"Te przeklęte zaspy i tory!". V Zimowy Maraton Bieszczadzki śnieżny, trudny, piękny [ZDJĘCIA]

 

"Te przeklęte zaspy i tory!". V Zimowy Maraton Bieszczadzki śnieżny, trudny, piękny [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 27/01/2019 - 20:28

Bieszczady i Cisną zasypało. – Od wielu lat, jak mieszkam i pracuję w tym rejonie, to może dopiero trzeci raz, jak tyle śniegu napadało. W lesie pokrywa śnieżna sięga 140-150 cm – mówił mi miejscowy nadleśniczy Władysław Chmurski. Jego pracownicy, którzy co roku perfekcyjnie przygotowują trasę Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego, tym razem mieli z oczyszczeniem stokówek nie lada problemy. Zdarzyło się nawet, że w zwałach śniegu utknął pług czyszczący trasę dla biegaczy!

Na szczęście, mocno pomylili się synoptycy. Kilka dni przed zawodami zapowiadali na sobotni ranek (start tradycyjnie wyznaczono na godzinę wschodu słońca, czyli 7:20) srogi mróz, nawet do -20 stopni. Tymczasem… już w poprzedzający wieczór było ciepło, raptem kilka stopni poniżej zera. Podobnie – na starcie. Przyjazna aura towarzyszyła biegaczom na całej trasie. Nie wiało, a po godzinie zawodów wyszło nawet słońce. Pięknie ośnieżone drzewa i biało wokoło – to był z pewnością najpiękniejszy Zimowy Maraton Bieszczadzki (wiem, co piszę, bo startuję tam niemal co roku, V ZiMB był moim czwartym).

Na starcie w Cisnej stanął także Zygmunt Berdychowski. Pomysłodawca Festiwalu Biegowego w Krynicy przystąpił do maratońskiej rywalizacji niemal z marszu, dotarł w serce Bieszczad prosto z Rzeszowa, gdzie Instytut Studiów Wschodnich zorganizował 12 Forum Europa - Ukraina i 3 Targi Wschodnie. Był zadowolony ze startu, choć i jemu, jak niemal wszystkim uczestnikom, śnieg na trasie dał się mocno we znaki.

W trzech biegach (na 10, 23 i 44 km) wzięło udział prawie 1300 osób, ponad połowa na głównym, maratońskim dystansie. Warunki: śnieg i lód na początkowych 7 km drogi w stronę Komańczy, dalej na stokówkach dużo luźnego, kopnego śniegu, uciekającego spod butów i bardzo spowalniającego oraz zaspy po kolana na dwóch kilometrowych odcinkach w okolicach karczmy Brzeziniak (po 30 kilku km) i na finiszowym kilometrze. Ta końcówka tradycyjnie przebiegała torami kolejki wąskotorowej. Utrzymanie równowagi graniczyło tam z cudem!

Najlepiej przekonał się o tym Artur Jendrych. Dwukrotny (2017 i 18) zwycięzca Iron Run na Festiwalu Biegowym w Krynicy walczył w maratonie nie tylko z rywalami, ale także z przeziębieniem i poważnymi problemami żołądkowymi. Po wizycie w toalecie w Brzeziniaku spadł z 3 na 6 miejsce, jest jednak szybki, ambitnie więc odrabiał straty. Na ostatnim podbiegu, półtora kilometra przed metą, dopędził wicelidera. – Biegłem wtedy 3:43/kilometr! – powiedział nam po biegu biegacz z podlubelskiego Świdnika. Minął Pawła Kidę i pędził po drugie miejsce (Tomasz Koczwara był w sobotę poza zasięgiem kogokolwiek).

– Wbiegłem przed Pawłem w śnieg na torach wąskotorówki – opowiadał Jendrych. – Wtedy okazało się, jak wiele kosztował mnie 7-kilometrowy zbieg i pościg za rywalami. Nogi dały radę iść mocno przez 600 metrów, wtedy jednak nie wytrzymały. Potknąłem się w zaspie i biegnący tuż za mną rywal przeskoczył mnie. Nie poddałem się, pomyślałem, że przecież w tych warunkach i jego może spotkać za chwilę to samo. Chwilę później potknąłem się raz jeszcze i… było „pozamiatane”. Paweł uzyskał przewagę, a meta była tuż, tuż. Finiszowałem trzeci, ale i tak jestem zadowolony. Udało mi się wygrać z „jelitówką”, która sprawiła, że to był chyba mój najtrudniejszy bieg – zakończył relację Artur Jendrych, któremu zmęczenie nie przeszkodziło ww efektownym "wdrapaniu się" na podium.

Świdniczanin zapowiedział, że we wrześniu po raz trzeci z rzędu wystartuje w Krynicy. Nie wie tylko jeszcze, czy na 10 TAURON Festiwalu Biegowym będzie bronił tytułu dwukrotnego mistrza Iron Run, czy też zmierzy się ze 100-kilometrową trasą Biegu 7 Dolin.

W niebieskiej koszulce finiszera Biegu 7 Dolin 64 km wszedł na najwyższy stopień podium podczas ceremonii dekoracji zwycięzca V Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego Tomasz Koczwara. – Trzy razy startowałem w Krynicy w ultramaratonie – powiedział biegacz z Radomyśla Wielkiego. – Bardzo lubię startować w Festiwalu Biegowym, to bardzo fajna impreza, a mam z domu do Krynicy tylko 20 km. We wrześniu przyjadę po raz kolejny. Może znów pobiegnę 64, ale zastanawiam się nad „setką”, bo kiedyś już w niej startowałem, ale przez chorobę nie ukończyłem.

W V Zimowym Maratonie Bieszczadzkim Tomasz Koczwara nie dał rywalom szans.Wygrał z przewagą ponad 10 minut. – Nie wiedziałem, że różnica jest tak duża, więc biegłem cały czas „na maksa” – powiedział nam po zawodach. – Lekko zluzowałem dopiero na wąskotorówce, a gdybym znał sytuację pewnie zrobiłbym to wcześniej. Fajnie mi się biegło, sporo ostatnio pracuję nad techniką biegową, trochę ją poprawiłem i chyba to mi pomogło – analizował bieg.

Rok temu Tomasz Koczwara zajął w ZiMB trzecie miejsce z czasem 3 godziny i półtorej minuty. Teraz wygrał, ale w czasie o 16 i pół minuty gorszym (3:18:01). – Warunki były trudne, znacznie gorsze niż poprzednio, przede wszystkim mnóstwo śniegu. Dodatkowo, na podbiegu z Brzeziniaka musiałem wyprzedzać ludzi z półmaratonu, a tam w zaspach było bardzo wąsko.

– Na szczęście biegacze zachowali się bardzo fair i przepuszczali, ustępowali z drogi - docenił współbiegaczy zwycięzca V Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego. – Ale taka powinna być w Bieszczadach zima – orzekł. – A jeśli chodzi o rywalizację, to zadanie z pewnością troszeczkę mi ułatwiła nieobecność mocnych chłopaków, z którymi przed rokiem przegrałem: Bartosza Gorczycy i Dominika Grządziela – przyznał skromnie.

Maraton wśród kobiet wygrała Justyna Jasłowska (3:59:19). Biegaczka z Jedlicza jako jedyna „złamała” 4 godziny, obok niej na podium stanęły Beata Lange i niezmordowana Maria Domiszewska, która mimo 55 lat wciąż biega rewelacyjnie!

Na podium stanął także syn pani Marii. Ignacy Domiszewski zajął drugie miejsce w zorganizowanym po raz pierwszy na ZiMB biegu półmaratońskim na 23 km. Przegrał tylko z bezkonkurencyjnym reprezentantem Polski Krzysztofem Bodurką. Półmaraton miał mocną obsadę zwłaszcza wśród kobiet. Najlepsza, Paulina Wywłoka nie dała rady tylko czterem panom! Na mecie, jak niemal każdy, przeklinała warunki i śnieg na torach na finiszowym kilometrze.

Paulina Wywłoka dodatkowo cieszyła się z tego, że pobiegła o 4,5 minuty szybciej od swego trenera i narzeczonego (Łukasz Tracz zajął 7 miejsce w maratonie mężczyzn). A półtorej minuty po zawodniczce Salco Garmin Teamu, linię mety przekroczyła, szykująca się do startu w Transgrancanarii, Katarzyna Solińska. Trzecia była Katarzyna Winiarska.

WYNIKI

Warunki warunkami, trudy trudami, zmęczenie zmęczeniem, ale uczestnicy Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego świetnie się bawili. No i o to, zdaje się, w tym naszym bieganiu chodzi.

Piotr Falkowski

zdj. Michał Złotowski - photography, Fotografia Bez Miary Magdalena Sedlak


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce