Wracając do biegania. „Bałem się, że mnie poniesie...”

 

Wracając do biegania. „Bałem się, że mnie poniesie...”


Opublikowane w pon., 04/11/2019 - 12:09

W niedzielę 3 listopada w samo południe wystartowała szósta edycja Marcelińskiego Biegu Jesiennego. Impreza tradycyjnie zagościła w poznańskim Lasku Marcelińskim, a uczestnicy mieli do wyboru trzy dystanse: 5-10-15 km.

Startowałem w tym biegu już w zeszłym roku i wiem, że organizacyjnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Tym bardziej nie mogło mnie zabraknąć w tym roku.

Do tej pory zawsze wybierałem najdłuższy dystans, a teraz byłem zmuszony wybrać mniej kilometrów. Dokładnie 10, ze względu ostatnio mojej sytuacji z bieganiem…

Kiedy w marcu doznałem złamania zmęczeniowego kości piszczelowej, wiedziałem, że powrót do biegania troszkę potrwa. Nawet po wyleczeniu zawsze jest jakaś obawa, żeby kontuzja nie powróciła. Dlatego ostrożnie i spokojnie wracałem do biegania, truchtałem raz na dwa
tygodnie, raz na tydzień, ale jakoś straciłem tę pewność, regularność treningów. No i przytyłem, bo bez aktywności nie da się utrzymać wagi. Jakiekolwiek dity kończyły się dla mnie zazwyczaj po
tygodniu.

W końcu kiedy nadeszła jesień, ta moja najlepsza pora do biegania. Zacząłem biegać więcej - chociaż może „biegać” to za dużo powiedziane. „Zacząłem truchtać” - już brzmi lepiej. Niedzielne 10 km było chyba najdłuższym dystansem od lipca tego roku.

Startowałem troszkę z obawami. Ustawiłem się na samym końcu i planowałem po prostu, jak na treningu, potruchtać sobie spokojnie. Bałem się że mnie za bardzo poniesie, bo zaplanowałem biec nieco ponad godzinkę. Pogoda do biegania była idealna, jesienna, ok 11 stopni na plusie. W lasku typowa jesień, zapach liści. Coś pięknego!

Wystartowaliśmy wszyscy razem, z tym, że ja miałem do pokonania 2 kółeczka, a biegacze z 15 km - 3 kółka. Najwięcej osób wybrało 5 km.

Zacząłem spokojnie, jak planowałem. Ale to spokojnie to było 6 min./km, czyli na równą godzinkę, więc stwierdziłem że zaryzykuję i postaram się utrzymać rytm. Mijałem troszkę wolniejszych biegaczy i po pierwszym kółeczku miałem już przewagę ok. 40 sekund do planowanego czasu na mecie.

Po pierwszym kółku zrobiło się luźniej, bo swój bieg skończyli „piątkowicze”. Można było
rozwinąć troszkę skrzydła.

Na 9. kilometrze chwyciła mnie niegroźna kolka, z którą już dobiegłem do samej mety.

Zadowolony skończyłem bieg na 56. miejscu (na 93 zawodników), z czasem netto 58:57. Parę głębszych wdechów i można było się napić ciepłej herbatki.

Dystans 5 km pokonało w sumie 126 biegaczy, 10 km - 93, a 15 km - 61 osób. Teraz z niecierpliwością czekam na zimowy bieg, również w Lasku Marcelińskim i również organizowany przez biegi.wlkp.

Marek Pfajfer, Ambasador Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce