Bogdan Barewski: Moja recepta na długowieczność w bieganiu to...

 

Bogdan Barewski: Moja recepta na długowieczność w bieganiu to...


Opublikowane w śr., 06/05/2015 - 11:00

Bogdan Barewski to biegacz instytucja. Od wielu lat udowadnia, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Stawia sobie ambitne cele i konsekwentnie je realizuje. Ścigał się w Himalajach i na Antarktydzie, trenował z Kenijczykami w legendarnym Iten, kolebce biegów długodystansowych oraz zdobywał medale Mistrzostw Świata Masters. – Podczas maratonu w Tanzanii byłem pierwszym białym zawodnikiem – wspomina. – To była niezwykła impreza. Miejscowi biegacze potraktowali ją bardzo ambitnie licząc na zainteresowanie obecnych na zawodach menadżerów. Po starcie ruszyli na trasę w nieprawdopodobnym tempie. Konsekwencją tego było to, że z 300 zawodników, którzy rozpoczęli rywalizację metę osiągnęło góra 30. Reszta biegaczy nie wytrzymała i padła jak muchy.

Bogdan Barewski jest znany nie tylko z egzotycznych wyjazdów, ale przede wszystkim z tego, że mimo upływu czasu utrzymuje fantastyczną formę. Wielu zastanawia się jak on to robi, że potrafi oszukać biologię. Mając ponad 60 lat na karku regularnie biega maratony poniżej 3 godzin. Nieraz służy radą i pomocą dużo młodszym od siebie jako pacemaker. Ostatnio podczas Orlen Marathonu walczył o rekord Polski w kategorii M60. Zabrakło niewiele, ale i tak uzyskał jeden z najlepszych w tym roku wyników na świecie wśród mastersów.

O swoich startach, egzotycznych wyjazdach, recepcie na długowieczność w bieganiu opowiada podczas wywiadu dla naszego portalu.

Panie Bogdanie, gratulacje! 2:54:00 to fantastyczny wynik. Trochę zabrakło do rekordu Polski, ale chyba nie jest Pan bardzo zawiedziony?

Nie. Wydaje mi się, że zrobiłem dobry wynik. Co prawda liczyłem na trochę więcej, ale pojawiły się mikrobłędy zarówno w przygotowaniach jak i w czasie samego startu. Dlatego tym razem się nie udało. Z drugiej strony Orlen to nie była moja impreza docelowa. W sierpniu wystartuję w Mistrzostwach Świata Weteranów w Lionie. Chciałbym tam stanąć na pudle. Czuję, że mam rezerwy i jestem w stanie biegać poniżej 2:50:00.

Wynik rekordzisty świata M60 Japończyka Yoshihisa Hosaki: 2:36:30 wydaje się nie do pobicia…

To rezultat kosmiczny. Nie sposób się do niego nawet zbliżyć.

I nie pomoże nawet wyjazd do Iten?

Bez przesady. Choć przyznaję, że tegoroczny obóz treningowy w Kenii był dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem. Marzyłem o tym wyjeździe całe życie. To jest przecież mekka biegania! O tym, że miał on pozytywny wpływ na moją dyspozycję startową przekonałem się podczas Półmaratonu Warszawskiego.

Czy w Kenii dowiedział się Pan czegoś nowego o treningu, bieganiu?

Człowiek całe życie się uczy. Teraz np. dużo większą uwagę przywiązuję do ćwiczeń stabilizacyjnych. W Iten mieliśmy aż trzy razy w tygodniu takie zajęcia trwające po 45 minut. Poza tym warunki panujące w Kenii wymusiły na nas, by mądrzej trenować. W ciągu dnia jest tam bardzo gorąco, a w dodatku przebywa się na wysokości 2400 m n.p.m. Gdy dodać do tego, że biegaliśmy cały czas po górach to mamy pełny obraz tego jak wymagający był to wyjazd. W Iten, poza bieżnią nie znajdziemy płaskich odcinków. To nie jest równe jak stół Mazowsze. Albo jest minimum 30 metrów w górę albo w dół.

Jak wyglądał w szczegółach Pana wyjazd?

To był dwutygodniowy obóz. Mieliśmy zajęcia rano i wieczorem. Również na słynnym stadionie Kamariny, gdzie szlifowali swoją formę kenijscy mistrzowie olimpijscy i świata. Co ciekawe nawierzchnia tej bieżni jest piaszczysta, nie tartanowa. W Iten trenowała też polska czołówka biegaczy z Krystianem Zalewskim, Arturem Kozłowskim, Błażejem Brzezińskim i Marcinem Świercem. Na koniec startowaliśmy w zawodach. To był Maraton Wielkiego Rowu. Nagrodą były tak jak u nas w Korycinie krowy.

Były też medale?

Dosyć specyficzne. Dostaliśmy po prostu bukłaki.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce