Chiropraktyk Łukasz Matusiewicz: "Kręgosłup u biegacza to podstawa. Dbajmy o niego!"

 

Chiropraktyk Łukasz Matusiewicz: "Kręgosłup u biegacza to podstawa. Dbajmy o niego!"


Opublikowane w pt., 22/05/2015 - 14:54

Były mistrz Polski juniorów na 800m z 2003 roku Łukasz Matusiewicz (na zdjęciu) nie zrobił kariery w sporcie. Odnalazł się w całkowicie innej materii. W trakcie studiów wyjechał do USA i zrobił uprawnienia doktora chiropraktyka, czyli terapeuty zajmującego się kręgosłupem. Teraz wrócił do Polski i chce tę nieznaną gałąź medycyny propagować. Warto się nad nią pochylić, bo nawet osoby dbające o ciało, jak my - biegacze - często zaniedbują zdrowie kręgosłupa, a to źródło wielu problemów ze zdrowiem.

Chiropraktyka to metoda leczenia polegająca na ręcznym nastawianiu kręgosłupa, przywracająca prawidłowe funkcjonowanie nerwów poprzez uwolnienie ich od ucisku spowodowanego nieprawidłową strukturą kręgosłupa – tłumaczy dr Matusiewicz (zdrowiekregoslupa.pl).

– Uciskany, uszkodzony nerw powoduje osłabienie mięśni, a co za tym idzie - niemożność utrzymania prawidłowej postawy ciała, co więcej - człowiek o wiele łatwiej ulega zmęczeniu, organizm traci odporność na działanie bakterii i wirusów. Jeżeli kręgosłup jest krzywy, aparat ruchu pracuje nierówno, w efekcie stawy z jednej strony ciała są bardziej obciążone i dochodzi do kontuzji.

W 2001 roku został pan mistrzem Polski juniorów na najtrudniejszym dystansie 800m, zarówno w hali jak i na stadionie oraz pobił pan klubowy rekord Polski na 4x400m. Jak przebiegała pańska kariera biegacza i dlaczego tak szybko się skończyła?

Zacząłem biegać w podstawówce. Pamiętam, że pani od wf-u kiedyś powiedziała, że jak ktoś wygra bieg na lekcji to dostanie piątkę. No i wygrałem. Byłem najszybszy w klasie i po dwóch tygodniach pojechałem na zawody, żeby zobaczyć w jakim kierunku to może pójść. Byłem drugi, bo przewróciłem się na starcie. Wynik był jednak dobry, więc regularnie jeździłem na zawody. W podstawówce w zasadzie wygrywałem wszystkie zawody. Otrzymałem możliwość nauki w VII Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie połączoną z zajęciami na Skrze.

Początki niezwykle obiecujące.

Tak, w swojej kategorii byłem drugi w Polsce na hali na 600m. Jako zawodnik Skry zacząłem jeździć po Europie, stawałem na podium, było dosyć fajnie.

Ale do końca nie było...

W ostatnim roku juniorskich przygotowywałem się do startów na hali i złapałem kontuzję kolana. Biegłem w lesie po lodzie i staw nie wytrzymał. Miesiąc się kurowałem i zdobyłem mistrzostwo Polski na hali. W wyleczonym kolanem pojechałem na obóz kadry do Międzyzdrojów, ale tam poszedł mi achilles. Zapisałem się na fizjoterapie, były też prądy, lany wosk, akupunktura i tak dalej, ale nic mi nie pomagało. Spotkałem pana, który pomógł mi z achillesem, zajmując się właśnie moim kręgosłupem. Po pięciu dniach mi przeszło. Zacząłem więcej biegać i wygrałem drugie mistrzostwo Polski.

Już na stadionie. Wciąż był pan na etapie, że mógł zrobić karierę sportową, ale zabrakło kolejnego kroku. Dlaczego?

Tak. Podczas tych zawodów zauważyłem stoisko firmy, która załatwiała stypendium do Stanów Zjednoczonych. Podszedłem, podałem swoje, imię i nazwisko, numer, adres i zapomniałem o sprawie. Po liceum normalnie poszedłem na studia, na UKSW, a po roku przeniosłem się do Uniwersytet Jagielloński. W Krakowie trenowałem w Wawelu pod okiem Zbigniewa Króla, który w tym samym czasie trenował Pawła Czapiewskiego.

Jak pan opowiada, pod względem sportowym wciąż był na fali wznoszącej. Studia tak pana pochłonęły?

Tak, studiowałem dwa kierunki, które mnie interesowały - psychologię i filozofię, poza tym miałem pół godziny drogi z uczelni na stadion, na uniwersytecie byłem w zasadzie od 7 do 19. Było bardzo ciężko i zacząłem tracić serce do sportu. Uważam, że jeżeli jest serce do czegoś, to należy to robić, jeżeli nie ma, to warto szukać czegoś nowego.

Ten środek ciężkości przesuwał w kierunku wiedzy teoretycznej i odchodził od kultury fizycznej...

Dokładnie tak było. Zależało mi na zdobyciu wiedzy, nie miałem dość czasu, by poświęcić się bieganiu. W dodatku dostałem telefon od firmy załatwiającej stypendia w USA, że mają dla mnie trzy szkoły. Wybrałem uczelnię w Richmond koło Waszyngtonu - Virginia Commonwealth University w Richmond. Tam skończyłem oba kierunki zaczęte na UJ.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce