Rzeźniczek spalony słońcem. Tysiąc na mecie! [ZDJĘCIA]

 

Rzeźniczek spalony słońcem. Tysiąc na mecie! [ZDJĘCIA]


Opublikowane w sob., 28/05/2016 - 20:20

W Bieszczadach, tradycyjnie na trasie z Balnicy do Cisnej, po raz piąty został rozegrany Rzeźniczek - bieg, który w swoich początkach miał być zaledwie imprezą towarzyszącą Biegu Rzeźnika, a obecnie stał się praktycznie samodzielną imprezą, rozgrywaną w ramach Festiwalu Biegu Rzeźnika. Dziś na starcie 30-kilometrowego biegu stanęło aż 985 zawodników, zarówno starych wyjadaczy, jak i górskich debiutantów. Równolegle odbywały się biegi dzieci i młodzieży, czyli również zdobywające coraz większą popularność Rzeźniczątko.

Na najwyższym stopniu podium niespodzianek nie było – zwyciężyli murowani faworyci ze ścisłej czołówki naszych górali. Najszybszym z mężczyzn został bezdyskusyjnie Bartosz Gorczyca (2:13:19), o ponad pięć minut wyprzedzając Ignacego Domiszewskiego (2:18:40) i Roberta Farona (2:20:48). Wśród pań z jeszcze większą przewagą wygrała Ewa Majer (2:47:30), pokonując Katarzynę Winiarską (2:54:02) i Monikę Mosiołek (2:55:45). Pełne wyniki można znaleźć TUTAJ.

Dla zwycięzcy był to start treningowy, lecz niewątpliwie bardzo udany – samemu ciężko zrobić tak ciężkie jednostki na treningach, jak powiedział. Za tydzień biegnie w MP w biegach górskich w Zakopanem, a następnie w lipcu startuje w MŚ w skyrunningu na dystansie ultra w Pirenejach. Trasa będzie tam wyjątkowo trudna technicznie, ze stromymi podbiegami i zbiegami, na co zwycięzca Biegu Granią Tatr czuje się dobrze przygotowany. Dziś na najstromszych podbiegach czuł się nawet lepiej, niż na tych przebieżnych. Większość trasy prowadziła przez las, dzięki czemu słońce nie przypiekło go zbyt mocno – może też dlatego, że pokonał trasę najszybciej, jeszcze we wcześniejszych godzinach...

Znacznie bardziej zmęczona wyglądała na mecie Ewa Majer, którą dzisiejszy bieg mocno odwodnił. Na szczęście gdy opróżniła swój bidon, pomogli jej współzawodnicy. A miał to być treningowy start na luzie - tydzień temu przebiegła Maraton Beskidu Niskiego, a za tydzień czeka ją Bieg Marduły.

Jak widać, wielu czołowych zawodników wybiera się za tydzień do Zakopanego. Jest wśród nich też trzeci dziś Robert Faron, który chce zaliczyć wszystkie trzy tamtejsze biegi i powalczyć o Grand Prix Sokoła. Tak jak Ewa, przed tygodniem ukończył Maraton Beskidu Niskiego, więc nogi miał trochę zbite. Na metę dobiegł nieco ubrudzony - na 10. kilometrze wywinął fikołka z, z którego się jednak w pięknym stylu wybronił padem w stylu judo...

Znacznie mniej doświadczona jest trzecia najszybsza z kobiet, Monika Mosiołek. W górach biega gościnnie, jak sama powiedziała - zdecydowanie częściej można ją spotkać na biegach ulicznych. W Rzeźniczku wystartowała po raz drugi, chciała się poprawić, ale nie spodziewała się aż tak dobrego miejsca. Poprawiła też swój poprzedni czas mimo o 2 km dłuższej trasy. Przez większość czasu biegła na czwartym miejscu, dopiero na ostatnich metrach wyprzedzając Justynę Grzywaczewską, której bardzo podziękowała za zaciętą rywalizację.

W pierwszej pięćdziesiątce zmieścił się, przy okazji łamiąc trzy godziny, Jarosław Matejczuk – prywatnie mąż Agaty, naszej czołowej ultraski, która wczoraj wraz z Ewą Ochmańską była w drugiej damskiej parze Biegu Rzeźnika. W przeciwieństwie do małżonki, jego specjalnością są krótsze biegi uliczne – tutaj największe kłopoty sprawiały mu strome zbiegi. Cała rodzina Matejczuków jest wyjątkowo usportowiona – ich najstarszy syn Piotr wygrał dziś na Rzeźniczątku bieg w swojej kategorii wiekowej, prowadząc od początku do końca!

Wspólnie trasę Rzeźniczka pokonali Kamila Kwiecień i Jakub Strzelecki z Łodzi, łamiąc cztery godziny. Kamila zadebiutowała w górach, a dla Kuby był to powrót po krótszej wersji Chudego Wawrzyńca sprzed trzech lat. Nigdy więcej gór – obiecał sobie wtedy, bo miał kolana w strasznym stanie, jak sam stwierdził. Teraz jednak nie krył zadowolenia, że został namówiony. Kamili bieganie w górach bardzo się spodobało. Choć nie lubi zbiegów, nadrabia pod górkę. Zapowiedziała już Kubie, że za rok wystartują w Biegu Rzeźnika, na co ten zareagował tylko krzywym uśmiechem...

Górską debiutantką była też Dominika z Zabrza. – Góry są super! – powiedziała na mecie, jeszcze pełna euforii. Najbardziej wykończyło ją podejście na Okrąglik. Przeklinana przez pokonujących ją pod górę stroma ścieżka na Jasło, którą Rzeźniczkowie zbiegają do samej mety, okazała się natomiast dla Dominiki... wcale nie taka stroma. Nowy naturalny talent? Śledźmy jej poczynania, gdyż zamierza wracać w góry!

Po raz drugi, ze znaczną poprawą wyniku, pobiegła dziś Rzeźniczka Kinga z Gliwic. Jak sama powiedziała, uwielbia słońce, więc pogoda jej nie przeszkadzała. W przeciwieństwie do Dominiki, najbardziej dostała po nogach właśnie na ostatnim zbiegu. Od dawna lubi góry i biegała już wcześniej w Beskidach. Już w tym roku miała wystartować w Biegu Rzeźnika – co się odwlecze...

Dla absolutnego górskiego debiutanta Darka Kubiaka wspaniałe było wszystko od samego początku - dojazdu Kolejką Bieszczadzką na start. – Niesamowici ludzie, bardzo fajna trasa, na pewno będę więcej biegał w górach – zadeklarował łodzianin. Co było najłatwiejsze, najtrudniejsze i najładniejsze? – Zbiegi, podbiegi, widoki – w tej kolejności wymienił Darek. Mimo, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom zawodnicy wystartowali w jednej fali, dzięki dwukilometrowemu rozbiegowi szutrową drogą, jak powiedział, udało się uniknąć większych korków.

Przebiegnięciem Rzeźniczka postanowił uczcić swoje czterdzieste urodziny Krzysztof z Torunia. Dokonał tego w towarzystwie Jacka, kolegi z drużyny o dźwięcznej nazwie Toruńskie Wieprze (najlepsze! – jak wspólnie skomentowali nazwę). Choć za bieganie wzięli się od niedawna, zrobili dziś całkiem ładny wynik niewiele ponad cztery godziny.

W Rzeźniczku wzięła też udział załoga organizatorów Runmageddonu, Paulina Pintscher i Paweł Sala (przypomnijmy, że dyrektor Runmageddonu Jaro Bieniecki jest rodzonym bratem Mirka z Rzeźnika – też był obecny i pomagał w organizacji). Paulina, choć startuje w Runmageddonach, w górach pobiegła pierwszy raz. W ładnym stylu na czas poniżej 4.5 h poprowadził ją Paweł, który ma już na swoim koncie jeden ukończony Bieg Rzeźnika.

Po zakończeniu Rzeźniczka na scenie wręczono medale pierwszym trójkom Rzeźniczka i Rzeźnika oraz pamiątkowe statuetki wszystkim finiszerom Rzeźnika Hardcore. Następnie zagrały oficjalne rzeźnickie kapele – Wiewiórka Na Drzewie i Pogotowie Energetyczne. Miały miejsce historyczne wykonania dwóch piosenek. „Ofiarom Trenera Klausa” tym razem wybrzmiało w wersji z jakże aktualną zwrotką: „Och Dyrekcjo, coś ty mi krwi napsuła, och Dyrekcjo, zabrałaś trasy me”. Wiewióry dały się też namówić na wykonanie innego swojego rzadko wykonywanego przeboju zawierającego słowa nie do przytoczenia, które zastąpili: „Na cóż wam te wojny, na cóż...”.

Trasa, jak wspomnieliśmy, w odpowiedzi na zwiększoną frekwencję została w tym roku wydłużona o początkowe 2 km rozbiegówki szutrową drogą. Dalej prowadziła przez tradycyjnie leśnym grzbietem granicznym, dość przebieżnym aż do Przełęczy pod Roztokami. Kulminacyjnym punktem był szczyt Okrąglika (1101 m) ze stromym podbiegiem. Gorący, słoneczny dzień dał się we znaki niektórym zawodnikom, jednak w większości zalesiona trasa uratowała ich przed całkowitą – nomen omen – rzeźnią. A Rzeźniczek zapewne będzie dalej przyciągał zarówno górskich żółtodziobów wybierających go na swój pierwszy start, jak i spragnionych ostrego ścigania najlepszych polskich górali.

Kamil Weinberg

fot. Kamil Weinberg, KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce