„Sahara nie wybacza, nie bierze jeńców”. Ultra Mirage 100 km Dariusza Wojdy [ZDJĘCIA, WIDEO]

 

„Sahara nie wybacza, nie bierze jeńców”. Ultra Mirage 100 km Dariusza Wojdy [ZDJĘCIA, WIDEO]


Opublikowane w czw., 10/10/2019 - 09:01

Najpierw bieg po dnie wyschniętego słonego jeziora. Jest w miarę twardo, ale im dalej, dłużej, tym bardziej piaszczyście. Słońce już pali, szybko pojawia się 30 stopni na zegarku. Punkty z wodą i jedzeniem - pierwszy na 20. kilometrze, kolejne co 15 km a i tak ciężko było wytrzymać na własnych zapasach od jednego do drugiego.

Piasek coraz głębszy. Biegnie się coraz ciężej. Temperatura 35 stopni i słońce, które pali wszystko. Wszechobecny piach, kępy wysuszonych roślin i nic innego aż po horyzont….

Dystans maratoński zrobiony w 4 godziny i 59 minut dał pierwszą nadzieję, że nie tylko to zrobię ale mam szansę na dobry wynik! Jeszcze nie wiedziałem co mnie naprawdę czeka...

Od 50. do 65. kilometra poznaję prawdziwe piekło dnia. Upał 41,5 stopnia i brak ochoty na cokolwiek. Piach jak mąka wdzierał się przez przód buta. Wielokrotne opróżnianie cholewki i notoryczna myśl, że chyba wszystkiego nie wysypałem. Żadnego cienia, własny limit płynów orał głowę i piach, piach, piach...

Próby biegu kończyły się maksymalnym przegrzaniem ciała i obawą o udar. Co chwilę chód, bieg, chód, bieg…. Byle do 16.00, gdy temperatura zacznie spadać.

Na 65. kilometrze, po uzupełnieniu płynów, ruszam w trasę z optymistyczną myślą, że już tylko 35 km do mety. Taka myśl pomagała.

Kilometry dość szybko mijały i choć ciągle było około 35 stopni, to warunki do biegania były bez porównania lepsze w stosunku do piekła, które miałem jeszcze nie tak dawno. Można by rzec – komfort!

Po punkcie na 80. kilometrze i dwunastu godzinach biegu zaczęło się ściemniać. Kolejne wyzwanie - pustynia nocą. Temperatura spada do 29 stopni, zapach wielbłądów i prześliczne gwiaździste niebo. Ciemności są tak straszne, że światło czołówki, jakby ściśnięte przez dłoń nocy, dawało poświatę a nie snop światła.

Kilkanaście kilometrów po ciemku, w piachu, w często złej ocenie nawierzchni powyginało stopy w każdym kierunku...

Coraz bliżej mety. Wrażenie, że to tak szybko minęło, że nic nie boli, że wcale nie było ciężko, to psikusy zmęczeniowe umysłu. (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce