Debiutował w Azji, biega w Azji, marzy o Azji. Obieżyświat Sebastian Wojciechowski. „Lubię próbować nowego”

 

Debiutował w Azji, biega w Azji, marzy o Azji. Obieżyświat Sebastian Wojciechowski. „Lubię próbować nowego”


Opublikowane w pon., 26/12/2016 - 08:18

Wróćmy do tematu Lake Biwa. Nie wystarczy tam wykupić pakiet startowy, wsiąść w samolot i zjawić się na starcie. W Otsu obowiązują limity czasowe. Od 2014 roku trzeba mieć życiówkę co najmniej 2:30:00 w maratonie, 1:10:00 w półmaratonie oraz 31:00 na `10 000m. Trudno będzie o przepustkę? Ile czasu dajesz sobie na spełnienie tych wymagań?

Nie jestem chyba na tyle zuchwały, żeby deklarować konkretne terminy. Maraton to niewdzięczne hobby i nie wybacza pomyłek. Docenia za to cierpliwość, pracowitość i wytrwałość. Znam swoje miejsce, pamiętam gdzie i jak zaczynałem i zdaje sobie sprawę, że to nie jest dla mnie plan na sezon czy dwa. Jeden z moich biegowych idoli, Meb Keflezighi...

czy wspomniany już Grzegorz z Wrocławia, którego też bardzo podziwiam, udowadniają, że można mocno biegać mając nawet dekadę więcej niż ja. Ale będę próbował zbliżyć się do tego czasu na każdym docelowym maratonie. Już na jesieni tego roku biegnę na w zasadzie płaskiej trasie w Chicago. Oczywiście na wynik nie składa się sama trasa. No i złamanie 2h30' nie gwarantuje też ukończenia samego Lake Biwa...

W tym roku planowałeś poprawić swój rekord życiowy (2:40:01) w Nowym Jorku. Było 2:49:56. Jak oceniasz tamten start ?

Te 2h40' pobiegłem na wiosnę w ORLEN Warsaw Marathon przy dosyć wietrznej drugiej połówce i oceniam, że przy bardziej korzystnych warunkach miałbym tam może jeszcze z minutę czy nawet dwie zapasu. Przy okazji, gdy mówimy o tym biegu to bardzo dużo pomogła mi tam współpraca - już na samej trasie - z Michałem Łukaszukiem, ze stajni Artura Jabłońskiego. Bardzo mu dziękuję. Tak się składa, że towarzystwie Michała nabiegałem też obecną życiówkę w półmaratonie.

Do tej pory nie udało mi się dwa razy w ciągu jednego roku poprawić maratońskiego rekordu osobistego. Nie biegam zresztą tych maratonów zbyt często. Do jesieni wszystkie treningi szły zgodnie z planem. Oprócz drobnego przeziębienia i tygodnia przerwy na miesiąc przed startem wszystko pozwalało mi wierzyć, że jest szansa na dobry wynik. Dodatkowo Marathon Nowojorski wypuścił aplikację do przewidywania wyniku, po podaniu kilku informacji o treningu, startach, wieku itd. Rezultat był mocno optymistyczny... Oczywiście tego typu narzędzia to tylko sugestia, a w samym maratonie bardzo dużo może się zdarzyć.

Jak więc wyglądało zderzenie z rzeczywistością?

Grzesiek Gronostaj biegł w Nowym Yorku rok wcześniej (był najlepszym z Polaków - red) i przestrzegał mnie przed długimi zbiegami. Trochę to zbagatelizowałem i to chyba główny powód dlaczego się nie udało. W pierwszej połowie w okolicach polskiego punktu z wodą na Greenpoincie miałem czas 1h20' i nic nie wskazywało na to, że kilkanaście kilometrów później zabetonuje mi „czwórki”.

Na samym początku biegu, na pierwszym moście, zaliczyłem też upadek i mocno starałem kolano. Nie spodziewałem się tylu ludzi przede mną, startując w pierwszej fali. Później dowiedziałem się, że to sektor VIP. Byli umiejscowieni między elitą, a właśnie pierwszą falą. Już na samym początku biegu zatrzymywali się, szli i robili sobie zdjęcia. Zaliczyłem ślizg po asfalcie próbując ominąć jednego z biegaczy, który nagle się zatrzymał.

Mimo wszystko tamten start bardzo mnie cieszy. Spełniłem jedno z marzeń i nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo cieszyłem się na mecie. Mimo wszystkich tych podróży, nadal jestem chłopakiem z małego mazurskiego miasta i tego typu imprezy i miejsca po prostu robią na mnie wrażenie. Tam było dosłownie kilka chwil ciszy. Niesamowita atmosfera.

Wiem, że w 2017 roku startujesz w dwóch maratonach – Bostonie i Chicago. Dlaczego akurat te imprezy?

Nie zdarzyło mi się do tej pory dwa razy ukończyć tego samego maratonu. Lubię próbować nowego. Łączyć biegnie z podróżami. Nie przepadam też za tzw bieganiem „na zaliczenie”, także w obu będę biegł po życiówkę. Żeby tylko zdrowie dopisało i nie było zbyt wielu niespodzianek. Boston jest bardzo wymagającą trasą i do treningowego repertuaru oprócz podbiegów dojdą też zbiegi. Tego stanowczo zabrakło przed Nowym Jorkiem.

Co do powodów, to mogę tu wymienić dwie kolejne inspiracje w polskim bieganiu, których tak jak Grześka, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ola Mądzik (blogerka, ukończyła cykl World Marathon Majors - red.) i Piotr Cypryański (bloger)

Ola zarzuciła na swoim blogu temat Bostonu, że kończą się zapisy. Kilka minut później rozmawiałem już z konsultantem z mojego banku, żeby zatwierdzić ściągnięcie wpisowego z karty. Nie zastanawiałem się długo.

Piotrek z kolei przybliżył temat Chicago jeszcze przed samym startem w Nowym Jorku. Staliśmy w tej samej strefie startowej. Kiedy widziałem go następny raz na uroczystości w polskim konsulacie, byłem już zdecydowany. Po powrocie jak tylko poczułem się komfortowo zapisałem się do Chicago. Co ciekawe, tym razem już nie dzwonili z banku.

Jak wyglądają Twoje treningi?

Nuda! (śmiech). Nie ma jednego magicznego środka treningowego. Trenuję sześć razy w tygodniu, przeważnie wieczorami, po pracy. Lubię być wyspany, chociaż różnie z tym bywa. Nie robię jakichś dużych objętości. Do tej pory, odkąd zszedłem z bieżni elektrycznej i zacząłem monitorować treningi, przebiegłem trochę ponad 10 tys. kilometrów. Z czego niewiele ponad 3 tys. w tym roku. Najwięcej w miesiącu przebiegłem do tej pory ok. 400 kilometrów. Także jest tu jeszcze sporo do dokładania i te obciążenia będą się stopniowo zwiększały.

Twoim trenerem jest maratończyk Wojtek Kopeć. Jak wygląda wasza współpraca?

Jestem bardzo zadowolony z pracy, jaką wykonujemy. Choć to mój pierwszy trener i nie mam też żadnego porównania. Zaczęliśmy współpracę w maju 2014 roku. Przyszedłem do Wojtka z życiówką 3:11:14 i dosyć typowym podejściem: „chciałbym złamać trójkę”. Wojtek szybko uświadomił mi, że to żadna bariera i pierwszy maraton jaki pobiegłem 3-4 miesiące po podjęciu współpracy ukończyłem w 2:51:24 (Berlin 2014 - red.).

Przed biegiem w ten wynik wierzył chyba tylko on. Wojtek ma podobną „zajawkę” na podróże, obaj wychowaliśmy się na Mazurach i w wielu kwestiach dobrze się dogadujemy. Byliśmy w tym roku też na dwóch obozach biegowych, które zorganizował praktycznie po kosztach. Na tym letnim oglądaliśmy razem maraton olimpijski i mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję zobaczyć go na nim. Szczerze mu tego życzę. Jest naturalnym pasjonatem biegania i to się czuje. Stanowczo nie jest teoretykiem tylko praktykiem. Sporo się od niego dowiedziałem rzeczy, których nie da się wyczytać z książek.

Czego życzyć Ci na 2017 rok?

Dłuższej doby i zdrowia. Tego samego życzę Tobie i czytelnikom!

Rozmawiał Robert Zakrzewski


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce