Dominika Stelmach po drugim miejscu w B7D w Krynicy: „Będę się uczyła biegów ultra”

 

Dominika Stelmach po drugim miejscu w B7D w Krynicy: „Będę się uczyła biegów ultra”


Opublikowane w wt., 06/10/2015 - 08:45

Dominika Stelmach to była Mistrzyni Polski na Długim Dystansie w biegach górskich z 2011 roku. Ale jej wynik w tegorocznym Biegu 7 Dolin 100 km, czyli drugie miejsce z czasem 11:13:39, to jedna z największych niespodzianek krynickiej imprezy. W jakich okolicznościach do niej doszło? Jaka przyszłosć czeka warszawską biegaczkę w świecie ultra? Zapytaliśmy.

Jak oceniasz swój występ w Biegu 7 Dolin w kontekście swojej biegowej przyszłości?

Dominika Stelmach: Jest to dla mnie duża nauka i cenne doświadczenie. Popełniłam chyba wszystkie błędy jakie można było popełnić, spokojnie mogłam mieć lepszy czas na mecie. Oczywiście to, co zrobiła Ewa Majer zwyciężając wśród kobiet i będąc tylko za dwoma mężczyznami w generalce, to jakiś kosmos. Jednak ja mogłam być znacznie bliżej jej czasu (9:41:52 - red).

Jak to? Wasza historia startów, doświadczenia, są nieporównywalne...

Zgadza się, ale.. będę się uczyła biegów ultra, bo to mnie wciągnęło. Tym bardziej, że takie bieganie też nie zabija szybkości. Dwa tygodnie po „setce” w Krynicy pobiegłam 5 km na poziomie 18 minut. W ten weekend 10 km w Grand Prix Warszawy w 37 minut, a Biegnij Warszawo - 37:53 (na zdjęciu). Czuję, że szybkość rośnie!

Artur Jabłoński w spódnicy?

(śmiech) Wydaje mi się, że będę w stanie łączyć biegi uliczne i ultra. Mam nadzieje, że kiedyś pobiję rekord Polski na 100 km (najlepszy wynik w kraju należy od z Supermaratonu Calisia w edycji 1995 do Ewy Kępy i wynosi 8:37:40 – red.)

Mówiłaś o błędach. Co działo się przez te 100 km w Krynicy?

Myślałam, że zejdę na samym początku. Po pół godziny biegu a współpracy odmówiła mi „czołówka”. Miała baterie, była w domu i myślałam, że wytrzyma. Niestety. Zostałam na prawie 2,5 godziny bez światła w nocy. Było to mocno przygnębiające. Nawet jeśli próbowałam się do kogoś podczepić, to na zbiegach, tego z światła nie było nic widać.

Nie zazdrościmy...

Dla mnie to był trudny czas. Do momentu, gdy nie znalazł się pan, który nie pozwolił mi biec przed sobą. Wtedy straciłam jednak dużo. Gdy zaświtało, zaczęłam wyprzedzać zawodników. Zaczęło mi to nawet bardzo dobrze iść, aż... się zgubiłam (śmiech). Najpierw raz, potem drugi. Gdy się dowiedziałam się, że Ewa jest godzinę przede mną, a kolejna zawodniczka godzinę za mną, to trochę motywacja do szybkiego biegania spadła...

No właśnie. Startujesz w biegach ulicznych i tu odległość do rywalki łatwo ocenić. Na „ulicy” rywala ma się o kilka metrów od siebie, o kilka kilkanaście sekund. W biegach ultra to wygląda zupełnie inaczej. Trudno się przestawić?

W biegach ultra rywali nawet często nie widać przez ukształtowanie terenu. A nawet gdy ich widać, to trudno ocenić jaki dzieli Nas dystans. To na pewno wpływa na motywację. W Krynicy jako wyzwanie postawiłam sobie czas 10 godzin i 20 minut. Myślałam, że te 6 minut na kilometr będę biegła. Wyszło prawie godzinę wolniej. Gdyby nie błędy które popełniłam, byłoby lepiej. Muszę się też nauczyć odżywiania na trasie.

Banany i żelki to za mało...

Odzywianie to kolejna rzecz, którą poznajemy tylko na sobie. Ja nie toleruję żeli, muszę więc próbować z naturalnymi rzeczami. Przy 10 godzinach biegu jest to potrzebne.

W Krynicy okazało się też, że jestem fatalną „zbiegaczką”. Tragedia.

Aż tak źle?

Po upadku na Maratonie Karkonoskim boje się zbiegać. Dopóki się nie odblokuje, będę dużo traciła w tych fragmentach trasy. Może się przełamię w Ultramaratonie Bieszczadzkim (11 października ok.53 km - red.).

A BPS? Trening na co dzień? Jak przygotowywałaś się do biegu w Krynicy?

Dwa tygodnie przed imprezą byłam w Lądku i biegałam po trasie Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Jest to dobre miejsce na urlop. Byłam z dziećmi, był to więc dla mnie podwójny trening (śmiech). Na czczo pobiegłam tam sprawdzające 50 km. Wyszła mi średnia 4:59 min/km. To mnie utwierdziło w ty, żeby wystartować w Krynicy.

Bieg 7 Dolin to 100 km...

Nie ma co ukrywać, że pomiędzy 50 a 100 km jest duża różnica. W biegach ultra wszystko zaczyna się w drugiej połowie biegu. Nie mówię tu tylko o przygotowaniu, z czasem pojawiają się odciski, coś nas obciera. To nie jest dystans, w którym nawet jeśli mamy ulubione buty to możemy powiedzieć z całą pewnością nic się nie zdarzy. Wystarczy, że stopa ustawi się kilka razy na kamieniu i walczysz z kolejnym bólem. Dlatego ja biegłam z dodatkową obawą, żeby nie mieć żadnego urazu, bo ubiegły rok miałam stracony z powodu kontuzji.

Skąd w ogóle pomysł na biegi ultra?

Biegi ultra są bardzo przyjemne i przeurocze. Biegają tu wspaniali ludzie. Chociaż nie podzielam większości motywacji z książki państwa Dołęgowskich, to jest to fantastyczna lektura. Pokazuje, że możemy mieć różne powody, by odpowiedzieć na pytanie „dlaczego biegam ultra”. W górach jest wszystko co kochamy, dlatego chcemy tam wracać.

Przed Tobą Ultramaraton Bieszczadzki. Jaki plan na ten bieg?

Jeśli na „setce” w Krynicy się trochę oszczędzałam, to tam chcę pobiec na maksimum swoich możliwości. Mam nadzieję, że okoliczności się tak się złożą że będzie dobrze. Mam rozpisany crossfitowy trening, żeby ćwicząc w mieście stać się biegaczką górską (śmiech)

Ruszyły zapisy do przyszłorocznej edycji Wing For Life? Ty jako ubiegłoroczna zwyciężczyni możesz wybrać sobie miasto w którym wystartujesz. Kierunek już wybrany?

Rozmawialiśmy już z Bartkiem Olszewskim (zwycięzca polskiej edycji – red) i chyba polecimy do Australii. Pozostałe miejsca są mniej egzotyczne. Z tego co wiem, najwięcej zwycięzców wybiera właśnie Australię. Tam na pewno będzie wysoki poziom. Szkoda, że wypadła Nowa Zelandia, bo postawiła bym na ten kraj...

Powodzenia!

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce