D. Nowakowska: „Maraton? Nie spieszy mi się”

 

D. Nowakowska: „Maraton? Nie spieszy mi się”


Opublikowane w wt., 31/03/2015 - 21:13

Z trzecią zawodniczką 10. PZU Półmaratonu Warszawskiego o starcie w stolicy, progresji formy, rezerwach organizmu i maratońskiej przyszłości. Rozmawiał Grzegorz Rogowski.

Pani wynik w Warszawie – 1:12:37 to trzeci czas uzyskany przez Polkę na tym dystansie na przestrzeni ostatnich 5 lat. Przed panią szybciej biegały tylko Karolina Jarzyńska i Katarzyna Kowalska. Jak się pani z tym czuje?

Dominika Nowakowska (na zdjęciu): Nie rozpatruję tego pod tym kątem. Dla zawodnika ważny jest progres lub utrzymanie się na przyzwoitym sportowym poziomie. Sam wynik nie jest jakiś doskonały, aktualnie na świecie wśród wyczynowych zawodniczek to ogólnie przeciętny rezultat. Ale cieszy mnie postęp jakiego dokonałam, mając świadomość i realnie oceniając, że nie był to bieg na maksimum możliwości i bez komfortu prowadzenia przez cały dystans. Rezultat otwiera już szansę rywalizacji na najszybszych trasach półmaratońskich na świecie. Ponadto wynik 1:12, zupełnie inaczej brzmi niż 1:14 (śmiech).

Proszę przybliżyć szczegóły swojego startu - jak się pani przygotowywała do imprezy, jak przebiegł sam półmaraton? Jak się biegło? Gdzie były ew. problemy?

W grudniu ubiegłego roku rozpoczęłam regenerację po sezonie, który nie był łatwy z uwagi na rozmaite problemy zdrowotne, nie tylko te, które dotyczą stricte biegaczy i ich kontuzji. W lipcu i sierpniu dodatkowo walczyłam z przeciążeniem ścięgna achillesa. To się ciągnęło aż do stycznia, wtedy jeszcze nie wykonywałam treningu na tak jak powinnam. Było dużo pracy zastępczej, mniej biegania. Postanowiłam się wprowadzać bardzo spokojnie. Dopiero w Portugalii, czyli na początku lutego rozpoczęłam całkowicie zdrowa cykl przygotowawczy do startów wiosennych i budowanie bazy pod cały sezon. Do półmaratonu miałam niecałe 8 tygodni, ale optymistycznie i na luzie podchodziłam do startu. Bardziej od wyników cieszył mnie każdy trening na pełnym zdrowiu i tego się trzymaliśmy. To dla sportowca czasem istotniejsze niż osiągnięcia sportowe.

Sama nie wiem jak udało mi się zbudować taką formę, ale jak to powtarza mój trener: organizm coraz lepiej reaguje na trening długodystansowy, coraz szybciej dochodzi do pewnej dyspozycji, mięśnie stają się odporniejsze, a ja sama powoli staję się rasową „długaską” (śmiech). Widać to także po technice biegu, która na asfalcie jest coraz bardziej ekonomiczna.

Doświadczenie procentuje...

Teraz dopiero zaczyna się czwarty sezon na w biegach długich wcześniej oczywiście był trening średniaczki, następnie przerwa od biegania i dopiero wejście w trening długodystansowy. To nic, że ktoś ma np. potencjał czy talent. Biegi długodystansowe wymagają cierpliwości i pracy rozłożonej na lata. Tą przewagę mają np. moje koleżanki. Ja jeszcze pracuję zawodowo, zajmuję się wychowaniem córeczki, pomagam mężowi w pracy, a np. ostatnie dwa tygodnie dojeżdżałam rowerem do pracy po kilka kilometrów w jedną stronę. Więc jak widać, można „coś” biegać, nie tylko żyjąc samym sportem.

Wróćmy do startu w Warszawie...

Układał się po mojej myśli. Biegłam trochę asekuracyjnie, ale tak miało być. Dziękuję mojemu koledze Krzyśkowi Pawłowskiemu z Tczewa, który współpracował do 10. kilometra, a potem trochę pomagali panowie z Kielc – pozdrawiam ich. Po raz pierwszy w życiu doceniłam wagę i wsparcie takiej współpracy podczas zawodów. Niestety, tam gdzie zaczyna się półmaraton, czyli po 16. kilometrze, najcięższe ostanie 5. kilometrów, gdzie biegło się z wiatrem w twarz, na podbiegu, to już była dla mnie samotna walka o jak najlepszy wynik. Jestem bardzo zadowolona. Zrewanżowałam się na słaby bieg rok temu.

Jak się podobała nowa trasa Półmaratonu Warszawskiego? Jakie były jej zalety, jakie wady? Utrzymała by ją pani do kolejnego roku?

Trasa bardzo mi się podobała. Jeśli zawodnik jest przygotowany, robi rekord życiowy i nie cierpi na trasie zbyt długo, to każda trasa, nawet ta z utrudnieniami wydaje mu się rekordowa i szybka. Zupełnie inaczej odbiera wszelkie sygnały, zmęczenie, profil trasy i całą tą otoczkę. Ta trasa jest dobra to robienia wyników przy optymalnych warunkach pogodowych, jednak wiatr i podbieg w ostatnim fragmencie trasy skutecznie to utrudniają. Dla zawodnika jest lepiej, gdy nawet mocniejsze wzniesienia są w pierwszych częściach biegu - później można się jeszcze „pozbierać” i „wejść” ponownie w swój rytm, zutylizować mleczan. Na końcówce kiedy już każdy walczy o przetrwanie, na krańcowym zmęczeniu, każdy podbieg totalnie wybija z rytmu i traci się zdecydowanie więcej sekund.

Gdzie upatruje pani swoich rezerw? Tak w kontekście startów w Warszawie jak i innych miastach w Polsce i na świecie. Jaki czas w półmaratonie to pani czas marzeń? Rekord Polski?

Rezerw mam jeszcze multum, od typowo wytrzymałościowych, siłowych i szybkościowych, po technikę biegu i wyrobienie jeszcze większej umiejętności i odporności walki z bólem w ostatnich fragmentach trasy. Wszystkie te parametry jeszcze nie są na moim życiowym, maksymalnym poziomie. Już teraz widzę, że energetycznie lepiej znoszę biegi. Cały półmaraton pierwszy raz pokonałam tylko na jednym małym łyku izotonika Agisko.

Karol, mój trener (a prywatnie także mąż, na zdjęciu w Warszawie- red.), jest zdania, że stać mnie na bieganie na poziomie 1:09 i szybciej, ale to w perspektywie 2-4 sezonów, gdy dopisze zdrowie i oczywiście będę miała warunki do rozwoju. W Warszawie dużo się nie pomylił - miałam pobiec tempem na 1h12'' i 10-30 sekund, i tak zrobiłam, choć w pewnym momencie bieg układał się nawet na wynik 1:12,00.

Nie biegała jeszcze pani maratonu. Kiedy pierwszy start? Jakie oczekiwania?

Chciałam wystartować w tym sezonie i zadebiutować w Łodzi na Mistrzostwach Polski, ale z uwagi na uraz nie chcieliśmy się forsować. Teraz wiem, że to była rozsądna decyzja. Nie śpieszy mi się. Przygotowania do maratonu mogą być nowym bodźcem dla organizmu, ale wcześniej trzeba wykorzystać cały swój potencjał i wszelkie bodźce na krótszych dystansach. Jak już się wejdzie w trening maratoński, to nie ma pełnego powrotu do krótszych biegów. Wtedy pozostaje pełne zaangażowanie się w trening maratoński.

Teraz widzę, że doświadczenie działa na moją korzyść więc jeszcze poczekam i postaram się „podkręcić” moje życiówki.

Jakie plany na ten sezon?

Teraz cały tydzień i święta będę odpoczywać, spokojnie się „rozbiegiwać”. Za kilkanaście dni wystartuję w Dublinie na 10 km, a tydzień później w Niemczech na 5 km. Następnie zdecydujemy wspólnie z trenerem i moim menedżerem Marcinem Fudalejem o dalszym kalendarzu startowym. Celem jest poprawa rekordów życiowych, ale zachowanie zdrowia to priorytet, gdyż za rok spróbuję powalczyć o kalifikację na Igrzyska Olimpijskie na 5 000m lub 10 000m.

Trzymamy kciuki! Powodzenia!

GR

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce