Krzysztof Gosiewski o swoim 34. miejscu na ME w przełajach

 

Krzysztof Gosiewski o swoim 34. miejscu na ME w przełajach


Opublikowane w wt., 16/12/2014 - 12:28

Wynik młodego zawodnika, początkowo nie spełniającego kryteriów PZLA do startu na tej imprezie i na prośbę środowiska biegowego dołączonego do kadry w ostatnim momencie, jest chyba największą niespodzianką w naszej reprezentacji na bułgarską imprezę. Jak wynik odebrał sam zawodnik?

34. miejscem w Samokov wyrównał pan najlepszy wynik polskich seniorów w przełajowych Mistrzostwach Europy. Taką samą lokatę uzyskał w 2009 roku w Dublinie Łukasz Parszczyński. Wiedział pan o tym?

Krzysztof Gosiewski: Nie, nie wiedziałem. Cóż, cieszę się bardzo. Wiem jednak, że to jest odległe miejsce. Ale... czuje potencjał po tych kilku latach treningu! Może być dużo lepiej. A za kilka lat może być naprawdę dobrze. Póki co nie ma się co podpalać. Ja cieszę się z tego. Cieszę się też, że nie pokonała mnie ta wysokość (1315 n p.m.), bo wcześniej przebywałem na niej łącznie 40 minut... W niedzielę były kolejne 34 w biegu...

Warunki na trasie były trudne. Nawet jak na przełaje...

Warunki były ekstremalne. Trasa była piekielnie ciężka. Błota była tyle jak w jakimś... chlewie (śmiech). Ciężko nawet to opisać. Biegło się w błocie po kostki. Do tego jeszcze śnieg. Niektórzy zawodnicy mówili, że takich warunków na ME nie było jeszcze nigdy. Moze w pierwszych biegach nie wyglądało to jeszcze źle, ale gdy na trasie pojawili się seniorzy, była już tragedia tragedii! Wszystko było tak rozwałkowane i przemielone, że ludzie skręcali w tym błocie kostki i upadali.

Ciężko było zbiegać. Nie dało się puścić nóg, bo one uciekały na boki. Tam gdzie była zaś prosta, pojawiły się takie dziury, że człowiek po prostu ratował się przed wywrotką i nie myślał o bieganiu, rywalizacji. Na podbiegach z kolei można się było zakopać w miejscu. Najlepiej biegło się po śniegu, gdzie nogi łapały trochę przyczepności. Ale potem znów wbiegało się w błoto....

Jednak wiele osób twierdzi, że im trasa cięższa, tym lepiej dla pana...

Trener od zawsze mówi, że trudne warunki są dla mnie. Zgadzam się z tym. Jednak gdyby była szybka trasa, to też bym sobie poradził. Już w Krakowie potrafiłem pobiec w granicach 3 minut na kilometr. Niezależnie od warunków zawsze biegnę na miarę moich możliwości. Nie lubię się usprawiedliwiać gorszymi warunkami na trasie.

Teraz możemy gdybać, ale jeśli dołączyłby do kadry wcześniej i miał szanse na aklimatyzację, to byłaby szansa na wyższe miejsce?

Zastanawiałem się nad tym. Na pewno bez aklimatyzacji biegło się trochę ciężej. Myślę, że dzięki aklimatyzacji mógłbym pobiec nawet w okolicach pierwszej 20. Do 28. miejsca zabrakło mi w Samokow tylko 4 sekundy. Zresztą tam wszyscy byli bardzo blisko siebie, decydowały detale. Pobiec 10 sekund szybciej na takiej imprezie, to jest nawet osiem miejsc wyżej.

Tytułu Mistrza Polski w przełajach przyjdzie panu bronić już w pod koniec marca 2015 w Iławie. Będzie to dla pana ważny start?

Myślę, że nie będzie to już dla mnie impreza docelowa. Skoncentruje się na innych startach, szykuję się do debiutu w półmaratonie. Przełaj potraktuje jako bardzo solidny trening. Chyba że trener zdecyduje inaczej. Na dziś uważam, że będziemy trenować i do Iławy pojedziemy z marszu.

Rozmawiał RZ

fot. Archiwum Krzysztofa Gosiewskiego, twitter atletismoRFEA

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce