W Biegu po Moczkę i Makówki pobiegł nawet… automat do kawy [MNÓSTWO ZDJĘĆ]

 

W Biegu po Moczkę i Makówki pobiegł nawet… automat do kawy [MNÓSTWO ZDJĘĆ]


Opublikowane w sob., 21/12/2019 - 17:56

W Stanowicach obok Rybnika odbyła się ósma edycja kultowego Biegu po Moczkę i Makówki. Impreza, która w 2012 roku zadebiutowała jako kameralny bieg świąteczny z czasem stała się obowiązkowym punktem w przedświątecznym kalendarzu wielu biegaczy z południa Polski.

Listy startowe zapełniają się co roku w ekspresowym tempie a stali bywalcy przebrania obmyślają już na długie miesiące przed imprezą. Bo przede wszystkim o to tutaj chodzi – o jak najbardziej niezwykłe przebranie, świetną zabawę i, oczywiście, obowiązkową porcję moczki i makówek. Te śląskie wigilijne specjały czekają na mecie biegu razem z medalami z piernika.

Uczestnicy biegu co roku udowadniają, że ludzka fantazja nie zna granic. Tym razem po stanowickich ścieżkach ścigali się przestępcy, policjanci, księża i zakonnice, różnej maści potwory, niemowlaki, jaskiniowcy, smog (!), kolekcja znanych obrazów oraz… automat do kawy. Byli zawodnicy z wózkami, inni wybrali bieg z czworonogiem. Niemal wszyscy przyjechali po to, żeby świetnie się bawić i odpocząć od przedświątecznych porządków.

Agata i Paweł do Stanowic przyjechali z synami. - Stworzyliśmy Kosmiczną Drużynę – wyjaśniła Agata.

Trasę biegu pokonali razem, pchając wózki przekształcone w pojazdy kosmiczne. – Starszy syn zażyczył sobie rakietę, ale okazało się, że nie zmieści się w naszym samochodzie, więc został nam lądownik i spodek kosmiczny. A my musieliśmy się dopasować do synów – śmieje się mama. – Tworzyliśmy te przebrania dwa dni i dwie noce, a części gromadziliśmy prawie przez dwa tygodnie. Mnóstwo przedmiotów jest naszych, ale część mamy od znajomych i rodziny. Nie, nie zdziwili się, że zbieramy takie starocie. Oni już znają nasze pomysły…

Miłosz Kamieniak dziecka na bieg nie zabrał, ale… sam przebrał się za niemowlę. - Nie miałem pieniędzy na wyszukany strój, więc się rozebrałem – śmiał się, a trasę pokonał niemal nago, boso, w samej pieluszce i ze smoczkiem w ustach. - Pokonałem 10 km, niestety w większości oszukiwałem i biegłem na dwóch nogach, ale na końcu na metę wpadłem na czworakach, jak na niemowlaka przystało. Mam trochę poobcierane stopy i kolana, ale było warto. Wiadomo, że biegacze z natury nie są normalni. Bieganie traktujemy bardziej jako formę rozrywki i po prostu świetnie się bawimy. Jestem na tym biegu drugi raz, ale miałem sporą przerwę. Byłem na jednej z pierwszych edycji i teraz wróciłem. Muszę powiedzieć, że bieg rozwinął się w bardzo dobrym kierunku. Jest coraz więcej ludzi, byłoby więcej, ale są limity ze względu na trasę. Ogólnie jestem z tej imprezy bardzo zadowolony.

Tradycyjnie już nagradzano nie tylko najszybszych biegaczy, ale też tych, którzy wykazali się największa fantazją i zaangażowaniem przygotowując przebrania. Brano pod uwagę kostiumy indywidualne i całe grupy. Serca jury podbił Krystian Stawarczyk, czyli człowiek-automat do kawy. W konkurencji drużynowej równych sobie nie miała Inżynieria Biegania, której członkowie pokonali trasę biegu przebrani za znane obrazy.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce