Tańcząca Milena Grabska-Grzegorczyk, „Asfaltowy Chłopak” jak MacGyver. 48h na UltraPark Weekend w Pabianicach

 

Tańcząca Milena Grabska-Grzegorczyk, „Asfaltowy Chłopak” jak MacGyver. 48h na UltraPark Weekend w Pabianicach


Opublikowane w ndz., 09/06/2019 - 19:32

Tymczasem biegnąca na nowych siłach Milena Grabska-Grzegorczyk odniosła bezdyskusyjne zwycięstwo z rezultatem 346,973 km! Kolejne miejsca wśród pań zajęły: Beata Kołodziejczak (229,861 km) i Anna Bodzioch (221,448 km). Barierę dwustu kilometrów przekroczyła również miejscowa zawodniczka Monika Hetmanek (214,474 km).

Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Wczoraj wszyscy mnie namawiali, żebym dalej cisnęła, ale ostatecznie to kolega Andrzej „Melonik” Piotrowski (czwarty zawodnik wczorajszych MP w biegu na 100 km – red.) mnie przekonał, żebym pobiegła przynajmniej 300 km, to jego sprawka! – śmiała się Milena Grabska-Grzegorczyk. – W drugiej dobie z dużym naddatkiem się odegrałam za ten niezbyt udany wynik w pierwszej. Naprawdę nie marzyłam o takiej ilości kilometrów!

Zwyciężczyni miała jeszcze tyle siły, by zatańczyć z jednym z organizatorów przy specjalnie na tę okazję zagranej piosence pt. „Milenka”, co można obejrzeć na naszych zdjęciach.

Zwycięzca wśród panów Michał Koziarski, choć bez doświadczenia w biegach 48h, wykazał się znakomitą taktyką, przesuwając się stopniowo z dalszych pozycji. – Trudno powiedzieć, czy taktycznie było dobrze – przyznał jednak skromnie – bo pierwszy raz brałem udział w takim biegu. Jedyne, co miałem, to doświadczenie z biegów 24h, gdzie mam życiówkę niecałe 207 km. Warunki pogodowe były ciężkie i nie do końca wiedziałem, jak się zachowa moje ciało w drugiej dobie, chociaż to nie taka zupełna nowość dla mnie, bo mam już za sobą Bieg 7 Szczytów na 240 km. Tam to jednak był górski bieg i nie można tego porównywać do biegania 48h po pętli. Takich biegów nie ma dużo, ale chyba się dobrze w tym odnalazłem. Nie byłoby to możliwe bez mojej doskonałej załogi w osobie taty, który mi jak zwykle bardzo pomógł.

– Na szczęście kontuzja nie okazała się aż tak poważna, skoro dało się z nią biegać jeszcze następną dobę – opowiadał po zakończeniu biegu Paweł Żuk. – Czy paluch jest pęknięty, to się okaże dopiero po zbadaniu. Wczoraj to wyglądało dużo poważniej i się pogłębiało. Trzeba było przeanalizować sytuację i podjąć decycję, czy kończymy zawody bo zdrowie ważniejsze, czy jednak traktujemy to jako zło konieczne i walczymy dalej. Jak widać, nawet z takim urazem sobie poradziłem. W drugą noc się 2-3 godziny przespałem, a po czymś takim zawsze wstaję i mogę kręcić od nowa. Wycięcie butów zrobiłem sam, robiłem już to wcześniej, ale nie jest to mój pomysł, zaczerpnąłem go od bardziej doświadczonych biegaczy na Zachodzie. A jeśli chodzi o taktykę, to ja tylko biegam, a całą resztą zajmuje zajmuje się serwis. Dostałem informację, że jest możliwość utrzymania dobrego miejsca, i im zaufałem!

Pewnie gdybym lepiej wiedział, jak wygląda sytuacja, to bym jeszcze docisnął przyznał Andrzej Klimczewski, któremu zabrakło kilkudziesięciu metrów do podium – ale zupełnie się tym nie martwię. To mój pierwszy bieg 48h, chciałem nabiegać 300 km, a i tak jest sporo więcej. Miałem takie fazy, że się potykałem o własne nogi, ale przetrwałem to i cisnąłem dalej.

Powszechną sympatię wzbudził Rumun Cristian Borcan, który zdobył 6. miejsce open i 5. wśród mężczyzn. – Pobiłem rekord swojego kraju w kategorii wiekowej M45 na 24h i absolutny na 48h – cieszył się. – To mój pierwszy bieg w Polsce, a zaprosił mnie na niego mój przyjaciel Paweł Żuk, z którym się znamy z biegów w innych krajach.

Organizatorzy z „O Co Biega” już teraz zaprosili na kolejną edycję swojego 48-godzinnego biegu już za rok. Wszystko wskazuje na to, że zyskaliśmy pierwszą cykliczną imprezę w tej niecodziennej, ekstremalnej konkurencji.

KW


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce