„Wyjątkowy weekend biegowy”. Ambasador o OWM

 

„Wyjątkowy weekend biegowy”. Ambasador o OWM


Opublikowane w wt., 22/04/2014 - 11:15

"To był dla mnie wyjątkowy weekend biegowy – z kilku względów."

O „swoim” ORLEN Warsaw Marathon pisze Rafał Ławski, poznański Ambasador Festiwalu Biegowego.

Bieg „na zaliczenie”

Jeszcze dwa miesiące przed zapowiadającym się obiecująco narodowym świętem biegania wszystko wskazywało, że nie będzie mi dane wziąć w nim udziału. Myślami raczej uciekałem o jeden tydzień później. Z marną formą sportową i dużym apetytem zdecydowanie bliżej mi było do biesiady przy wielkanocnym stole i do malowania pisanek. Końcówka zimy oraz przedwiośnie poprzedzone były obfitym okresem chorobowym – ospa, grypa, angina. Nie mówiąc o przerwach w bieganiu – ba, nawet rzec by można, że w toku różnych perturbacji zdrowotnych znalazły się przerwy na treningi.

Gdyby to był mój maratoński debiut, to z pewnością bym spasował i zaczął myśleć o maratonie jesiennym. Jednak maratoński staż pozwolił mi przypuszczać, że dam radę, lecz będzie to raczej bieg „na zaliczenie” aniżeli na konkretny planowany wynik. Ze średnim dystansem rzędu 35 km tygodniowo przecież w ogóle nie powinno się przystępować do zmagań maratońskich.

Już w samej strefie startowej marzyłem o znalezieniu się po drugiej stronie barierki tam gdzie ośmiotysięczny tłum oczekiwał na start w biegu na 10 km. Chętnie bym oddał nawet przyzwoity pakiet startowy od sponsora, choć czapeczka, plecak i koszulka w czerwonych barwach to całkiem fajny zestaw gadżetów dla każdego biegacza.

Na pocieszenie spojrzałem na majestat Stadionu Narodowego i otaczającą go wioskę maratońską – choć w tym przypadku bardziej adekwatną nazwą dla tej ogromnej infrastruktury byłaby metropolia maratońska, której wyposażenie imponowało nie tylko swą wielkością, ale także i jakością, o czym można było się przekonać zarówno przed startem jak i po przekroczeniu lini mety. Bo przecież nie często spotyka się w tak dużych przedsięwzięciach biegowych czyste, schludne kabiny prysznicowe, i to na dodatek bez kolejek – przynajmniej tak było jeszcze ok. 13.00.

Krajobraz w barwach narodowych

Spojrzenie na błonia Stadionu Narodowego napawało mnie optymizmem, tym bardziej gdy uświadomiłem sobie fakt, że jeszcze tego popołudnia z dużym prawdopodobieństwem będę miał okazję świętować z medalem na szyi oraz ciepłym posiłkiem. Szukając dalszych pozytywów spojrzałem na niebo, gdzie wbrew wcześniejszym zapowiedziom niebo nie zwiastowało żadnych przykrych niespodzianek.

A i wiatr nie dawał zbyt bardzo znać o sobie. A cały urok imprezy wzbogacony był o dawkę pozytywnej atmosfery panującej zarówno wśród kibiców jak i oczekujących z euforią na start biegaczy. Chwila skupienia i start – najpierw honorowy powoli i z dużą ilością pozdrawiających się biegaczy z obydwu stron i  zmierzających w przeciwnych kierunkach – w koszulkach z jednej strony przeważnie białych z drugiej zaś czerwonych. Rozległy tłum biegaczy ubranych w barwach narodowych dopełnił krajobrazu na błoniach Stadionu Narodowego. W końcu jednym z haseł przewodnich to narodowe święto biegania.

Punktualnie o 9.30 ze strefy różowej lub sponsorskiej „Radia Trójka”, jak kto woli (każda strefa miała swoją barwę i sponsora) wystartowałem i ja, mimowolnie podsłuchując rozmów innych biegaczy. Zarówno takich dla których był to debiut maratoński, jak i tych, co podobnie jak ja zaliczają kolejny bieg maratoński – choć w przypadku maratonu należy podkreślić że każdy nich jest wyjątkowy, niepowtarzalny, na swój sposób nieprzewidywalny i stanowi podjęcie wielkiego trudu i bolesnego wyzwania. Tak i tym razem oczekiwałem dobrego treningu dla ducha i kolejnej próby charakteru mojej osobowości.

Maratoński Orzeł

Dla innych tak jak np. obecnego mistrza polski w maratonie – Henryka Szosta, miał charakter egzaminu poprawkowego. Z resztą to bardzo udana i spektakularna sesja poprawkowa – jak się okazało na mecie biegu. Wynik lepszy niż czas zwycięzcy sprzed roku w I edycji OWM – Etiopczyka Sisay Lemma Kasaye – 2:09:02. Dla takich chwil warto czekać cały rok. To niesamowite, że magiczne 2 godziny 8 minut i 55 sekund to owoc całorocznej  ciężkiej pracy sportowca – i uwieńczenie ogromnego codziennego wysiłku.

Wg oficjalnych informacji p. Henryk jest żołnierzem w Zespole Sił Powietrznych. Z całą pewnością możemy być dumni, że mamy takiego maratońskiego orła, który potrafi frunąć przez cały maraton ze średnią prędkością nieco ponad 3 minuty na kilometr. To robi ogromne wrażenie, a dla niejednego ambitnego amatora owe 3 minuty to byłby wymarzony wynik choćby na jeden kilometr. Dla mnie na chwile obecną absolutnie nieosiągalny.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce