Szkocka robota. Nasz Glen Coe Skyline [RELACJA, ZDJĘCIA]

 

Szkocka robota. Nasz Glen Coe Skyline [RELACJA, ZDJĘCIA]


Opublikowane w pt., 27/09/2019 - 09:55

As I walk along these shores
I am the history within
As I climb the mountainside
Breaking Eden again

[Runrig – Proterra]

Wąwóz An t-Sròn, 22 września, 14:48. Dno doliny z jeziorem Antriochtan, szosą i punktem widzę z góry już od dawna. Wydaje się tak blisko, ale w głowie ciągle siedzi pytanie, czy zdążę. W obu udach zaczynają mnie łapać skurcze. Po wcześniejszych przewyższeniach, pół godziny ciągłego zbiegania na takiej szybkości niemożliwie stromym terenem nie mogło ujść na sucho.

Po zbiegu piargiem, skałami, wilgotną trawą i potokiem, końcówka jest najciekawsza. Wyślizgane, mokre kamienie o nachyleniu w dół. Trzeba by mieć przyssawki na nogach, żeby się tu utrzymać. – Uważaj, ślisko – woła wolontariusz, od razu śmiejąc się z oczywistości swojego ostrzeżenia – a tam niżej są strome progi! – Zdążę na limit? – rzucam w locie pytanie. – Zabraknie ci jakichś trzech minut – odpowiada dość pewnym głosem – bo stąd się zbiega w piętnaście...

* * * * *

Relacja Kamila Weinberga

* * * * *

Co ja tutaj robię?

Kinlochleven, 22 września, 7:00. Po wysłuchaniu tradycyjnej melodii dudziarza, wraz z dyrektorem zawodów Shane'em Ohly'm wspólnie odliczamy od pięciu i ruszamy na trasę najcięższego biegu festiwalu Salomon Skyline Scotland. Każdy zawodnik ma przyczepiony nadajnik GPS. „Pchajcie kropkę 4740” – napisałem wcześniej przyjaciołom i znajomym na naszej drużynowej stronie.

Na co ja się porwałem?

Bieg, który wchodził w skład cyklu Skyrunner Extreme, uznany za jeden z najbardziej wymagających technicznie w Europie obok Trofeo Kima i Hamperokken Skyrace. Przez swojego organizatora, który ukończył wszystkie trzy, uważany wprost za najtrudniejszy z nich. Uczestnicy są dokładnie sprawdzani. Żeby się tu dostać, musiałem pokazać życiorys wspinaczkowy. Trudności skalnych się nie boję, bo w nich czuję się jak ryba w wodzie. Trochę przeraża za to dość ciasny limit 14 godzin na 52 km z potworną sumą podejść 4750 metrów w pozaszlakowym, dzikim terenie. Po przeliczeniu czasów z innych pokonanych przeze mnie ekstremalnych biegów uznałem jednak, że powinienem się zmieścić z pewnym zapasem...

Pierwsze kilometry to prowadząca pod górę szutrowa droga. Taka rozbiegówka, żeby rozciągnąć stawkę przed skalnymi trudnościami. Po zupełnie nie-szkockich, słonecznych i ciepłych piątku i sobocie, prognoza na dziś zapowiada ochłodzenie i przelotne deszcze. Poranek jednak wstał jasny i wkrótce zza gór wschodzi słońce. Z poziomu morza na 540 metrów na przemian podchodzę i podbiegam gdzieś w drugiej połowie stawki.

Na szybkim, kamienistym zbiegu Diabelskimi Schodami (Devil's Staircase) zyskuję parę miejsc i na pierwszym punkcie pomiarowym po 10 km odhaczam się zgodnie z planem w godzinę i kilkanaście minut. Aprowizacji nie ma – na tym z założenia spartańskim biegu bufet będzie tylko jeden, po 33 kilometrach.

Czas na dwójkę

Mocząc buty w pierwszym bagienku podbiegamy, a potem podchodzimy w kierunku widocznej z daleka góry Stob Dearg (1022 m). Mamy na nią wejść filarem Krzywej Grani (Curved Ridge) o trudnościach Moderate w brytyjskiej skali wspinaczkowej, czyli z tego co wiem, taką tatrzańską dwójką. Nie mam na myśli tej dwójki, którą co niektórzy pewnie mają w gaciach na jej widok, tylko stopień II w międzynarodowej skali UIAA, po tatrzańsku „dość trudno”.

W trudnościach ustawia się mała kolejka, ale szybko się przesuwa. Jest okazja, by chwilę odpocząć i cyknąć kilka zdjęć. Przyasekurowani linami i ubrani w kaski członkowie ekipy zabezpieczającej proszą, byśmy dla bezpieczeństwa nie wyprzedzali w najtrudniejszych miejscach. Sami nie mamy żadnych sztucznych ułatwień.

Po nocnym deszczu skała jest miejscami mokra. Jest kilka prawie pionowych ścianek, ale po dużych klamach. Dla mnie najlepsza zabawa. Z rozmów ze współzawodnikami wynika, że też mają wspinaczkowe doświadczenie. Potwierdza się, że stopień Moderate, czyli brytyjska scramblingowa trójka, to tatrzańska dwójka. Ten kawałek ma dla mnie taki sam charakter i trudność, jak końcówka Martinki z Przełęczy Tetmajera na Gerlach.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce