe, że jesteś dobry i w bieganiu, i w chodzeniu?

Nie wiem. Może po prostu mam takie predyspozycje, taki talent dany od Boga i dzięki temu się udaje. Dla mnie też jest wiele granic, są nieosiągalne tempa… Na przykład 2:30 w maratonie albo czasy, jakie robią nasi najszybsi zawodnicy, tacy jak Heniu Szost.

Ale to profesjonaliści, którzy na trening poświęcają cały swój czas. Dla Ciebie to nadal hobby. Czym się zajmujesz na co dzień?

Jestem fizjoterapeutą. I sport to faktycznie moja pasja, ale nie potrafię już bez niej żyć. Dzięki temu mogę odreagować po całym dniu pracy, odpocząć psychicznie.

Kiedy wychodzisz na trening, to masz podział: dzisiaj trening biegowy, po asfalcie, jutro nordic walking?

Różnie to bywa. Od maja tego roku nie mam żadnego planu treningowego. Po prostu wychodzę na trening i robię to, co czuję. Jeśli zbliżają się zawody nordic walking, to staram się raz, dwa razy w tygodniu trenować z kijami. W okresie przed maratonem z kijami miałem plan treningowy: dwa razy w tygodniu kije, do tego jakieś bieganie, siłownia. W sporcie jestem ponad 15 lat i przez większość tego czasu miałem plany treningowe, które realizowałem. Teraz kieruję się swoim samopoczuciem. Jeśli jestem zmęczony, nie obciążam się mocnymi treningami. Słucham swojego organizmu. Zawsze mówię tym, którzy zaczynają, czy to z bieganiem, czy z nordic walking, żeby nie robili od razu wszystkiego na maksa i nie przesadzali z kilometrażem i obciążeniami.

Wspomniałeś o Jastrowiu… To tam ustanowiłeś obecny rekord świata w maratonie nordic walking (4:34:25). Ile razy go poprawiałeś?

Trzy razy, bo trzy razy wystartowałem (śmiech).

Będzie czwarty?

Nie mówię nie. Zobaczymy. Oczywiście, marzy mi się, żeby jeszcze ten rekord poprawić…

Jaki najdłuższy dystans przebiegłeś?

150 km podczas Łemkowyna Ultra Trail, dwukrotnie.

Jakie jeszcze ultra masz na koncie?

Zaczęło się od Biegu Rzeźnika w 2014 roku. Wtedy podczas wycieczki biegowej po Beskidzie Niskim Betka rzuciła szaloną propozycję, żebyśmy „zrobili Rzeźnika”. Mieliśmy pół roku, przygotowaliśmy się… i przepadłem. Potem był Chudy Wawrzyniec, Bieg Granią Tatr, CCC podczas UTMB, Ultrajanosik Legenda, Ultra Rzeźnik, Beskidzka 160 na Raty, BUT, Triada Zimowa i Letnia. Zawsze podchodzę z pokorą do dystansu. Dla mnie nawet hasło „maraton” to jest wielkie łał. Osiem lat się zastanawiałem, czy go pobiec… Dla mnie ultra to przygoda życia. Nie ścigam się w trakcie, bawię się, przeżywam, doświadczam. To zawsze piękna przygoda, która wiele uczy, pozwala poznawać świat i bardziej doceniać to, co mamy.

Startowałeś kilka razy w Krynicy. Chyba żaden inny zawodnik w kategorii nordic walking nie stawał na podium tak często jak Ty. Co jest takiego wyjątkowego w Festiwalu Biegowym?

To jedna z największych takich impreza, która skupia ludzi aktywnych. I to w różnym wieku. Jest mnóstwo znajomych, także zawodników zagranicznych. Sporo się dzieje. Warto tam być. Ostatnio wystartowałem tylko na Jaworzynie…

Ale za to z jakim rezultatem! Wszedłeś na górę z czasem, który dałby Ci miejsce w pierwszej dziesiątce biegaczy…

Zawsze mi się marzyło, żeby być pierwszym w Hillu. Startowałem na Jaworzynie chyba trzy razy, w tym raz biegowo. Z kijami poprzednio byłem drugi, więc chciałem wygrać. W tym roku byłem tydzień po Ultrajanosiku Legendzie, więc góry w nogach były, czułem to. Po prostu poszedłem. Była moc.

Kusi Cię, żeby wrócić do Krynicy i obronić tytuł?

Myślę o Festiwalu Biegowym, ale o Iron Run. To moje marzenie i wyzwanie. Chciałbym to kiedyś w życiu zrobić…

Jakie jeszcze masz plany na nowy rok?

Poza Mistrzostwa Polski w Maratonie, na pewno Mistrzostwa Polski w Osielsku. Jestem zapisany na Zimową Triadę i zimową edycję Ultrajanosika. UTMB, jeśli się uda… Marzy mi się też Puchar Europy w nordic walking. Po drodze na pewno jakieś ultra i może maraton. Ale to będzie spontan, bo tak jest najlepiej…

Trzymamy zatem kciuki i, mam nadzieję, do zobaczenia w Krynicy!

Rozmawiała Katarzyna Marondel

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce