Eugeniusz Tyrajski: „Muszę przeprosić, ale w BPW nie pobiegnę”

 

Eugeniusz Tyrajski: „Muszę przeprosić, ale w BPW nie pobiegnę”


Opublikowane w czw., 16/07/2015 - 09:55

W ramach 25. Biegu Powstania Warszawskiego odbędzie Sztafeta Pokoleń. Jej uczestnicy otrzymają od kombatantów 10 pałeczek sztafetowych. Każda będzie symbolizowała inną wartość, o którą walczyli powstańcy w 1944 r. Biegacze będą sobie przekazywać: wolność, miłość do ojczyzny, wierność, męstwo, honor, prawość, przyjaźń, tolerancję, pomoc słabszym i sumienność.

Jednym z powstańców, który przekaże pałeczkę będzie Eugeniusz Tyrajski, wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich (na zdjęciu). Udało nam się namówić go na wspomnienia o walkach i sporcie. Zdradził nam też, co jeszcze będzie robił w czasie biegu.

Panie Eugeniuszu, co Pan robił, gdy zaczęło się Powstanie Warszawskie?

Gdy zaczęło się Powstanie Warszawskie, miałem 18 lat. Byłem już wtedy po 2-letniej działalności w Szarych Szeregach i po bardzo dobrym szkoleniu Armii Krajowej, które trwało półtora roku. Tak więc do powstania przystąpiłem już jako zastępca dowódcy drużyny w Kompanii K2, Batalionu Karpaty, Pułku Baszta.

Moje powstanie zaczęło się na Wyścigach na Służewcu. To była dosyć zwariowana akcja. Było nas około 300, ale teren Wyścigów Konnych był dosyć spory. Już po wojnie dowiedziałem się, że naprzeciwko nas było 800 ludzi działających w armii niemieckiej. Wiem też, że mieli do dyspozycji konie, dlatego zajęli stajnie.

Jak przebiegło to starcie?

Początkowo udało nam się zająć spory teren. Niemcy byli tym zaskoczeni, zwłaszcza że zdobyliśmy trochę amunicji. Byliśmy nieźle wyszkoleni. Wyszedłem cało z tych Wyścigów tylko dlatego, że byłem po szkoleniu i wiedziałem, jak się zachować w trudnych sytuacjach. Jednak niemiecka armia to było dobrze wyszkolone, dobrze uzbrojone, regularne wojsko. Po kilku godzinach walk zaczęli nas spychać z tego terenu.

Zginęło tam sporo ludzi. Moja kompania została wręcz rozbita. Jej reszki próbowały się przedostać do Śródmieścia. Chcieliśmy przejść przez Łazienki, ale były już zajęte przez Niemców. Resztki tej kompanii brały też udział w walkach na Sadybie.

A jakie były Pana losy po rozbiciu kompani?

Dostałem się w niemieckie ręce. To było 2 września, wtedy padła Sadyba. Miałem ogromne szczęście.

Szczęście?

Tak. Gdy wpadłem z łączniczką do piwnicy pewnego domu, miałem na sobie zieloną kurtkę. Uszyła mi ją ciotka specjalnie na udział w powstaniu. Ludzie, którzy mnie zobaczyli wpadli w panikę. Krzyczeli, żebym się rozebrał. Dali mi jakiś drelich roboczy, do kieszonki włożyli jakieś narzędzia.

Moment, w którym Niemcy nas z tej piwnicy wyciągnęli pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Nawet teraz widzę przed sobą twarz tego Niemca. Mały wzrost, zarośnięty, rozbiegany wzrok. Zdecydował o moim losie. Przystawił mi broń do brzucha. Drugi Niemiec mnie rewidował. W końcu ten pierwszy przesunął mnie karabinem maszynowym na lewo. Ci, których przesunęli na prawo, nie przeżyli.

Miałem szczęście i wtedy i przez całe życie. Potrafiłem szczęście dostrzec, rozpoznać i z niego skorzystać. Bo szczęścia nie wolno ominąć.

Uprawiał Pan sport?

Od dziecka byłem aktywny sportowo. Przed wojną mieszkałem na rogu ul. Łazienkowskiej i Rozbrat. Po jednej stronie miałem stadion Legii, po drugiej Agrykolę. Gdy wieczorem nie było mnie w domu, matka szukała mnie właśnie na tym stadionie. Wiedziała, że tam będę. Na Agrykolę mieliśmy nawet tajne przejście przez dziurę w ogrodzeniu. Uprawiałem wiele dyscyplin. Przez 12 lat rzucałem dyskiem.

Biegał Pan?

Oczywiście, ale muszę powiedzieć, że wolałem krótkie dystanse. Nie miałem dobrej wytrzymałości. Już 400m to było dla mnie dużo, ale 100 czy 200m było idealne. Dlatego muszę przeprosić, że w Biegu Powstania Warszawskiego nie pobiegnę. Mam zupełnie popsutą nogę i do setki brakuje mi 11 lat. Zadowolę się więc inną rolą na trasie.

Czy duże zainteresowanie takim wydarzeniem jak Bieg Powstania Warszawskiego ma dla Pana znaczenie?

Ma to dla mnie ogromne znaczenie. Podkreślam za każdym razem, że wszystko to, co się organizuje, by przypomnieć Powstanie Warszawskie, jest dla mnie ważne. I nie tylko dla mnie. Nas niewielu już zostało. Jesteśmy pokoleniem odchodzącym. Te 10 000 biegaczy bardzo mnie cieszy. Moja rola w biegu będzie polegała na przekazaniu pałeczki i będę dawał sygnał do startu. Normalnie tę funkcję pełni mój przyjaciel Edmund Baranowski. Niestety jest w bardzo złym stanie zdrowia. Prosił mnie, bym go zastąpił. Nie mógłbym odmówić koledze z Powstania...

IB

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce