Biegowe sukcesy, porażki i marzenia ministra Borysa Budki. „Kiedyś się uda”

 

Biegowe sukcesy, porażki i marzenia ministra Borysa Budki. „Kiedyś się uda”


Opublikowane w pon., 19/10/2015 - 08:55

Z biegającym Ministrem Sprawiedliwości Borysem Budką rozmawiamy w Radzionkowie, kilka chwil po zwycięskim biegu jego drużyny w Sztafetowym Maratonie Miast i Gmin.

Co było najpierw, polityka czy bieganie?

Oo, zawsze bieganie!

Jak ono się zaczęło?

Na początku był świetny nauczyciel WF-u, który przekonał mnie do tego, że można biegać i nawet z osób bez talentu do aktywności fizycznej da się zrobić w miarę przyzwoitego biegacza. W podstawówce byli koledzy, pierwsze zawody szkolne, sztafety… Tak to się zaczęło. Było mistrzostwo Śląska na 500m i wicemistrzostwo na 1000m. Ale to był fajny poziom na Śląsku, zrozumiałem, że nie ma szans na zawodowstwo. Stwierdziłem, że fajnie to kontynuować przez studia i biegać od czasu do czasu jakiś bieg uliczny. Jeszcze później pomyślałem, że fajnie zaliczyć pierwszy maraton. Teraz mam ich dziesięć.

Z jakim rekordem?

W 2009 roku pobiegłem mój siódmy maraton w 2:39:03. To było porządne bieganie, ale też trochę inna praca. Miałem więcej możliwości odpoczynku i nie taki zwariowany kalendarz jak teraz. Czasu na bieganie miałem dużo, dużo więcej niż obecnie.

No właśnie, jak Pan godzi zawodowe obowiązki z treningami?

Nie mam tyle czasu, ile bym chciał. Staram się biegać minimum cztery razy w tygodniu, ale nie jest to, niestety, żaden przemyślany plan treningowy. To raczej bieganie zabawowe, czyli do godziny, czasem mam tylko 40 minut. Czasami uda się pobiegać coś szybciej, ale nie jest to systematyczne. Mój plan minimum na teraz, to cały czas utrzymywać formę, żeby umieć przebiec poniżej 40 minut dychę. Na razie udaje mi się to robić. Ale przy tej mizerii czasowej półmaraton czy maraton… nie porywam się na to.

A jest jakiś plan maksimum, jakiś cel?

Chciałbym przez zimę przygotować się do maratonu. Tylko dla mnie, przy mojej życiówce, minimum przyzwoitości to jest pobiec w granicach trzech godzin. A przygotować się do trzech godzin to już nie takie proste. To kwestia weekendu, pogodzenia treningów z rodziną. Trudno, żebym spędzał trzy godziny w lesie, mając dla rodziny tylko weekend. Ten maraton na wiosnę nie jest moim celem życiowym, choć dużo lepiej się trenuje, jeśli jest jakiś wyznacznik, rozpisany plan,

Ma Pan jakieś marzenie biegowe? Konkretny czas, bieg, wyjątkowe miejsce?

Jestem realistą i wiem, że wybieganie nowego rekordu życiowego będzie bardzo trudne. U mnie to była kwestia kilku lat konsekwentnego treningu. Ale z pewnością są te wielkie maratony, w których chciałbym wziąć udział: Berlin, Nowy Jork. To na zasadzie, że być może kiedyś się uda. Teraz chciałbym po prostu jak najdłużej biegać i znajdować czas na starty w imprezach lokalnych i charytatywnych. Z racji zajmowanego stanowiska mogę te biegi charytatywne trochę bardziej rozpropagować i na szczęście nikt nie posądza mnie o politykę, bo biegaczem jestem od bardzo dawna. Wiadomo: biegaczem się jest a politykiem czy ministrem się bywa.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce