Emil Dobrowolski: „To mój najlepszy sezon w karierze” [WYWIAD]

 

Emil Dobrowolski: „To mój najlepszy sezon w karierze” [WYWIAD]


Opublikowane w pt., 31/10/2014 - 08:59

Emil Dobrowolski to jeden z najlepszych polskich maratończyków. Medalista mistrzostw kraju w biegach ulicznych, regularnie plasujący się w czołówce największych biegów nad Wisłą. U schyłku sezonu pochodzący z Chotomowa zawodnik opowiedział nam zarówno o swoich sukcesach ale i nieudanych startach w 2014 roku, swoim treningu i warunkach, w jakich przychodzi mu wykuwać formę. Zapraszamy do lektury.

FestiwalBiegow.pl: Pana tegoroczny dorobek to wicemistrzostwo kraju w maratonie oraz brązowy medal w Mistrzostwach Polski na 10 km. Dodatkowo wiele czołowych pozycji w prestiżowych biegach jak 15. Poznań Maraton i BMW Półmaraton Praski (2. lokata) czy Biegnij Warszawo (3. miejsce). Chyba może pan sezon zaliczyć do udanych...

Emil Dobrowolski: Na pewno jest to mój najlepszy sezon w karierze. Cieszy mnie ten srebrny medal Mistrzostw Polski. Co prawda miałem już w dorobku brąz mistrzostw kraju z 2010 roku, wtedy był to mój debiut na tym dystansie, ale była dosyć słaba obsada. Teraz już było z kim się ścigać. Ktoś zszedł z trasy, kilka osób wyprzedziłem, z którymi do tej pory przegrywałem.

Cały ten sezon jest dla mnie bardzo udany. Może trzy lub cztery starty mi nie wyszły. Wcześniej z było z tym „pół na pół”.

Swój tegoroczny dorobek medalowy mógł pan wzbogacić jeszcze o medal z mistrzostw Polski na 10 000m w Postomino. Czy to był jeden z tych nieudanych startów?

Na pewno tak. To był bardzo wolny bieg. Pierwszy kilometr nie był za szybki, ale jeszcze trzymał w miarę tempo. Drugi kilometr pokonaliśmy w tempie 3:15 min./km, co jak na mistrzostwa kraju jest śmiesznym czasem. Są dziewczyny, które potrafią szybciej zacząć „dychę”.

Początkowo chciałem ruszyć dopiero od siódmego kilometra, a wcześniej spokojnie się czaić. Jednak gdy zobaczyłem ten międzyczas, to musiałem zaatakować. Chociaż nie było to potrzebne, bo nikt nie poszedł za mną. Gdyby „skleiła” mnie choć jedna osoba, to biegłbym mocno do końca. Musiałem jednak poczekać na grupę, samotny bieg od drugiego kilometra nie miałby sensu.

Na siódmym kilometrze ruszyłem ponownie, urwałem się i stwierdziłem, że trzeba już „lecieć” do końca. Jednak grupa dogoniła mnie na dziewiątym kilometrze, po 9 km i 200 metrach zszedłem z trasy. Rywale zaczęli mi uciekać. Coś tego dnia chyba było nie tak z głową. Dawniej kilka razy schodziłem z trasy i to niestety zostaje w pamięci. Czułem się mocny, ale w pewnym momencie wszystko zaczęło iść nie po mojej myśli.

Długo walczył pan o minimum na Mistrzostwa Europy w Zurychu. Tegoroczny rekord życiowy w maratonie 2:14:39 z mistrzostw Polski oznaczał, że do wymaganego wyniku 2:12:30 zabrakło niewiele...

Ale czegoś zabrakło. Zacząłem próbować już rok temu w Poznaniu. Tam jednak był problem z trasą oraz szarpanym tempem. Później w Warszawie od 15. kilometra biegłem sam. Na około 30. kilometrze przyszedł kryzys i tempo spadło. Wprawdzie cały czas leciałem na rekord życiowy, ale celem było minimum, na które już nie było szans i walczyłem tylko o utrzymanie drugiego miejsca Mistrzostw Polski.

Te dwie minuty różnicy to jednak jest dużo przy takich prędkościach. Może wyszłoby trochę inaczej, gdybym dłużej biegł w grupie. Ale nie ma co teraz gdybać. Trzeba walczyć dalej. W przyszłym roku są mistrzostwa świata, ale wiadomo, że tam o coś powalczyć będzie trudno. Marzeniem są więc Igrzyska w Rio de Janeiro za dwa lata. Sam występ na takiej imprezie byłby czymś wspaniałym.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce