Zamek 12h – droga usłana kamieniami [ZDJĘCIA]

 

Zamek 12h – droga usłana kamieniami [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pon., 15/07/2019 - 12:58

W miniony weekend w Olsztynie koło Częstochowy odbyła się druga edycja imprezy Zamek 12h, czyli Night Castle Run. Jego uczestnicy mieli okazję spędzić noc na zamku. Ale nikt nie rozwijał przed nimi czerwonych dywanów, wręcz przeciwnie – droga była usłana kamieniami. Przez pół doby setka śmiałków mierzyła się z bardzo wymagającą trasą, ciemnością i deszczem. W nagrodę, poza pięknymi medalami, otrzymali zaproszenia na Śniadanie Mistrzów wystawne niczym weselna uczta. Nic dziwnego, wszak bawili na zamku…

Olsztyński zamek to dzisiaj majestatyczne ruiny górujące nad miastem. Wkomponowane we wzgórza i jurajskie skały stanowią idealne warunki do wymagającej wędrówki. Świetnie wykorzystał je przed rokiem Łukasz Maletz, właściciel Miasta Sportu, który postanowił zorganizować w tej scenerii bieg dwunastogodzinny, połączony z imprezą charytatywną. Do dzieła zabrał się z pełnym zaangażowaniem, przygotowując nie tylko wymagającą trasę i ciekawą oprawę, ale też zapewniając punkty ITRA finiszerom. Wydawało się, że lepiej już być nie może a jednak tegoroczną edycją Zamku zaskoczył kompletnie.

Pierwszym szokiem była trasa. O ile ubiegłoroczna była wymagająca, to ta biła ją na głowę. Pętla o długości 4,8 km i ponad 240 metrach przewyższenia. A na niej wymagające skaliste podbiegi, strome zbiegi po błocie, fragmenty piaszczyste, luźne kamienie a nawet fragmenty murów do przeskoczenia. Podczas jednego okrążenia zawodnicy zdobywali górujący nad okolicą zamek aż sześć razy. Zmagania utrudniał dodatkowo deszcz, który zaczął padać tuż przed startem i, wprawdzie sprawił, że piasek stał się mniej grząski, ale skały i trawa zrobiły się bardzo śliskie a ich pokonywania wymagało sporej ostrożności.

Drugim zaskoczeniem był wielki finał imprezy, czyli Śniadanie Mistrzów. Rozpoczęło się ono po upływie limitu czasu a przed dekoracją. Wszyscy zostali zaproszeni do sporego namiotu, w którym stoły aż uginały się od różnorodnego, pięknie podanego jedzenia. Nie brakowało wędlin, serów, warzyw, owoców, dań gorących, słodkich, słonych i kwaśnych. Furorę robiły naleśniki z kilkoma rodzajami nadzienia i desery owocowe. Biesiada trwała prawie dwie godziny a ilości jedzenia i atmosfera przypominały bardziej huczne przyjęcie niż zawody biegowe.

Bardzo rozrosła się też otoczka biegu. Tym razem przed startem biegu głównego i półmaratonu odbył się nie tylko bieg charytatywny dla Franka Szewczyka, ale też cykl treningów i spotkań ze specjalistami. Można było przebadać słuch, pogłębić swoją wiedzę, wziąć udział w zajęciach z profesjonalnym trenerem. Swoje biegi miały także dzieci.

– Na Zamku byłem pierwszy raz, ale wiedziałem czego się spodziewać, bo pomagałem wyznaczać trasę – przyznał Krzysztof Ujma.– Była trudna i bardzo wymagająca, ale bardzo przyjemna. Miałem plan na ostrożny bieg, bo w głowie mam już przyszłotygodniowy start, na którym muszę być w pełni sił. Biegałem połowę czasu, tak jak założyłem, żeby się oszczędzać.

Nie oszczędzał się za to Radosław Walaszczyk, który pokonał 16 okrążeń ze średnim czasem nieco ponad 42 minut. Drugi Michał Gajewski nabiegał ten sam dystans, ale ze stratą ponad 17 minut. Podium dopełnił Marcin Krebs (15 kółek).

Wśród pań niezrównana okazała się Agnieszka Czyżewska, która jako jedyna pokonała 11 okrążeń: - Nie było planu, żeby wygrać, po prostu, żeby się sprawdzić. Do startu namówili mnie mąż i dzieci. Chcieli, żeby mama się sprawdziła. Muszę się przyznać, że cztery miesiące temu urodziłam synka i sama chciałam spróbować swoich sił. Udało się – mówiła na mecie. – Trasa była zdecydowanie trudniejsza niż rok temu, ale organizacyjnie rewelacja! Zaplecze świetne. Ludzie i atmosfera wyjątkowi. Na sto procent wracam za rok.

Na podium stanęły też dwie panie, które przebiegły po 10 pętli: Agnieszka Gorzyńska i Dorota Majchrzyk.

W rozgrywanej równolegle rywalizacji nordic walking fenomenalnie spisał się Marcin Hałas, który pokonał marszem aż 13 okrążeń, poświęcając na każde średnio 54,5 minuty!

– Oczekiwałem od tego startu przede wszystkim dobrej zabawy. Była rewelacyjna! Myślałem, że będzie dużo łatwiej, ale rzeczywistość mocno zaskoczyła. Ostre podejścia, kamienie, piasek, od szóstego kółka bolały już nogi, ale szedłem dalej – przyznał zawodnik, który na trasie wprawił w osłupienie wielu biegaczy, wyprzedzając ich pod górę.

W rywalizacji pań z liczbą 10 pętli wygrała nasza redakcyjna koleżanka Katarzyna Marondel.

Pełne wyniki: TUTAJ

red.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce