Dorota Gruca trzecia w Bostonie! „Dobiegłam siłą woli”

 

Dorota Gruca trzecia w Bostonie! „Dobiegłam siłą woli”


Opublikowane w pon., 27/04/2015 - 13:35

Jej sukces przeszedł w polskich mediach trochę niezauważony. Zmagając się z kontuzją, bez odpowiedniego przygotowania startowego Dorota Gruca (na archiwalnym zdjęciu) zajęła fantastyczne 3. miejsce w kategorii masters w legendarnym maratonie bostońskim (30. open). Specjalnie dla naszego portalu opowiedziała jak wyglądała rywalizacja na trasie.

Pani Doroto przede wszystkim wielkie gratulacje! Trzecie miejsce na takich zawodach to powód do wielkiej satysfakcji. Czy jest Pani również zadowolona z osiągniętego czasu: 2:48:49?

Oczywiście że tak. Biorąc pod uwagę, że moje przygotowania zostały zakłócone przez kontuzję, moim celem w Bostonie był jedynie sam udział w zawodach. Na określonym wyniku aż tak bardzo mi nie zależało.

Co się stało? Jakieś złamanie? Naderwania mięśnia?

To złamanie zmęczeniowe stopy. Dodatkowo naciągnęłam mięsień uda. Teoretycznie w ogóle nie powinnam biegać.

Ale mimo tych problemów ze zdrowiem zdecydował się Pani na start. Czy to było rozsądne?

Już taka jestem, że nigdy się nie poddaję. Tym razem też zaryzykowałam. Poza tym gdybym w tym roku nie wystartowała w zawodach musiałabym w przyszłości pobiec maraton kwalifikujący mnie do startu w Bostonie. Przez to szansa uczestnictwa w tym legendarnym wydarzeniu odwlekłaby się w czasie.

Jak Pani się przygotowywała do zawodów? Bieganie z kontuzją musiało być katorgą?

To były moje najgorsze przygotowania do maratonu. W ciągu pięciu tygodni zrobiłam zaledwie jedno długie wybieganie (29 km). Na więcej kontuzja mi nie pozwoliła. Ból był nie do wytrzymania. Trenowałam 120-140 km w tygodniu i tyle. Wiedziałam, że po tym wszystkim nie jestem w stanie pobiec szybciej niż po 4 minuty na kilometr. I tak tez się stało.

Jak wyglądała rywalizacja na trasie?

Nie liczyłam, że uda mi się powalczyć o pierwszą piątkę w „masterkach”, dlatego wystartowałam na końcu strefy, koncentrując się na własnym tempie. Trzy najszybsze dziewczyny w kategorii biegły na czas 2:40:00, a to było zdecydowanie dla mnie za szybko. Ustawiłam się więc w drugiej czteroosobowej grupie na 2:46:00.Warunki nam nie sprzyjały, wiał porywisty wiatr w twarz, biegłam więc raczej z tyłu oszczędzając energię.

Miała Pani jakiś plan na bieg?

Plan był prosty, przebiec spokojni do 20 mili (ok. 32 km), a potem zaatakować. Moja grupa zaczęła się rozpadać po minięciu połowy dystansu. Na 30. kilometrze biegłam już tylko z jedną masterką. W pewnym momencie zauważyłam, że jest szansa na dogonienie najszybszych dziewczyn. Ich grupa też się rozpadła i brakowało mi do nich raptem 300 metrów. To mnie bardzo zmobilizowało i po 35. kilometrze rozpoczęłam samotny pościg.

Udało się?

Dogoniłam dwie masterki na 2 km przed metą, ale wtedy Rumunka zaczęła finiszować. Próbowałam ją gonić, ale zabrakło mi dystansu. Ostatecznie zameldowałam się na mecie na trzeciej pozycji z czego bardzo się cieszę. Miałam dużo szczęścia. Do tej pory wszystkie dziewczyny na podium osiągały wyniku w granicach 2:40:00.

Nie miała Pani problemu z kontuzjowaną nogą?

Chwała Bogu moja stopa wytrzymała. Gorzej było z udem. Tak naprawdę to dobiegłam już siłą woli. Ale jej nigdy mi nie brakowało.

Co Pani sądzi o samej imprezie, atmosferze, kibicach?

Spośród maratonów, w których startowałam, ten jest jednym z najlepiej zorganizowanych. Poza tym takiej sportowej atmosfery to nigdzie nie widziałam. Całe miasto żyło maratonem. Ponieważ nocowaliśmy z mężem w hotelu znajdującym się niemal przy samej mecie, czułam się przez te kilka dni jak na obozie sportowym. Maratończycy byli wszędzie. Szkoda tylko, że pogoda w trakcie maratonu się popsuła i resztę dni w Bostonie spędziliśmy głównie w hotelu.

Jak wyglądały kwestie bezpieczeństwa? Czy po zamachu terrorystycznym z 2013 r. organizatorzy podjęli jakieś szczególne środki ostrożności?

Ochrona była nie do przebicia, a doświadczył tego osobiście mój mąż. Nie wiedział on, że aby zobaczyć finisz najlepszych zawodników musi pojawić się na mecie (zablokowanej na długości jednej mili i szerokości 300 metrów) na 2-3 godziny przed biegiem. Na nic się zdały błagania, przekonywanie, że żona należy do elity, etc., ochroniarze nie wpuścili go i tyle. Dlatego nie widział mojego finiszu.

Co teraz planuje Dorota Gruca?

Teraz najważniejszy jest dla mnie powrót do zdrowia i zaleczenia kontuzji, które od roku mnie trapią. Wiem, że stać mnie na lepszy wynik, więc jeśli dyrektor Maratonu Bostońskiego będzie zainteresowany moim startem, to być może pojawią się tam za rok. Teraz kiedy znam trasę zawodów wiem jak mam się do tej imprezy przygotować. Na pewno przyda się więcej potrenować podbiegi.

Powodzenia!

Rozmawiał MGEL

 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce